2. Mam coś na tyłku?

57.9K 1.5K 3.8K
                                    


~I drive fast, wind in my hair,
push it to the limits 'cause
I just don't care~

~I drive fast, wind in my hair, push it to the limits 'cause I just don't care~

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Nigdy nie mówiłam, że byłam normalna.

Oczywiście, jak większość nastolatek miałam już wkodowaną nienawiść do szkoły i wszelkich rzeczy z nią związanych, czego w żadnym wypadku nie podważałam. Nie uczyłam się jednak najgorzej, to muszę przyznać, ale oceny nie były moim największym priorytetem. Do tego moje wrodzone lenistwo nie pozwalało mi na możliwość dysponowania dużą ilością czasu w celach naukowych. Starałam się go ograniczyć i skutki były, jakie były.

I żeby nie było mało, ponad wszystko nienawidziłam tych zakłamanych ludzi i tej idiotycznej hierarchii, która była wyznacznikiem czyjejś wartości. Grupki, szkolne związki i dramaty były traktowane przez moich rówieśników, jak prawo niepisane, co zawsze powodowało moją niechęć i frustracje. Wszyscy zwykle robili różne rzeczy tylko po to, by przypodobać się innym. Pragnęli się dostosować i jak najbardzej nie odbiegać od normy. Niczym się nie wyróżniać. Ja za to byłam nieco specyficzna, przez co dość często pokazywałam innym dosadnie, jak nie mam ochoty na ich towarzystwo. Nie obchodziło mnie zdanie tych ludzi, więc takie też motto na życie sobie obrałam.

Oczywiście nie stałam się jakąś ofiarą losu, a raczej kimś, na kogoś inni się po prostu patrzą. Nigdy nie kręciło mnie nakładanie tony tapety na twarz, czy noszenie kusych spódniczek, jak robiła to duża część żeńskiej populacji, choć nie wszyscy. Kojarzono mnie zwykle jako osobę, ubierającą się w dołujące kolory, chodzącą wiecznie ze znudzonym wyrazem twarzy, a na domiar na swój sposób tajemniczą, gdyż nie miałam potrzeby upubliczniania każdego momentu z mojego życia.

Dlatego mogłam stałe pozostawać w założeniu, iż ponad wszystko nienawidziłam szkoły i ludzi do niej uczęszczających. Nieodwracalnie.

Tak oto tym optymistycznym akcentem, zaczęłam pierwszy dzień w moim nowym Azkabanie*. Niechętnie uchyliłam zmęczone powieki, kilkukrotnie nimi mrugając, żeby przyzwyczaić się do światła, panującego w pomieszczeniu i tym samym wyostrzyć obraz. Obliczając w myślach niskie możliwości na udany dzień, podparłam się na łokciach, starając się odizolować od wszystkich zbędnych dźwięków, zakłócających moją błogą ciszę i wyprowadzających mnie ze stanu snu. Było mi tak ciepło i miło, że było bardziej niż pewne, iż nie miałam żadnej, najśmielszej ochoty, by gdziekolwiek iść. Czując coraz większe zniechęcenie, zaczęłam nieśpiesznie zwlekać się z mojego posłania, co okazało się zbyt wymagającym zajęciem, jak na moje samopoczucie, gdyż chwilę potem z głośnym jęknięciem wylądowałam z powrotem pod kołdrą, przyciskając ją mocniej do klatki piersiowej.

Lasce udało się spierdolić z tonącego Titanica, a ja nawet dupy ruszyć z łóżka nie mogę.

Myśląc, że gorzej być i tak już nie mogło, wymacałam koło głowy mój telefon, cudem go odblokowując, po czym z przymrużonymi oczami sprawdziłam godzinę, modląc się w duchu, żebym miała wystarczającą ilość czasu na ponowne wtulenie się w poduszkę. Siódma.

Breathe InOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz