Tom

649 50 1
                                    


“Ludzie są gotowi wierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę„

Obudziłam się w tej samej celi w której poprzedniej nocy prawie umarłam, ale obok mnie stała miska z wodą i suchy chleb. To coś nowego. Odkąd tu jestem dostałam jeść może dwa razy i musiałam prawie umrzeć, aby dostać jedzenie. Podnosząc się poczułam ogromny ból, który obejmował całe moje ciało. Złapałam za kromkę i wgryzłam się w nią. Nie sądziłam, że byłam głodna do pory aż poczułam smak chleba. Moje rozmyślanie przerwało wejście najbardziej znienawidzonego przeze mnie człowieka. Porywacz, wszedł do środka i stanął na przeciwko mnie.
- Nie sądziłem, że przeżyjesz - powiedział tonem wypranym z emocji a ja przyjrzałam się mu dokładnie.
Mężczyzna przede mną był wysokim brunetem o szmaragdowych oczach i jasnej cerze. Ubrany był w tą samą długą, ciemną szatę, ale tym razem nie założył maski, która najbardziej mnie przerażała. W dłoniach trzymał różdżkę jak zwykle.
- Widzę, że El zadbała o ciebie - mruknął - ja na jej miejscu pozwoliłbym ci tu zdechnąć - spojrzał na mnie z nienawiścią.
- Wczoraj jakoś nie dałeś rady - odpyskowałam, na co zmarszczył brwi, podszedł do mnie i uderzył mnie mocno w twarz - lubisz znęcać się nad słabymi, co?
- To dopiero początek, księżniczko - złapał mnie za włosy i mocno za nie pociągnął - dziś ci odpuszczę to pyskowanie, ale następnym razem lepiej uważaj - uderzył mnie z pięści w brzuch - nie będę tak miły.
Mężczyzna wyszedł zostawiając płaczącą z bólu. O ile pragnęłam powrotu na ziemię teraz jedyne czego chciałam to śmierć.

(***)

