FABUŁA (1/3)
Zanim przejdę stricte do recenzji, mała uwaga. Twój opis. Czytając go, odnoszę wrażenie, że to zlepek haseł. Taki kiepski chwyt reklamowy – „Chciano stworzyć nowy gatunek!", „Powstało coś zupełnie innego!', „Najlepszy na rynku proszek do prania!". Na dodatek podajesz, że te próby czy twory nazwano Zmieszańcami, a w następnym zdaniu temu zaprzeczasz – „(...) nie nazywano ich zmieszańcami." Więc jak, Oni? Przeczytałam całe siedemnaście rozdziałów i nie znalazłam tego określenia poza Zmieszańcami, czasem jako synonimu używałaś "mutant", "potwór", ale żadnej specjalnej nazwy nie było. Może miałaś jakiś początkowy zamysł, którego nie zrealizowałaś, może ta inna nazwa, straszniejsza, jeszcze się pojawi. Nie wiem, tylko zwracam uwagę, że mnie osobiście zakuło w oczy.
A teraz to, na co każdy autor z niecierpliwością czeka – wnikliwa analiza jego dzieła. To moja pierwsza recenzja w stworzonej przeze mnie i Prozerpinkę recenzowni, więc podobnie jak autorka odczuwam w tym miejscu pewien niepokój. Raz kozie śmierć!
Przeczytałam wszystkie siedemnaście rozdziałów, które mają bardzo nieregularną długość. Popełniasz takie na pięćset słów i takie na dwa tysiące. Czytało mi się przez to trudno, bo niektóre części były dla mnie zanadto rozwleczone, a te krótkie czasem sprawiały wrażenie skondensowanych, przekazujących dużo treści za pomocą małej ilości słów, a czasem - przykro mi, ale takie miałam odczucie – napisanych, żeby coś wrzucić (w roli zapychacza). Całość nie zajęła mi dużo czasu, jednak były momenty, gdy musiałam się zatrzymać, odsapnąć i ruszyć dalej. Dlaczego? O tym za chwilę.
W pierwszym rozdziale serwujesz nam retrospekcję w postaci snu i trochę odczuć bohaterki w czasie rzeczywistym. W flashbacku dowiadujemy się o traumatycznym przeżyciu, które spotkało Leishę Salander, i o konsekwencjach, z jakimi będzie musiała się borykać w przyszłości. Jej rodzice, by ułatwić jej życie, postanawiają ukryć ją przed światem. Początkowe rozdziały opierają się głównie na wspomnieniach głównej bohaterki, dowiemy się, jak doszło do jej tragedii, a w drugiej części, jak wygląda jej życie, gdy się ukryła. Chciałam tak napisać recenzję, by nie zdradzić za wiele i potencjalny czytelnik, zachęcony, mógł sięgnąć po tę pozycję, nie znając fabuły. Jednak dla omówienia kilku ważnych potknięć, muszę ujawnić co nieco. Ci, którzy wolą sami zapoznać się z historią Zmieszańców, niech przerwą w tym miejscu i wrócą po lekturze!
Gdy zaczynasz przedstawiać nam ciąg zdarzeń, który doprowadził do mutacji, Leisha ma sześć lat. Jest dzieckiem, nie chodzi do szkoły, jest córką najważniejszej kobiety na całej Ziemi, a mimo to włóczy się sama po Obrzeżach. Uzasadniłaś to chęcią niesienia pomocy humanitarnej najbiedniejszym. Idzie sobie sama po wyboistej dziurawej drodze w miejscu, które ja wyobrażam sobie, jak slumsy, i ciągnie wózek z jedzeniem i ubraniami. Nierealne? Niestety. Po pierwsze, to sześciolatka. Głównie powinna się zajmować zabawą w księżniczki, pewnie nawet nie potrafi czytać. A tu jest bohaterką przemierzającą samotnie niebezpieczne dzielnice. Po drugie, jej matka jest Ambasadorką Ziemi w Sojuszu Gwiazdy Zimnej. Miała kontakty z Obcymi i innymi cywilizacjami, z dalszych rozdziałów dowiemy się, że Zmieszańcy obwiniają ją o eksperymenty, jakie na nich przeprowadzano, a niedługo po narodzinach Leishy miał miejsce zamach na dom Ambasadorki. Nie wydaje mi się, że wiedząc o takim niebezpieczeństwie, jej matka wyraziłaby zgodę na to, by córka sama udała się na Obrzeża, co innego z kordonem ochrony, może w otoczeniu wojska. Rozumiem, że potrzebowałaś takiej sytuacji do wprowadzenia do fabuły nowej przyjaciółki, która udzieliła jej pomocy i schronienia. Moim zdaniem mogłaś to rozwiązać w inny sposób. Kolejną nieścisłością jest wypadek, jakiego doznała bohaterka, który doprowadził do poznania Lu i jej matki Mei. Leisha przewraca się i doznaje urazu kostki, nieznajoma kobieta zauważa, że noga jest złamana lub skręcona. Dziewczynka nie może na niej nawet stanąć („zaczęłam się przyczołgiwać"), w następnym rozdziale-scenie Leisha wraz z Lu skaczą, tańczą na jednej nodze, łażą po ogrodzie i kulają się po dywanie. Nie tak zachowuje się sześcioletnie dziecko, które złamało nogę i któremu nie udzielono żadnej pomocy medycznej. Brak w tym realizmu.
CZYTASZ
Pączkarnia. Recenzje bez lukru!
Non-FictionJesteśmy grupą dziewczyn, które jednoczy pasja do czytania, pisania i jedzenia! Postanowiłyśmy połączyć siły, mózgi i klawiatury w służbie wattpadowej sztuki! Chcesz dowiedzieć się, co postronny Czytelnik sądzi o Twojej twórczości? A może chcesz spr...