Parth Galen - 27

179 16 4
                                    

Była to chyba najstraszniejsza noc w życiu Merry'ego. Oczywiście, niewola u orków przypominała koszmarny sen na jawie, a poprzedni nocleg w ciemnościach i podczas powodzi niewiele jej ustępował – ale to, to po prostu mroziło krew w żyłach. Merry wiedział, że z czasem wspomnienia porwania przez Uruk-hai zblakną – już zresztą blakły – ale tego paraliżującego, mdlącego uczucia grozy nigdy nie zapomni.

Wiatr wył i świstał w skalnych wyłomach, a pod osłoną ciemności huornowie przepływali wzdłuż murów Isengardu, mijając kordegardę nad bramą. Wracali do Fangornu, wypełniwszy zadanie.

Pomścili swoje drzewa.

Biła od nich potęga, dzika satysfakcja i wciąż jeszcze niezaspokojony głód. Chcieli nadal zabijać – to się po prostu czuło, niemal namacalnie. Wciąż im było mało. Zabijać, miażdżyć, rwać na strzępy. Mimo to wracali, posłuszni wezwaniu Drzewca, zatrzymując się na chwilę przy ruinach Isengardu, by nasycić się widokiem pokonanego wroga. Powietrze aż gęste było od szeptów, trzasków i syków.

Ani Boromir, ani żaden z hobbitów – nikt nie odważył się podejść do okna i wyjrzeć. Siedzieli we trzech na jednym łóżku, w komnacie na drugim piętrze, jak najdalej od okna. Skulili się ciasno jeden przy drugim, bok w bok, opierając plecami o ścianę, jak wystraszone dzieci. Nikt się nie odzywał. Każdy walczył ze swoim strachem w ciszy, tak jak umiał. Nawet nie zapalili świeczki, bali się ściągnąć na siebie uwagę. Nie mieli bowiem żadnych wątpliwości – gdyby wykryto ich obecność, padliby ofiarą nienawiści huornów. Bo istoty te nienawidziły nie tylko orków – nienawidziły wszystkiego co, nie było lasem. Ta złowroga pasja i zapamiętanie aż biły od nich i powodowały, że Merry'emu zaczynały dzwonić zęby, a włosy jeżyły się na głowie. Ten strach, jaki hobbit teraz odczuwał, był nieporównywalny do niczego innego, chyba że do trwogi dziecka, które chowa głowę pod kołdrą z obawy przed Nieznanym, czającym się przy oknie czy też za szafą. To był strach przed czymś całkowicie Obcym, dziwnym i wrogim. Podobny lęk budziły Upiory Kurhanów i Nazgule, ale w nich kipiała “czysta” nienawiść Nieprzyjaciela, nienawiść do wszystkiego co żyje, żądza dominacji i władzy absolutnej. Po prostu czyste zło. I może przez to mniej przerażające – bo tak wyraźnie określone.

Huornowie byli inni.

Prastare istoty, niegdyś Pasterze Drzew, którzy “zdziczeli” – jak to określił Drzewiec. Merry nie rozumiał jak można “zdziczeć”, jak można dobrowolnie wyrzec się siebie i swojej tożsamości. Stary ent mówił, że większość huornów nie pamięta już nawet swoich imion. Stali się po prostu własnymi instynktami. Obchodził ich tylko las i dla niego zrobiliby wszystko. Biada temu, kto skrzywdzi drzewo. I biada temu, kto znajdzie się na drodze huornów szukających pomsty. Jeśli wśród instynktów górę bierze chęć mordu, huorn staje się śmiercią. I oto śmierć podeszła pod Isengrad. Dzieliły ich od niej jedynie kamienne mury, które nagle wydały się cienkie i wiotkie, jak z papieru.

Drzewiec zapewnił ich, że w komnacie będą bezpieczni, ale Merry wcale nie był tego taki pewien. Z całych sił zacisnął powieki, walcząc z chęcią, by zerwać się i na oślep rzucić do ucieczki. Czuł się jak w klatce. I właśnie kiedy zaczął się zastanawiać czy można umrzeć ze strachu – szepty zaczęły się oddalać. Ciężar, który gniótł mu klatkę piersiową ustąpił, w głowie się rozjaśniło. Obok Boromir westchnął cicho. Huornowie zaczęli się wycofywać. Wiatr stopniowo przycichał, straszne głosy zamilkły i nie słychać już było tego dźwięku przywodzącego na myśl toczące się głazy. Przestało też być duszno. Merry pozwolił sobie na głęboki oddech.

Nareszcie sobie poszli.

I chyba już nie wrócą.

Ta noc wydawała się nie mieć końca.

𝔖𝔶𝔫 𝔊𝔬𝔫𝔡𝔬𝔯𝔲 || 𝙻𝙾𝚃𝚁 𝙵𝙵 [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz