Rozdział 4

542 58 6
                                    

Nadeszła ta chwila

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nadeszła ta chwila. Bardzo długo wyczekiwana, a najbardziej przez Andrija Knejikapravo. To właśnie od niego dostałam te zlecenie. Wyglądałby na całkiem dobrego człowieka, gdyby nie fakt, że zlecił mi zamordowanie człowieka.

Przekroczyłam próg sali, a moje czerwone obcasy po raz pierwszy spotkały się z tą elegancką podłogą. A dokładniej kafelkami. Z pięknego marmuru. Białego marmuru. Pozostawało za mną tylko stukanie butami i tak miało pozostać do końca. Żadnego wspomnienia, żadnego żalu. Tylko ten dźwięk.

W ten sposób spokojnie przemieszczałam się po pomieszczeniu poszukując wzrokiem celu. Na pewno znam jego wygląd, imię i skróconą część biografii. Pójdzie gładko.

Chwilę jeszcze stałam na parterze próbując go odnaleźć, jednak nie przyniosło to skutku. Zdecydowałam się na zmianę pozycji. Weszłam po schodach na piętro chwytając się miedzianej barierki i przesuwając po niej dłonią ku górze. Przeskanowałam wzrokiem obecnych tu ludzi, a gdy nie znalazłam interesującego mnie mężczyzny odwróciłam się.

Sprostuję, chciałam się odwrócić, ale przeszkodził mi w tym nóż przyłożony do mojego boku.

- Nie tak szybko Natasho. Le carquois va attendre. - Powiedział mężczyzna skutecznie ukrywając swoją broń za marynarką. Złapałam z nim kontakt wzrokowy. Nie ukrywam, był przystojny. Miał włosy w kolorze ciemnego blondu i piękne niebieskie oczy. Szkoda będzie go zabijać, zwłaszcza że względu na wygląd czy wzrost. 190 cm nie zdarza się codziennie. - Może porozmawiamy w cztery oczy?

I wtedy moim oczom ukazał się nie kto inny, jak Jar nic Petrovicz. Szedł dumnie w towarzystwie kilku kobiet i stanął na chwilę przed oknem. Zauważyłam, że był bardzo zajęty rozmową.

- O, tak jasne.. Tylko wiesz, jest mały problem. - Sięgnęłam ręką w stronę prawego uda i chwyciłam za broń palną odpowiednio celując. - Nie za bardzo mam czas. - Strzał. - Przepraszam, siła wyższa. - Uśmiechnęłam się kpiąco.

Brunet opadł jak długi,a wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę. Poczułam jak nóż rozcina mi skórę, więc zareagowałam sprzedając mu kilka mocnych ciosów. Niestety on skutecznie je odparł.

- Mam czas kochanie. - Odpowiedział z takim samym uderzeniem. Okej. To ostrze zaczyna się robić irytujące. Przewróciłam oczami a moje kolano spotkało się z jego kroczem. Syknął cicho, ale mnie już tu nie było. Uciekłam przez okno w towarzystwie pisków, krzyków, strzałów strażników i niestety mężczyzny.

Ci idioci pomyśleli, że ten blondasek jest ze mną, więc ogień został skierowany również na niego. Na moje szczęście w nieszczęściu.

Zeskoczyłam z dachu skręcając w ciasną uliczkę, a przed twarzą przeleciała mi jego strzała. Kontratak.

Wykonałam kilka szybkich strzałów, jednak w ruchu nie były one na tyle celne, aby pokonać przeciwnika. Dodatkowo obok ucha ciągle latały mi strzały. Przeklęłam cicho pod nosem obierając miasto jako cel podróży. Chłopak wciąż za mną podążał, a w dodatku do naszego dumnego karawanu dołączyła się policja. Łucznik szybko ich załatwił.

𝘽𝙪𝙙𝙖𝙥𝙚𝙨𝙩 | clintasha auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz