***
~Hard drugs, no trust
Fuck love, we can do this
shit forever if it's lust~***
Mimo zawrotnej prędkości z jaką auto, w którym niefortunnie siedziałam, poruszało się po suchym żwirze, świat dla mnie się chwilowo zatrzymał, a jedynym bodźcem, który w jakiś sposób rejestrował jeszcze mój mózg, był oddech wydostający się z pomiędzy drżących warg. To był ten właśnie moment, kiedy nie czułam żadnej urwanej emocji lub myśli, choć powinnam ironicznie zostać rozerwana na strzępy przez mocne i ogromne pokłady uczuć, chcących znaleźć drogę ujścia. Powinnam powstrzymać wszystkie mozaiki twarzy, miejsc i zdarzeń, napływające mi do głowy, gdzie starały się przebić przez ścianę krótkiego otumanienia. Chciałam odnaleźć w sobie siłę, by rozkazać chłopakowi zatrzymać pojazd, ale tylko drętwo opierałam się o skórzane oparcie, tępo wpatrując się w kłęby kurzu przede mną.Nie umiałam już niczego poczuć. Byłam wewnętrznie zimna, pusta oraz tak bardzo sponiewierana przez życie, że w obawie przed najgorszą prawdą, która mogła okazać się rzeczywistością, bałam się poruszyć jakąkolwiek kończyną. Nie chciałam tego, jak cholera. Nie mogłam wrócić do tego, co bezdusznie mi ją odebrało. Nie potrafiłam nawet poprawnie przełknąć śliny, gdyż myśl, że znowu brałam w tym udział, zabijała mnie najzwyczajniej od środka. Byłam niczym uwięziona w mosiężnej klatce własnych wspomnień, próbujących wyjść na powierzchnię, by zniszczyć mnie po raz drugi, a potem kolejny, jakby to było jeszcze możliwe.
Bo to wszystko prowadziło tylko do destrukcji.
Nie byłam w stanie znieść wyobrażenia o ponownym upadku. Błagałabym na kolanach każdego możliwego boga, by nie zostać znów doszczętnie startą na pył, bo tego bym już prawdopodobnie nie przeżyła. Popełniłabym każdy możliwy grzech, by zaznać jedynie ukojnego spokoju. Pragnęłam w głębi tylko uśmierzenia bólu. Marzyłam, żeby zaznać chociaż posmaku słodkiej rozkoszy na koniuszku języka, by móc uśmiechnąć się tak szczerze. Pożądałam wielu rzeczy, które dla większości wcale nie były pragnieniami, a szarą codziennością, gdy dla mnie stanowiły nieosiągalną fantazję, a można nawet powiedzieć żądze. Nie miałam swoich fundamentów.
Człowiek bez fundamentów to nie istota ludzka, a jej mglista poświata, gasnąca z każdą dłużącą się sekundą.
Ludzie pragnęli bogactwa. Pragnęli sławy, władzy i satysfakcji z własnego sukcesu. Podążali za miłością, szukając bratnich dusz na resztę swoich dni. Chcieli zdobyć wiedzę, wykształcenie, czy nawet głupi papierek, mówiący o naszej specjalizacji oraz predyspozycjach. Marzyli o założeniu rodziny, stawiając sobie za najważniejszy cel ustabilizowanie i wspólne smakowanie życia, by czerpać z niego, jak najwięcej przyjemności. Łaknęli poznawania każdego zakątka świata, doświadczając co nowszych rzeczy oraz tworząc miłe wspomnienia. Chcieli mieć, co wspominać na starość. Chcieli mieć kolegów w piaskownicy. Chcieli dostać dobrą pracę. Chcieli doczekać się wnuków, czy chociażby ciepłego kubka z parującą gorącą czekoladą wypitego przy rozpalonym kominku. Dążyli do rzeczy, na które ja wcale nie miałam już ochoty, bo przestałam ich chcieć tamtego dnia. Dnia, który zmienił dosłownie wszystko, kształtując także mnie i odwracając mój punkt postrzegania świata o równe sto osiemdziesiąt stopni. Dnia, gdy wszystko stanęło w rozszalałych płomieniach, a ja będąc w epicentrum tego pierdolonego wszystkiego, trawiłam się w żywym ogniu, zdzierając sobie gardło od krzyku i bezsilnych błagań.
CZYTASZ
Breathe In
Подростковая литература~Bo tylko ty potrafisz wstrzymać mój oddech~ ________ Pierwsza część (skończona) Druga część na moim profilu pod tytułem „Breathe Out". Autorka nie pozwala na udostępnianie, kopiowanie, czy przywłaszczanie kolaży jej autorstwa bez wyraźnej zgody! !P...