Po burzliwych naradach, ustalono kolejność i sposób schodzenia. Boromir jako pierwszy zsunął się do dziury w podłodze i zawisł na rękach, czepiając krawędzi otworu i pierwszego stopnia. Drewno zatrzeszczało, ale nie drgnęło. Człowiek przesunął się nieco w bok, tak by dokładniej wycelować skok.
– Ciekawe – mruknął, spoglądając w dół.
– Co? – Merry i Pippin nachylili się nad nim.
– Ciekawe, czy ten stół wytrzyma mój ciężar – to mówiąc, człowiek zwolnił chwyt. Rozległ się donośny huk. Stół szczęśliwie wytrzymał. Boromir zeskoczył na podłogę i zniknął z pola widzenia, by po chwili wrócić z krzesłem.
– Ty pierwszy – zarządził Pippin, szturchając Merry'ego w bok.
Schodzenie poszło hobbitom nad podziw sprawnie, Gondorczyk asekurował ich i odbierał po kolei. Merry, który jako pierwszy znalazł się na dole, poprawił płaszcz i rozejrzał się dookoła. Na ścianach widać było wyraźną granicę do której sięgnęła woda – nieco powyżej połowy wysokości ścian.
– Widzicie – wskazał ją gestem – gdybyśmy stali na stole sięgnęłaby nam do ramion, a Boromirowi do pasa. Nie potopilibyśmy się.
– Nie, tylko wyziębilibyśmy się na śmierć – odparł Boromir, ostrożnie stawiając Pippina na stole i schodząc z krzesła.
– O – o tym Merry nie pomyślał.
– Ale tu brudno! Ohyda – Pippin zeskoczył na podłogę i z obrzydzeniem otrząsnął stopy. Na posadzce zalegała gruba warstwa szlamu. – Szkoda, że nie mamy szczudeł.
Mlaszcząc błockiem i ślizgając się, dotarli do wyłomu w ścianie i po kolei wydostali się na zewnątrz. Na tyle, na ile mgła pozwalała dojrzeć, zorientowali się, że woda opada. Wszędzie dookoła potworzyły się rozlewiska i grząskie kałuże. Było zimno, mokro i paskudnie.
– Może poszperamy w tej wieży przy Bramie? – Pippin skinął na kordegardę.
– Wejście jest zawalone – przypomniał mu Merry. – A w oknach są te żelazne kraty, więc i tak nie wejdziemy.
– Ale i tak możemy rzucić okiem – upierał się Pippin. – W każdym razie nie ma sensu tu stać. Jak się nie ruszymy to niczego nie znajdziemy. Chodźcie za mną, ja poprowadzę.
Poszli więc. Najpierw kawałek górą po murach, potem ostrożnie w dół. Kamienie były śliskie, a wszystkie jamy wypełniało błoto i śmierdzący szlam. Między nimi a Bramą rozciągało się bagniste jeziorko, na oko dość głębokie. Zresztą i tak, nawet gdyby było płytkie, żaden z nich nie zamierzał zanurzać się w te brudy. Nieopodal na powierzchni pękały bąble, jakby woda się gotowała, pewnie gdzieś tam w głębi był jakiś zatopiony szyb. Tym bardziej więc należało się wystrzegać przechodzenia tędy wpław. Pippin skręcił w bok, by obejść rozlewisko. Początkowo udawało im się stąpać po kamieniach, ale niebawem musieli wejść w kałuże, które miejscami sięgały hobbitom do kolan, a Boromirowi do połowy łydek. Kiedy zaś wreszcie dobrnęli do załomu murów, ich oczom ukazała się kolejna przeszkoda w postaci barykady z głazów i powyrywanych z korzeniami drzew. Pnie były tak śliskie i ubłocone, że nie było mowy, by przedostać się po nich górą.
– Fajnie prowadzisz, wiesz? – burknął Merry.
– A widziałeś jakąś inną drogę? – zezłościł się Pippin.
– Nie.
– To się nie odzywaj!
Pippin ruszył dalej wzdłuż murów, nadkładając drogi. Bez słowa poszli za nim, a woda i szlam chlupały im pod nogami. Merry obejrzał się na Boromira, raz i drugi, ale Gondorczyk milczał, sprawiając wrażenie nieobecnego duchem. Gdy w końcu dotarli pod Bramę, po blisko godzinnym marszu, wszyscy trzej byli zmęczeni, przemoczeni i w nienajlepszych humorach. Atmosfery nie poprawiło też pytanie Pippina o bukłak i to, że nie potrafili ustalić, który z nich powinien pamiętać o zabraniu go z wieży. I najprawdopodobniej podbój Orthanku zakończyłby się płomienną kłótnią, gdyby na gościńcu nie zadudniły końskie kopyta. Ktoś pędził prosto na nich, galopem. Odgłos kopyt narastał, choć we mgle nic jeszcze nie było widać.
CZYTASZ
𝔖𝔶𝔫 𝔊𝔬𝔫𝔡𝔬𝔯𝔲 || 𝙻𝙾𝚃𝚁 𝙵𝙵 [ZAWIESZONE]
FanficOpowieść o alternatywnych losach Boromira. Mega fanfik w świecie Władcy Pierścieni. *** "- Wiesz, dlaczego cię lubię?- zagadnął Pippin przyjaźnie. - Nie - mruknął Boromir sięgając po kubki. - Bo kiedy nie masz o czymś pojęcia, jak o sprzątaniu na...