Rozmowa z Hermiona pomogła mi poukładać sobie niektóre sprawy. Byłam szczęśliwa, że nie zostawiła mnie samą z tym wszystkim. Dobrze mieć kogoś takiego.
- Idziesz, Snape? - odezwał się podirytowany rudzielec, który nadal miał mi za źle to, że go uderzyłam.
- A co, tęsknisz? - uniosłam brew a on wywrócił oczami i dogonił resztę, która znajdowała się już na wzgórzu.
Wraz z Harrym, Hermioną i Rudzielcem wybieraliśmy się na herbatę do Hagrida, który zapraszał Harrego na podwieczorek od dobrych kilku dni, ale ten ciągle mu odmawiał tłumacząc się nauką, ale serio. Harry i nauka? Nie w tym życiu.
Gdy dotarliśmy do chatki olbrzyma, Harry podszedł i zapukał w ogromne drzwi domku, ale po kilkunastu minutach wciąż odpowiadała nam cisza.
- Może zapomniał i znów poluje na te głupie zwierzaki w zakazanym lesie - odezwał się Weasley.
- Sam jesteś głupi - mruknęłam cicho, ale rudy usłyszał, posyłając mi pełne nienawiści spojrzenie - a co kłamie?
- Uspokójcie się - odezwała się Hermiona - zachowujecie się gorzej niż dzieci.
Wywróciłam oczami, ale więcej się nie odezwałam i Ron na szczęście też nie.
- Myślicie, że Hagridowi mogło się coś stać? - zastanawiał się Harry - może Śmierciożercy go zaatakowali, on nie jest wstanie się obronić.
- Masz zbyt bujną wyobraźnię, Harry - powiedziałam a Hermiona przyznała mi rację - czego szukaliby tutaj Śmierciożercy?
- Mimo wszystko i tak chodźmy to sprawdzić - powiedział twardo brunet, idąc w stronę ciemnego lasu.
- Czuję, że to błąd - odezwał się rudzielec a ja niechętnie musiałam się z nim zgodzić.
Weszliśmy w czwórkę do Zakazanego Lasu, właściwie byłam tutaj zbędna, ponieważ w razie niebezpieczeństwa nie potrafiłabym nawet im pomóc. Czym niby? Rzucałabym kamieniami czy biła łodygami kwiatków? Mogliśmy zostać przy domku, zdecydowanie powinniśmy tam zostać.
Gdy weszliśmy głębiej a strach coraz bardziej dawał się we znaki, do naszych uszu dobiegły głośne krzyki a raczej wrzaski, które przypomniały mi Luke'a i wszystko do czego się posunął.
- Musimy tam iść - oznajmił Harry a ja spojrzałam na niego jak na idiotę - dalej, tam ktoś umiera!
Złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę - Rozumiesz, że masz ten swój kompleks bohatera, ale zrozum, że nie ryzykujesz tylko swoim życiem - warknęłam - ogarnij się, niektórzy nie chcą dziś umierać.
Chłopak spojrzał na mnie uważnie i wyrwał swoją rękę - Jeśli nie chcesz to nie idź - powiedział i ruszył przez gęste krzaki a za nim Ron i Hermiona.
Z ciężkim sercem udałam się za nimi, za osobami, którymi chciałam chronić, ale mi na to nie pozwoliły.
Gdy weszłam na polanę pierwsze co rzuciło mi się w oczy to leżący na trawie martwy jednorożec a później moi przyjaciele krzyczący coś do mnie.
- Uciekaj, Viv! - krzyknęła Hermiona, ale zanim mogłam zrobić krok przede mną staną Tom z różdżką wyciągniętą przed siebie a ja wstrzymałam powietrze.
- Kogo my tu mamy - uśmiechnął się i szarpnął mną tak, że upadłam - Vivien, ostatnio coraz częściej na siebie wpadamy - zaśmiał się nieprzyjemnie a mnie przeszedł dreszcz - uważaj bo pomyśle, że robisz to specjalnie.
- Nie schlebiaj sobie - prychnęłam.
- Ostatnio mówiłaś coś innego - uklęknął obok mnie a jego oczy wlepione były w moje.
- Zmieniłam zdanie - odpowiedziałam, ale zanim zdążyłam coś dodać otrzymałam porządnego kopniaka w brzuch.
- Ja też zmieniłem - pociągnął mnie za włosy i uderzył moją twarzą o ziemię.
Słyszałam krzyki Harrego i płacz Hermiony, wszystko mieszało się ze sobą w jeden.
- Mówiłaś, że nie jesteś po ich stronie - brunet odwrócił moja twarz w swoją stronę a ja nie odpowiedziałam, nie byłam w stanie - to jak wytłumaczysz mi skąd wziął się tutaj Potter?
Widziałam jego gniew w niebieskich jak niebo oczach, które teraz przypominały krew. Bałam się go jak nigdy przedtem.
- Powiesz coś? - posłał mi wyczekujące spojrzenie a ja zaprzeczyłam, na co przytaknął - rozumiem, potrzebujesz pomocy.
Brunet wstał i skierował swoją różdżkę na Hermionę - odpowiadasz na moje pytania lub zabije ją i rudzielca.
Moje serce zaczęło szybciej bić a oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
- D-dobrze, ale nie rób im krzywdy - odpowiedziałam szybko.
- Widzisz - odezwał się z podłym uśmiechem - wystarczył odpowiedni bodziec a znów mówisz.
Spojrzałam na moich przyjaciół, którzy patrzyli na mnie przerażeni i prawdopodobnie obmyślali plan jak się stąd wydostać, wątpiłam czy to było możliwe.
- Pytanie pierwsze - zaczął Riddle podchodząc do mnie - co robisz z nimi - wskazał na moich przyjaciół a ja westchnęłam.
- Przyjaźnimy się - powiedziałam cicho, ale chłopak doskonale usłyszał co powiedziałam - byli pierwszymi osobami, które poznałam po przybyciu tutaj, nie licząc pielęgniarki, Dumbledore'a i Hagrida, którego zresztą znasz. - mruknęłam posępnie, ale chłopak nie odpowiedział.
- Gdzie dziennik - zapytał, bawiąc się różdżką.
- Myślałam, że już o tym rozmawialiśmy, nie mam go.
- Myślę, że kłamiesz - Riddle podszedł bliżej mnie i uklęknął obok - dziennik zaginął niedawno a zgadnij kto niedawno cudownie się odnalazł - chłopak przyglądał na mnie chłodnym wzrokiem a ja zamarłam.
- Naprawdę myślisz, że ci go zabrałam? - prychnęłam - jak? - oburzona spojrzałam mu w oczy - weszłam przez okno i wyfrunęłam zamieniając się w nietoperza.
- Bardzo śmieszne, Boyer - wywrócił oczami a ja zamarłam na nazwisko, którego użył - co, twoi gryfońscy kumple nie wiedzą kim naprawdę jesteś, Viv?
Westchnęłam ciężko, dlaczego wszystko się tak komplikuje?
Dlaczego akurat teraz?
- Wypuszczę ich, gdy wrócisz ze mną do mojego dworu - usłyszałam i nie potrafiłam uwierzyć w to co słyszę - masz tylko jedna szansę na uwolnienie przyjaciół to lub ich śmierć.
Spojrzałam na trójkę nastolatków, których możliwe, że widzę ostatni raz w życiu. Hermionę, która patrzyła na mnie z niepewnością, Harrego i Rona, którzy szeptali coś do siebie a niechęć biła z ich oczy. Musiałam zrobić to dla nich.
- Dobrze.
CZYTASZ
Fallen | t.m.r
FanfictionTo niesamowite, jak miłość może nas nauczyć jak nienawidzić... ________________ Enemies cz II