Siedziałam w kącie i piłam wodę kiedy do mojej celi wrzucono zmasakrowaną dziewczynę. Gdy tylko drzwi się zamknęły zbliżyłam się do niej i przewróciłam ją na bok.
- Obudź się! - szturchnęłam ją, ale nie zareagowała - proszę, obudź się!
Dziewczyna jęknęła a ja odetchnęłam z uglą.
- Jesteś głodna? - zapytałam, ale dziewczyna nie odpowiedziała, wciąż leżała z zamkniętymi oczami i ciężko oddychała.
Przyłożyłam rękę do jej czoła i zmarszczyłam czoło.
- Jesteś rozpalona - westchnęłam ciężko i usiadłam zrezygnowana obok niej.
- J-jestem Katie - odezwała się cicho, gdy oderwałam kawałek rękawa, aby zrobić zimny okład dla dziewczyny - a t-ty?
- Vivien - mruknęłam, zanurzając kawałek tkaniny w lodowatej wodzie, którą piłam.
- O-od dawna tu jesteś?
Położyłam jej okład na czole i zastanowiłam się - Nie wiem dokładnie, chyba tydzień.
- J-ja jestem tu trzydzieści sześć dni - zająknęła się, gdy przeszedł ją kolejny dreszcz - moi rodzice zostali zamordowani a mnie zamknięto tutaj.
- Współczuję ci - powiedziałam patrząc na dziewczynę, która była już coraz bardziej świadoma.
- Nie przejmuj się mną - uśmiechnęła się blado - walcz o siebie - mówiąc to dziewczyna zemdlała a ja przerażona potrząsnęłam nią delikatnie.
- Hej, ocknij się! - krzyknęłam do niej, ale nie reagowała - nie umieraj, proszę - załkałam.
Moje krzyki przerwało wejście strażnika, którego nie znałam.
- Cisza! - krzyknął i podszedł do mnie - pod ścianę, jazda!
Powoli podnosiłam się z zimnej podłogi, ale nawet nie zdążyłam zrobić kroku, gdy zostałam rzucona na ścianę.
- Nie mam czasu na takie szmaty jak ty - splunął na mnie i uderzył z pięści w brzuch - Luke jest zbyt dobry dla ciebie, szlamo - złapał moje włosy i uderzył moją głową w mur, przez co upadłam - nauczę cię szacunku - mówiąc to wyjął różdżkę i pochylił się aby na siłę otworzyć mi usta - aquamenti - powiedział mężczyzna a moje usta wypełniły się wodą, którą zaczęłam stopniowo się dławić. Przełykałam ją, ale niewiele to dawało. Mężczyzna uśmiechał się złośliwie i ani myślał o przerwaniu zaklęcia, dopóki drzwi od celi nie otworzyły się ponownie i stanął w nich Luke wraz z blondynką, którą widziałam tu ostatnio.
Brunet odepchnął starszego mężczyznę ode mnie a dziewczyna szybko pomogła mi pozbyć się wody z organizmu, co umożliwiło mi normalne oddychanie.
- Zwariowałeś? - krzyknął młodszy mężczyzna i zabrał różdżkę od wściekłego strażnika - dobrze wiesz, że pan chciał ją dzisiaj widzieć - brunet irytował się coraz bardziej - i jak chciałeś mu ją dostarczyć? Ledwo żywą czy martwą?
- Nie rozumiem cię, Luke - starszy strażnik założył dłonie na piersi i spojrzał na chłopaka pogardliwie - to tylko szlama a ty awanturujesz się jakbym chciał zabić ci siostrę.
- Wyjdź stąd, Avery - odpowiedział tylko a ja uniosłam głowę na wspomniane nazwisko - i nie pokazuj mi się na oczy.
- Cokolwiek rozkażesz - zaśmiał się i wyszedł, przyglądając się mi wcześniej z ochydnym uśmiechem.
Blondynka usiadła obok mnie i delikatnie się uśmiechnęła, ale nie odezwała słowem.
- Wstawaj, wychodzimy - powiedział krótko Luke i nie czekając otworzył drzwi mojej celi - wysłać ci zaproszenie?
Podniosłam się z trudem i podeszłam do chłopaka, który patrzył na leżącą na ziemi dziewczynę.
- Zbadaj ją - mruknął do blondynki i popchnął mnie w głąb ciemnego korytarza - ruszaj się, nasz pan nie lubi czekać.
- Idę najszybciej jak potrafię - jęknęłam, ponieważ dłoń chłopaka owinięta była wokół jednej z moich ran, ale bałam się odezwać.
- Jakoś nie wierzę - prychnął i popchnął mnie przed siebie, puszczając przy tym moje chore ramię.
W końcu dotarliśmy do wielkich, drewnianych drzwi zza których słychać było pełne bólu krzyki, przez co przeszedł mnie dreszcz i nie chciałam wchodzić do środka, ale popchnięta przez Luke'a wpadłam do wielkiej sali, na której środku stał wielki tron.
- Panie - chłopak ukłonił się - przyprowadziłem ją, tak jak chciałeś.
Nie usłyszałam odpowiedzi bo w mojej głowie wciąż siedziały krzyki uwięzionych tu ludzi. Nie mogłam pojąć kto jest tak okrutny, żeby porywać ludzi i traktować ich w taki sposób.
- Ocknij się! - krzyknął Luke a ja spojrzałam na niego zamroczona.
Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam ludzi ubranych w czarne, długie szaty i białe maski przypominające czaszki, co przeraziło mnie jeszcze bardziej. Mój wzrok skierowałam na tron gdzie siedział brunet o zimnych niebieskich oczach i jasnej cerze, przypominającej mleko. Jego strój niczym nie różnił się od reszty mężczyzn oprócz tego, że nie miał na twarzy maski.
- Zostawcie nas samych - odezwał się wstając a zza tronu wypełzł ogromny wąż - ty zostajesz Luke.
- T-tom? - zapytałam wciąż niepewna a mężczyzna przede mną pokiwał tylko głową - a-ale dlaczego?
- A dlaczego nie? - wzruszył ramionami - jakimś cudem tu wróciłaś i pierwsze do kogo poszłaś to do Dumbledore'a - prychnął - myślałem, że bardziej mi ufałaś, ale najwidoczniej się myliłem.
- To nie tak - zaprzeczyłam szybko - j-ja - zająknęłam się po wpływem jego wzroku.
- Ty co? - prychnął, odwracając się ode mnie - wiedziałem, że nie powinienem ci dawać mojego dziennika - westchnął - ale nie sądziłem, że wylądujesz w domu mojego wroga i co najlepsze? Zostaniesz jego najlepszą przyjaciółką!
- O czym ty mówisz? - zapytałam, nie do końca świadoma jego słów - to ty...
- Tak, Vivien - odwrócił się w moją stronę z przerażającym uśmiechem - to ja jestem Lordem Voldemortem - oznajmił a ja pokręciłam przecząco głową, nie chcąc przyjąć do wiadomości tego jak wiele zmieniło się podczas mojej nieobecności. Jak bardzo zmienił się Tom - sama nazywałaś mnie mordercą a teraz nie potrafisz przyjąć tego do wiadomości?
- Przestań! - krzyknęłam błagalnie, ale usłyszałam tylko śmiech.
- Zabiłem wielu ludzi - mruknął, wyciągając różdżkę - i nic nie zatrzyma mnie przed zabiciem ciebie.
Wstrzymałam powietrze, czekając na śmierć, ale usłyszałam głośny syk i ogromny wąż oplótł w pół Luke'a, przez co ten ledwo oddychał.
Tom spojrzał na węża karcąco i wysyczał coś w jego stronę, ale ten nadal nie odpuszczał.
Odpuścił dopiero, gdy Luke był już blady a jego oczy wywróciły się w tamtą stronę.
- Jesteś wolna - odburknął niezadowolony Tom i podszedł do nieprzytomnego mężczyzny - powinnaś podziękować Nagini, zawdzięczasz jej życie.
Nie wiedząc co powiedzieć podeszłam do klęczącego przy brunecie Toma.
- Nie mam przy sobie dziennika a nawet gdybym miała...nie przekazałabym go nikomu.


Fallen | t.m.rOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz