Merry niewiele zapamiętał z tej drogi. Wszystkie wspomnienia zlały się w jeden koszmar. Tupot okutych żelazem orkowych stóp, chrapliwe komendy, świst bata. Straszliwe zmęczenie, rwący się oddech i przeraźliwy strach. O siebie – że nie da rady, nie wytrzyma ani chwili dłużej, o Pippina, którego tylko raz, w czasie zamieszania
podczas schodzenia z urwiska, zdołał wypatrzyć w tłumie. I przede wszystkim o Boromira, który mimo orkowego napoju i własnej determinacji, słabł coraz wyraźniej z każdą chwilą.Początkowo człowiek trzymał tempo. Z trudem, ale trzymał. Merry, którego od czasu do czasu orkowie nieśli, spoglądał ponad ich ramionami i widział Gondorczyka przed sobą. Boromir utykał, ale jakimś cudem nadążał za swoimi strażnikami. Lecz w miarę jak mijały mile, a Ugluk nie robił przerwy, Boromir zaczął zakłócać rytm kolumny
i zostawać w tyle. Na rozkaz dowódcy najsilniejsi orkowie niechętnie spróbowali go kolejno ponieść na krótkich odcinkach. Nie dawali jednak rady, rosły Gondorczyk, do tego w kolczudze, był zbyt ciężki. Orkowie musieli zmieniać się co chwila i te zmiany jeszcze bardziej rozbijały rytm marszu. Wkrótce więc Boromir znowu został zmuszony do biegu o własnych siłach. Orkowie poganiali go bezlitośnie, a za każdy krótki postój, wymuszony upadkiem, obrywał razy i kopniaki. Przy trzecim upadku, kiedy to w powstałym chaosie jedni orkowie hamowali a inni przeskakiwali nad leżącym i w efekcie wszyscy klnąc wpadali na siebie, rozwścieczony Ugluk zmienił ustawienie kolumny i przeniósł Boromira na tyły oddziału, tak by człowiek, padając, za każdym razem nie rozbijał szyku. Merry, który w ten sposób stracił przyjaciela z oczu, modlił się w duchu, by Boromir wytrzymał. I choć w ten sposób orkowie istotnie uniknęli zamętu w środku oddziału, nadal musieli się co jakiś czas zatrzymywać, tym razem, by poczekać aż dowódca pozbiera jeńca z ziemi i dogoni kolumnę. Przy każdej takiej okazji Merry umierał ze strachu, że tym razem Uglukowi puszczą nerwy i zabije więźnia, pozbywając się kłopotu.Zapadła noc i hobbit widział jedynie odblaski księżyca na orkowych hełmach. W spowijających świat ciemnościach wszystko stało się nierealne, jak zły sen. Merry miał wrażenie, że biegną tak bez końca. Podrygując na plecach orka, hobbit zaczął przymykać oczy, nie zważając na ból wyłamywanych rąk i pazury wpijające mu się w przedramiona, kiedy soczyste przekleństwa znów wyrwały go z drzemki. Orkowie zatrzymywali się gwałtownie. Z tyłu któryś coś wykrzykiwał i Merry z lękiem rozpoznał głos Ugluka.
Boromir. Znowu...
W tej samej chwili trzymający go ork zluzował chwyt i zrzucił hobbita na ziemię. Zaskoczony Merry upadł ciężko na bok i skulił się w ciemności otoczony przez las orkowych nóg. Chwilę trwało nim dotarło do niego, że tym razem to planowy postój. Ktoś schylił się po niego i powlókł go poprzez ciemność, by wreszcie rzucić na ziemię pod jakieś drzewo. Merry usiadł ostrożnie opierając się o pień i spróbował wypatrzyć coś dookoła, ale widział jedynie zarysy swych strażników, którzy rozsiedli się na ziemi. Przez chwilę zastanawiał się czy nie zawołać głośno Pippina, ale mimo że rozpaczliwie pragnął usłyszeć jakiś przyjazny głos, postanowił milczeć. Sam zniósłby kopniaka czy baty, ale nie chciał narażać towarzysza niedoli. Samotny i nieszczęśliwy skulił się pod drzewem i zamknął oczy. Zmęczenie dało o sobie znać i mimo strachu, głodu i zimna zasnął niemal natychmiast.
Wydawało mu się, że drzemał jedynie kilka minut, kiedy orkowie zaczęli wstawać. Potrząśnięto nim brutalnie i Merry pospiesznie dźwignął się na nogi, by uniknąć kary za opieszałość. Ugluk wykrzyczał rozkaz i koszmar zaczął się od nowa. Merry biegł i biegł. Strażnicy popychali go nieustannie, ciągnąc za powróz, którym miał skrępowane nadgarstki. Praktycznie go wlekli, bo Merry, mimo najszczerszych wysiłków nie mógł dotrzymać im kroku. Orkowie poruszali się miarowym, ciężkim truchtem, ale dla Merry'ego oznaczało to szybki bieg, bowiem na każdy krok Uruk-hai przypadały dwa kroki hobbita. W dodatku co chwila o coś się potykał w tych przeklętych ciemnościach, boleśnie urażając stopy. Pot kapał mu z czoła i kleił koszulę do pleców. Zamieszanie na tyłach kolumny powitał z ulgą i natychmiast zganił się za to. Przymusowy postój oznaczał bowiem, że Boromir znów ma kłopoty. A może to Pippin? Z niepokojem wsłuchał się w głosy orków i po chwili zdołał wyłowić pomstowania na człowieka i coraz liczniejsze głosy żądające, by się go pozbyć. Świsnął bat i Merry skulił się instynktownie. Głosy umilkły i po chwili oddział ruszył dalej. Nie zdołali ujść kilkunastu kroków, kiedy znowu zapanował chaos. Tym razem to Merry potknął się i runął na ziemię. Jakiś ork z rozpędu nadepnął na niego podkutym butem i hobbit krzyknął z bólu. Orkowie zaczęli kląć, Merry oberwał karnego kopniaka w plecy, odruchowo osłonił głowę rękami, ale więcej ciosów nie spadło. Silne ręce chwyciły go i uniosły w górę i znów zawisł na plecach orka, z twarzą wciśniętą w kark spoconego i śmierdzącego stwora. Ruszyli. Godziny zlały się w jeden koszmarny sen...
CZYTASZ
𝔖𝔶𝔫 𝔊𝔬𝔫𝔡𝔬𝔯𝔲 || 𝙻𝙾𝚃𝚁 𝙵𝙵 [ZAWIESZONE]
FanfictionOpowieść o alternatywnych losach Boromira. Mega fanfik w świecie Władcy Pierścieni. *** "- Wiesz, dlaczego cię lubię?- zagadnął Pippin przyjaźnie. - Nie - mruknął Boromir sięgając po kubki. - Bo kiedy nie masz o czymś pojęcia, jak o sprzątaniu na...