Crucio.

657 49 7
                                    

Od kilku dni snułam się po zamku jak duch i nawet chodzenie na zajęcia nie sprawiało mi takiej samej przyjemności co kiedyś. W końcu po co mi nauka magii skoro nawet nie mogę czarować? Równie dobrze mogłabym pomagać Hagridowi.
- Viv! - odwróciłam się widząc uśmiechniętego Harrego idącego w moją stronę - idziesz z nami do Hogsmeade?
Kiwnęłam niepewnie głową - To super! - uśmiechnął się uradowany - Za godzinę wychodzimy.
Chłopak odwrócił się na pięcie i ruszył dalej a ja z ciężkim westchnieniem udałam się do Wieży Gryffindoru. Nie chciałam dzisiaj nigdzie wychodzić, miałam chęć położyć się i rozpaczać nad moim tym jak głupia i naiwna jestem. W końcu kto normalny ufa Tomowi?
Ubrana w jasnoniebieską sukienkę, którą kupiłam z Hermioną pierwszego dnia w Hogsmeade, stałam z Harrym, Hermioną, bliźniakami Weasley i Ronem przed obrazem grubej damy i czekaliśmy na Ginny i resztę. Postać Longbottoma wyłoniła się zza obrazu a za nim i Ginny, która poprawiała swoje rude włosy.
- Już wszyscy? - zapytała Hermiona, na co Harry zaprzeczył.
- Jeszcze Luna, powinna zaraz przyjść - powiedział a zza rogu wyłoniła się postać dziewczyny.
Luna była średniego wzrostu dziewczyną o długich blond włosach i jasnych oczach. Ubrana była w różową sukienkę, która błyszczała, gdy dziewczyna się poruszała.
- Witajcie, przepraszam za spóźnienie, ale w moim pokoju były Gnębiwtryski.
- Wariatka - mruknął pod nosem Ron, ale dziewczyna nie usłyszała go.
- Nie ma czegoś takiego jak Gnębiwtryski - powiedziała spokojnie Hermiona, ale dziewczyna wzruszyła ramionami nawet jej nie słuchając.
- Był tam.
Hermiona westchnęła ciężko i zakończyła temat.
- Chodźmy już - odezwał się Harry - mieliśmy się dobrze bawić.
(***)
Gdy dotarliśmy do Hogsmeade każdy poszedł w swoją stronę. Ginny, Luna, Hermiona i ja poszłyśmy do Miodowego Królestwa, gdzie zastaliśmy kilku Puchonów z naszego rocznika, ale po opuszczeniu go w mojej głowie pojawił się pomysł i może byłam zdesperowana, ale naprawdę chciałam zobaczyć się z Tomem.
- Muszę coś załatwić - powiedziałam a Hermiona spojrzała na mnie podejrzliwie - muszę dostać się na Ulicę Śmiertelnego Nokturnu - wyznałam, na co dziewczyny zdębiały.
- Zgłupiałaś?! - Krzyknęła Hermiona a ja westchnęłam - nie potrafisz czarować a chcesz iść na Nokturn?
- Chce tylko...
- Nic mnie to nie obchodzi - przerwała mi, zdenerwowana - myślisz, że co robią z takimi jak ty lub ja? - spojrzała na mnie a ja nie odezwałam się więcej - zrozum, że trwa wojna. Musimy na siebie uważać.
- Rozumiem.
- Nie rozumiesz, nie przeżyłaś nigdy czegoś takiego - powiedziała, na co prychnięłam.
- Wiem o wojnie więcej niż wy wszystkie razem wzięte.
Odeszłam zdenerwowana od nich. Żyjąc z młodym Tomem, który stawał się tym kim jest obecnie mordując Myrtle i w czasach w których Grindelwald wybijał rodziny, uciekając przed sprawiedliwością, tak zupełnie nie wiem co to wojna.
Pogrążona w swoich myślach nie zauważyłam jak wpadam na kogoś.
- Przepraszam - powiedziałam, unosząc głowę i zamarłam przede mną stał Louis.
- Nic się nie stało - uśmiechnął, a ja moje serce stanęło - wszystko z panią w porządku?
- Nie poznajesz mnie, Louis? - zapytałam a on zmarszczył brwi - to ja Vivien.
Twarz chłopaka zastygła a w oczach pojawił się chłód - Jeśli myślisz, że to śmieszne to się mylisz - powiedział i ominął mnie - Vivien nie żyje - mruknął na odchodne.
Patrzyłam za chłopakiem, który od naszego ostatniego spotkania niewiele się zmienił i może to przez jego wyjątkowy dar chłopak wygląda na osiemnastolatka? Ale dlaczego mnie nie poznał?
Spacerowałam wzdłuż ulicy gdy nagle na ulicy pojawiło się kilkunastu ludzi ubranych w czarne, długie szaty i białe maski przypominające czaszki. Ludzie przerażeni uciekali do swoich domów zabierając dzieci chcąc je ochronić. Nagle przede mną pojawiło się dwóch mężczyzn.
- Ładne dziewczynki nie powinny same chodzić bo może stać się im krzywda - mówiąc to pociągnął moje włosy aż zapłakałam - wy szlamy jesteście takie beznadziejne - zaśmiał się - nasz pan będzie zadowolony, prawda Lucjuszu?
Szarpałam się w uchwycie mężczyzny, ale on ani myślał puścić - nie szarp się! - krzyknął i uderzył mnie po czym wyjął swoją różdżkę - Crucio!
I po kilkunastu klątwach, które otrzymałam moje oczy zamknęły się a ja straciłam przytomność. Słysząc jedynie krzyk Hermiony.
- Vivien, nie!

Fallen | t.m.rOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz