Rozdział 27

264 11 0
                                    

Popołudnie Blondynka jak zwykle spędzała w Rollerze. Tak jakby nic się nie zmieniło, choć zmieniło się wszystko. Chciała jednak jak najlepiej wykorzystać ten czas. Jej rodzice chcieli już wracać do Nowego Orleanu, ale ona nie była pewna. Część jej tęskniła za tamtym życiem, za prawdziwym życiem. Chciała wrócić. Ale druga część jej nie była w stanie porzucić tego życia, miejsc i osób. Przywiązała się i wyjazd sprawiłby jej ból, nie mogła jednak odkładać tego w nieskończoność. Czas mijał.

- Twój koktajl truskawkowy - do jej stolika podszedł Simon z tacą i postawił przed nią szklankę z napojem.

- Długo Ci to zajęło.

- Mamy dziś spory ruch, prosiłem Luną o pomoc, ale trochę się spóźniła - wyjaśnił chłopak i odszedł.

Na sama wspomnienie o Brunetce, Ambar wywróciła oczami. Zawsze się spóźniała, miała głowę w chmurach i wszystko robiła nie tak. Ale mimo to jakoś inni ją lubili, nie wiedzieli jaka jest wredna, tylko jej dobrą stronę. Pytanie dlaczego.

Wtedy zobaczyła jak młoda Valente roznosi koktajle do sąsiednich stolików. W głowie Blondynki zaświtał pomysł, a na ustach pojawił się lekki uśmiech. Skoro to jej ostatnie dni czemu by się nie zabawić, niektórzy zasługują wciąż by utrzeć im nosa. Rozejrzała się dyskretnie i wyszeptała magiczne zaklęcie. Była przecież potężną czarownicą Mikealson, miała magię dzięki której mogła zrobić wszystko co chciała. Zapomniała o tym, ale teraz pamiętała o swojej sile i pamiętała jak może jej używać. Obserwując Lunę zauważyła dokładnie to co chciała, dziewczyna potknęła się i oba koktajle - różowy i zielony - wylądowały na niej. Z ust Ambar wymsknął się śmiech. Co prawda nawet bez pomocy magii była możliwość, że Luna się potknie. Była straszną niezdarą. Ale teraz była to większa zabawa. Poza tym sama na siebie wylała napój, a nie jak to się często zdarzało, na inne osoby.

Ambar z zadowoleniem rozglądała się po Rollerze. Będzie tęskniła za tym. Za owocowymi koktajlami, sceną, torem do jazdy na wrotkach, garderobą gdzie przygotowywała się na występy i szatnią gdzie trzymała wrotki. Będzie tęsknić za spędzonymi tu chwilami, za osobami.

- Co za pech, i co ja mam teraz zrobić - z zamyślenia wyrwał ją czyjś głos.

Odwróciła się i zauważyła Lunę. Brunetka przechodziła właśnie obok jej stolika kierując się zapewne do szatni po świeże i czyste ubrania.

- Lunita, co Ci się stało ? - zaśmiała się lekko.

- Mały wypadek - odparła ze skwaszoną miną - Ale to wcale nie jest śmieszne Ambar.

- Jest nawet bardzo - odrzekła Blondynka.

- A gdyby coś takiego zdarzyło się Tobie ? - Valente skrzyżowała ręce na wysokości piersi.

- Mi się takie rzeczy nie zdarzają - odrzekła pewnie Ambar.

Za nią na pewno nie będzie tęsknić. Życie bez Luny z pewnością będzie lepsze, choć chwilami dokuczenie jej było zabawne. Pamiętała jednak o każdej przykrości jaką Valente jej sprawiła, o kradzieży chłopaka, kłótniach. Dobrze będzie odciąć się od tego.

- Nieważne, muszę już iść...

- Zaczekaj - powiedziała nagle Ambar - Mam pytanie.

- O co chodzi ? - spytała Luna.

Blondynka działa pod wpływem chwili, nie przemyślała tego. Niezauważalnie wyszeptała zaklęcie, które miało sprawić, że Brunetka odpowie szczerze, zaklęcie szczerości.

- Kochałaś w ogóle Matteo skoro go zdradzałaś z Simonem ?

- Był najlepszy i był twój, chciałam go mieć - wzruszyła ramionami - Podobał mi się, ale to by nie podziałało na dłuższą metę.

Mówiła szczerze, nie mogła inaczej. Ambar nie pomyliła się, od początku miała rację. Luna chciała Matteo by był jej, chciała sprawić jej przykrość, pokonać ją. Może coś do niego czuła, ale nie była to prawdziwa miłość. Miała czelność bawić się jego uczuciami. Nie była pewna czemu musiała to wiedzieć, ale teraz cieszyła się, że Matteo uwolnił się od Luny. W przeciwieństwie do młodszej koleżanki, Ambar naprawdę kochała chłopaka i mogłaby zrobić dla niego wszystko. Być może nawet to zrobi...



Dark Side of The Truth - Soy Luna x The Originals  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz