Rozdział 3

643 25 2
                                    

Wieczorem po całym dniu wypełnionym różnymi zajęciami Ambar nareszcie wróciła do domu. Szkoła, praca domowa, treningi wrotkarskie i czas z przyjaciółmi, to niewiele czasu na odpoczynek, ale lubiła to. Nie znosiła siedzieć bezczynnie i się obijać. Musiała coś robić, najlepiej coś wielkiego i być najlepszą.

Ten dom nie był typowym domem. Wielka, elegancka rezydencja nie przypominała zwykłego jednorodzinnego domu. Chodziło jednak o coś innego, o osoby mieszkające tam. Na Blondynkę nie czekała ani mama, ani tata, żadnego rodzeństwa. Nie miała nikogo takiego, przez czuła się chwilami bardzo samotnie. Była tylko chrzestna Sharon i dziadek Alfredo. Jedyne osoby, które mogła nazwać rodziną. Poza nimi w domu zawsze byli Rey - asystent jej ciotki, oraz reszta służy. Gosposia Amanda, kucharka Monica, nadzorca Miguel oraz ich córka Luna. Z tą ostatnią Ambar nie dogadywała się zbyt dobrze.

- Wróciłam ! - zawołała Dziewczyna wchodząc do domu i od razu kierując się w stronę jadali, gdzie powinna czekać na nią ciepła kolacja.

- Dobry wieczór Ambar - przywitała się Sharon - Jak minął Ci dzień ?

- Dobrze - odpowiedziała Dziewczyna siadając na krześle po lewej stronie kobiety. Po prawie siedział Alfredo - W szkole jak zawsze byłam najlepsza, a potem mieliśmy trening wrotkarski.

- Ciężko pracujesz, to bardzo dobrze - powiedziała Kobieta i lekko się uśmiechnęła - To na pewno Ci się kiedyś przyda. Wytrwałością można wiele osiągnąć.

Sharon była dość specyficzną osobą. Nie umiała okazywać uczuć i często bywała chłodna wobec innych, ale umiała dbać o Ambar. Nie często mówiła ciepłe słowa czy przytulała ją, ale zawsze miała czas by z nią porozmawiać, opowiedzieć coś, udzielić rady. To lepsze niż nic.

- A jak tam Twoja drużyna wrotkarska ? - zagadnął Alfredo.

- Świetnie - uśmiechnęła się Ambar - Wszyscy ciężko trenujemy i jesteśmy najlepsi.

- Ale to też zabawa, prawda ? - odezwał się mężczyzna.

- Jasne, wrotki to moja pasja, ale lubię być w tym najlepsza - powiedziała Blondynka.

- To tak samo jak ja - powiedziała Sharon - Też zawsze musiałam być we wszystkim najlepsza... Ale teraz jedz już Ambar, bo zaraz wystygnie.

Blondynka zajęła się jedzeniem swojej sałatki owocowej z kurczakiem. Była to zwykła kolacja, ale miło było wrócić do domu gdzie ktoś na ciebie czekał. Dziewczynie często brakowało rodziców, ostatnio miała nawet dziwne sny, gdzie zdawało jej się, że ich widzi, ale nie była w stanie zobaczyć ich twarzy. Nigdy też nie widziała żadnego ich zdjęcia, nic o nich nie wiedziała. Nic zupełnie nic. Nie raz próbowała się czegoś dowiedzieć, ale bez skutku.  Dlatego tak cieszyła się, że ma chociaż Alfredo i Sharon. Może Sharon bywała chłodna i wymagająca, a Alfredo często przesadzał, ale byli rodziną. Czekali na nią z kolacją, interesowało ich jak minął jej dzień i to było ważne, przyjemne.

- Niedługo Twoje urodziny Ambar... - odezwała się Kobieta po skończonym posiłku - Zaplanowałaś już coś ?

- Sama nie wiem czy chcę to świętować - przyznała Blondynka.

- Jak to nie ? - zdziwił się Alfredo  - Urodziny trzeba świętować, zwłaszcza siedemnaste, to wyjątkowy wiek. Przecież uwielbiasz imprezy.

- Jasne... - westchnęła nie patrząc na nikogo - Tylko, że zwykle każdy spędza urodziny z rodzicami, dostaje od nich prezenty... A ja nie... I z roku na rok coraz mniej mam ochotę świętować samej ten dzień...

Nie łatwo było jej to powiedzieć. Zawsze mogła liczyć na ciotkę i dziadka, ale zwłaszcza kobieta nie lubiła rozmów o uczuciach. Ambar też wolała trzymać ludzi na dystans i nie przywiązywać się. Nie chciała zostać zranioną.

- Nie jesteś sama Ambar - powiedziała Sharon delikatnie kładąc swoją dłoń na jej.

- Ja bardzo chętnie przyjdę na Twoje przyjęcie - powiedział Alfredo - Sharon pewnie też, możesz zaprosić ilu chcesz przyjaciół, Lune.

- Zastanowię się na tym - obiecała Ambar wstając od stołu - Teraz przepraszam, ale muszę się jeszcze pouczyć.

- Dobrze, dobranoc Ambar - powiedziała Sharon.

- Dobranoc - odpowiedziała Dziewczyna i zniknęła na schodach.

Weszła do swojego pokoju, królestwa gdzie była bezpieczna, gdzie wszystko było takie jak powinno być. Z westchnieniem wzięła podręcznik do francuskiego i usiadła na dużym łóżku. Zbliżające się urodziny nie wprawiały ją w dobry nastrój, wolała pomyśleć o czymś innym.

Dark Side of The Truth - Soy Luna x The Originals  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz