~Bo tylko ty potrafisz wstrzymać mój oddech~
________
Pierwsza część (skończona)
Druga część na moim profilu pod tytułem „Breathe Out".
Autorka nie pozwala na udostępnianie, kopiowanie, czy przywłaszczanie kolaży jej autorstwa bez wyraźnej zgody!
!P...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Westchnęłam, odwracając głowę w kierunku czerwonowłosego osobnika, imitującego dyszącą lokomotywę, który nieudolnie próbował wykonać choć jeden poprawny ruch w „Just Dance". Wywróciłam na niego oczami, poprawiając się wygodniej na skórzanej kanapie i umiejscawiając swój wzrok na ogromnym kufrze, składającym się z samych luster, będącym jednym z moich urodzinowych prezentów. Bo swoje prawdziwe urodziny świętowałam w domu, co bardzo mi pasowało, ale stety, czy niestety jutro była ta feralna impreza w klubie, gdzie zaproszona została prawie cała nasza szkoła.
Mimo, że lubiłam spędzać czas z osobami, z którymi dobrze się bawiłam, czy dobrze mi się piło, to jednak preferowałam serial, cztery ściany i chrupki. Nie uważałam tego jeszcze za jakieś wielkie objawy aspołeczność, bo przecież do ludzi wychodziłam, a to chyba powinno być najważniejsze. Po prostu nie widziałam sensu w zadawaniu się z osobami z mojego rocznika, których poziom intelektualny porównywalny był do plastikowego kalosza. Nie miałam zamiaru wzdychać do każdego przystojniaka, rozsiewać plotek, tworzyć szkolne dramaty, czy lizać się po kontach z nieznajomymi. Oczywiście istniały wyjątki, do których należeli moi przyjaciele, ale był to prawdopodobnie skutek tego, że przez trudniejszą przeszłość musieli szybciej dorosnąć. Reszta nie należała do ludzi, z którymi chciałbym dzielić swój wolny czas.
Jeśli miałabym opisać te całe osiemnaście lat mojego życia na paru zdaniach, by się nie skończyło. Nigdy nie należałam do osób rozważnych, dbających o swoją przyszłość i przekładających edukacje ponad rozrywkę. Wylewałam w siebie hektolitry alkoholu, paliłam papieros po papierosie, zaliczyłam największe kace, czy dawałam kontrole swojej spontanicznej naturze i pożądaniu adrenaliny. Jednak moje życie nie było w żadnym wypadku takie kolorowe, jak się wydawało. Miałam przyjaciół, miałam kochającą mamę, zdrowie i dom, czyli właściwie prawie wszystko, co powinno mnie uszczęśliwiać. I może i byłam nie umiejącą docenić niczego egoistką, ale wewnętrznie nie czułam tego całego, wielkiego szczęścia. Przeszłość bolała.
Skończyłam osiemnaście lat, co dawało mi tak zwaną pełnoletność i dojrzałość. Jednak w głębi nadal pozostawałam tą samą nastoletnią gówniarą, co wczoraj, która nie potrafiła zapanować nad tym całym chaosem i ilością błędów, które popełniła. Ciągle byłam tą samą dziewczyną, która wybiegła wczoraj z domu matki swojej zamordowanej przyjaciółki, nie mogącą poradzić sobie z natłokiem emocji, rozrywającego bólu i winy, nieustannie katującego sumienie. Byłam nastolatką, która próbowała w przeszłości podciąć sobie żyły. Uczennicą liceum, która mimo młodego wieku posmakowała świata bestialstwa i szyderczej kpiny ze słabości. Córką, która wrzeszczała w agonii, gdy koszmarne wspomnienia nawiedzały ją, co noc, powodując, że rzucała się po łóżku ze łzami w oczach, aż jej przerażona matka pędem wbiegała do pokoju. Przyjaciółką, która nie rozumiała wielu rzeczy, pozostając w nieświadomości i tym samym nie zauważając tego, co działo się wokół niej. Niszczyłam. Psułam. Burzyłam.