Parth Galen - 22

181 15 0
                                    

Pierwszym cennym znaleziskiem były dwa koce i futro, które Merry wyciągnął ze schowka przy pryczy. Razem z kocem, który znalazł w skrzyni Boromir mieli już zatem cztery okrycia na noc. To zawsze coś. Pippin znalazł na podłodze grzebień. Boromir, buszujący w wielkiej, okutej skrzyni wyrzucał kolejno jakieś pasy, buty i szmaty, warcząc pod nosem na strażników-śmieciarzy.

– To się do niczego nie nadaje – mruknął, oglądając wytartą, brudną sakwę i po chwili namysłu wyrzucając ją w kąt.

Merry natomiast zainteresował się klapą w podłodze. Spróbował ją unieść, ale była okropnie ciężka. Drgnęła jedynie, choć zaparł się z całych sił.

– Mógłbyś to podnieść? – Zapytał Boromira. – Ciekawe, co tam jest na dole.

Człowiek przerwał przeszukiwanie wnętrza skrzyni, podszedł i chwycił za metalowy uchwyt. Zawiasy klapy zaskrzypiały, powiało kurzem. Wszyscy trzej pochylili się nad czarną dziurą.

– Widzicie coś? – Pippin zmrużył oczy.

– Nic. Tylko jakieś kamienie – odparł Boromir. – Nie ma drabinki, więc nie zejdziemy – to mówiąc opuścił klapę, nie czekając na odpowiedź hobbitów.

– Zastanawiam się, co jest na górze – Pippin uniósł wzrok.

Na drugie piętro wiodły drewniane schody. A raczej ich resztki. Konstrukcja nie wytrzymała ataku entów i runęła wraz z częścią ściany. Zostały jedynie trzy stopnie, wspierające się na potrzaskanych belkach i kawałek poręczy – co ciekawe, u góry, pod sufitem. Nawet Boromir do nich nie dosięgał.

– Sprawdzaliście tamtą skrzynię? – Zapytał Boromir, zdejmując z półki niedopałki świec.

– Nic w niej nie ma – mruknął Pippin.

– Boromirze! – Merry sięgnął za pryczę. – Mam tu coś dla ciebie – oznajmił z dumą, otrzepując z pajęczyn i kurzu porządną, skórzaną kurtkę, która musiała się ześlizgnąć za łóżko i właściciel w chwili paniki o niej zapomniał. Miała rękawy dowiązywane misternie plecionymi rzemieniami, była spora, ciemnoszara i ładnie zdobiona na froncie. Merry przyjrzał się uważniej wytłaczanemu na biało ornamentowi. Przypominał... stylizowaną dłoń. Niestety.

– Pokaż! – Zainteresował się Boromir.
Merry podał mu kurtkę.

– Powiedzmy, że to jest Białe Drzewo – zasugerował, widząc jak człowiek krzywi się na widok godła. Dłoń skierowana była palcami ku górze, więc przy odrobinie wysiłku można było na upartego dopatrzyć się w tym gałęzi i pnia.

– Powiedzmy – mruknął Boromir. – Szkoda, że nie wziąłem sobie na pamiątkę czegoś od Ugluka, miałbym wtedy na sobie przegląd mody Śródziemia – płaszcz i pas od Galadrieli, łach od orków i kurtkę Sarumana. Zaiste, tylko mi Czerwonego Oka brak. Szkoda, że ojciec mnie nie widzi.

– Przesadzasz, jak zwykle – Pippin wzruszył ramionami. – Zresztą, nikt ci nie każe tego zakładać. Możesz nadal chodzić w swoim kaftanie, pociętym na kawałki.

Boromir łypnął na niego, ale nie odpowiedział, tylko raz jeszcze porządnie wytrzepał kurtkę, obejrzał ją i odłożył na pryczę. Rozpiął klamrę od płaszcza i zabrał się za odpinanie pasa. W zasadzie nie miał wyjścia – jego ubranie było w opłakanym stanie. Kaftan, cały w plamy, szpeciły liczne rozcięcia, prawa nogawka spodni wciąż była obwiązana bandażem z koszuli. Rana w udzie już się zagoiła i nie potrzebowała opatrunku, ale Boromir miał do wyboru albo świecić gołą nogą spod rozciętej nogawki, albo zakryć dziurę bandażem. Mamrocząc pod nosem coś o wyglądzie syna stróża z pierwszego kręgu ściągnął kaftan i zabrał się za rozwiązywanie troczków przeszywanicy. Merry przyłączył się do Pippina, który nadaremnie szukał czegoś jadalnego w schowku przy drzwiach. Tuk znalazł dwa gąsiorki po winie, ale ku jego wściekłości oba były puste.

𝔖𝔶𝔫 𝔊𝔬𝔫𝔡𝔬𝔯𝔲 || 𝙻𝙾𝚃𝚁 𝙵𝙵 [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz