Rozdział 1

954 83 11
                                    

— Ona jest zagrożeniem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Ona jest zagrożeniem. — Skwitował Nicolas Fury. Wysoki ciemnoskóry mężczyzna z przepaską na oko i łysą głową, w której bez problemu byłbym w stanie się przejrzeć. Na twarzy miał pełno blizn i zawsze chodził ubrany na czarno. Dodatkowa słuchawka w uchu, jako odniesienie do słynnego "oczy i uszy mam wszędzie" oraz ciemny, niechlujny (ale jakimś cudem estetycznie satysfakcjonujący) zarost dodawały mu tajemniczości. Gdybyś spotkał go na ulicy, pewnie wyobraziłbyś sobie nie wiadomo jak złe rzeczy. Terrorysta, złodziej, głowa jakiejś najgroźniejszej w mieście mafii. Szczerze mówiąc mnie to nie dziwi. Są ku temu oczywiste powody. Mój szef jest jednak zupełnym tego przeciwieństwem. W tym momencie — i pewnie już raczej do końca życia — jest mi najbliższym człowiekiem. Najbliższym do tego, którego można określić "rodziną". Jedyne, co można mu zarzucić i faktycznie ma się do tego podstawę, to absolutny brak cierpliwości. I — nie ukrywam — jest to wybitnie irytujące.

Aktualnie Fury przebywał w swoim gabinecie. Wszystkie meble i wyposażenie (bo tego nie można nazwać dekoracjami. Ten człowiek nie używa czego takiego, jak dekoracje czy cukier do kawy) były w kolorze czarnym, jednam w samym pomieszczeniu nie było ciemno. Prawie całą powierzchnię największej ściany zajmowały okna. Czasami wpadało tu Słońce.

Paradoks.

Ale nie ważne. Wracając do opisu... Używał go również jako salonu, laboratorium, cichego zakątku, czy - tak jak aktualnie - pokoju do zebrań.

Dzisiaj miało się odbyć się dość ważne spotkanie, na którym miała zostać spisana karta Czarnej Wdowy. Dziewczyna była ostatnio dość częstym tematem rozmów, jednak pomimo szalejących wokół niej mediów, udało jej się pozostać niezauważalną i niewykrytą. Rudowłosa Rosjanka wychowana na wzór Steva Rogersa, by mordować wszystkich, którzy w choćby najmniejszym stopniu zagrażają Rosyjskiemu imperium. Jasne więc jest, że prędzej czy później za cel obrałaby sobie T.A.R.C.Z.Ę.

Niektórzy mówią, że została zmuszona. Inni, że tego pragnęła. Ja natomiast uważam, że z przyjemnością chciałbym zamknąć ją w jednej z cel Starka i urządzić sobie długą pogawędkę o konsekwencjach podróżujących z nią na gapę przez całe jej marne życie. Swoją drogą, na życzenie mógłbym je skończyć.

Ale to tylko moja skromna opinia.

Oczywiście, że nic z tym nie zrobię.

Oczywiście.

— Co pan proponuje? — Z hologramicznego portretu kobiety wydobył się donośny głos. Gdyby mnie tu nie było, prawdopodobnie nie poznałbym, że tak naprawdę jej tu nie ma. Kocham technologię. Nick szybko odwrócił głowę w jej kierunku. Jakby czekał na to pytanie.

Zlustrowałem ją wzrokiem.

Blada brunetka, ciemne, upięte w kok włosy, niebieskie oczy i elegancki strój. Wyglądała jak ktoś ważny. Ktoś, kto prawdopodobnie pstryknięciem palców byłby w stanie usunąć kraj z mapy świata. Zajmowała się sprawami zagranicznymi, które miały wpływ na nasz kraj. Pewnie dlatego sprawa tajemniczej Rosjanki wyjątkowo ją zainteresowała. I tylko dlatego. Normalnie miała nas w dupie. Nikt nawet nie zna jej imienia. Mówiąc "wyjątkowo zainteresowała" mam na myśli podniesienie głowy i wypowiedzenie wreszcie jakiegokolwiek słowa.

Jenna Irnica — przeczytałem na plakietce przypiętej do jej marynarki — na ogół zachowywała milczenie i tylko nieliczni mieli szanse usłyszeć jej głos. Po prostu była na to zbyt dumna.

Uniósłem do góry kącik ust.

— Zapoznam ją z moimi ludźmi. — Zakończył, a osoby z hologramów wiedziały już, co to oznacza. Dyrektor postanowił wziąć sprawę w swoje ręce, a to oznacza, że prawdopodobnie przekreślił już czyjeś życie. Prawdopodobnie nawet tym czerwonym cienkopisem, który trzyma obok piór wiecznych.

Odnaleźć i zabić.

Rada do spraw bezpieczeństwa zakończyła połączenie słowami nadziei i obiecała, że będzie czuwać nad powodzeniem (lub też nie) tej misji. Postacie zniknęły, a Nicolas pożegnał ich kiwnięciem głowy. Odwrócił się tyłem do miejsca, w którym przed chwilą się wyswietlały i obrócił się przodem do mnie. Znam ten wyraz twarzy. Widuję go dość często.

Spojrzałem na niego pytająco, a zapytanie "Fury?" utknęło mi na języku. Jestem z nim na "ty", ale w obecności strażników mamy stosować się do protokołów, a one mówią jasno. Wiedziałem, czego ode mnie chce. Wysłać mnie jednym z tych jego prywatnych samolotów w miejsce, w którym prawdopodobnie za kilka dni pojawi się Czarna Wdowa. "Znaleźć i zabić". Wiedziałem też, że on prawdopodobnie też już wie, że ja wiem. Żaden z nas nie jest głupi, ale ja postanowiłem, że trochę się z nim zabawię.

— Szefie? Wszystko w porządku? — Zapytałem zmartwionym głosem i od razu wszedłem w rolę, którą sobie wybrałem.

— Nie rozumiem skąd ten wzrok... Mój tata też tak na mnie patrzył, gdy zrobiłem coś źle... Ale chyba nic nie zrobiłem, prawda? To nie jest moja wina. — Zacząłem od razu wkręcając się w tą serię kłamstw. — Stark mnie zmusił. — Tony do niczego mnie nie zmusza. Nawet nie wiem dlaczego wybrałem go jako swojego kozła ofiarnego, ale Iron Man to zawsze dobre wytłumaczenie.

Zepsuł ci się telefon? Tony.

Jesteś głodny? Tony.

Twoja kawa jest zimna? Tony.

Twój syn ton dziewczynka? Tony.

Zakończyłem rozmowę z odpowiednią do tego miną, idealnie już wytrenowaną przez agenta, który we mnie mieszka. Drugi Clint obudził się do życia, kiedy skończyłem z pracą w cyrku i znalazłem się tu. Żyje, śpi i ma się dobrze aż do dziś i czasami pozwalam sobie na użycie go w niewymagających tego sytuacjach. Czekając na reakcję mężczyzny, zastanawiałem się nawet czy nie zwiać od nieuniknionego gniewu mojego żelaznego przyjaciela już teraz, a gdy miałem wprowadzić ten plan w życie, Fury postanowił się odezwać.

— Znajdziesz ją. — Kompletnie zignorował moją wcześniejszą wypowiedź. Szkoda. Włożyłem w nią dużo serca. Odprawił strażnika dłonią i przybliżył się do mnie. — Mogłem wybrać do tego kogoś innego, ale miałem już dość tych twoich wszystkich aluzji o tym, jak łatwo mógłbyś ją złapać. Proszę bardzo. Droga wolna. Masz szansę się wykazać. Chętnie popatrzę.— Uśmiechnąłem się w odpowiedzi, czekając na słowa, które tak długo chciałem od niego usłyszeć. - Decyzja została podjęta. Zajmij się nią.

— To dla mnie przyjemność.

Kiwnął głową, a ja wstałem do wyjścia. Na odchodnym rzucił jeszcze:

— Nie spieprz tego.

A ja tylko się uśmiechnąłem.

𝘽𝙪𝙙𝙖𝙥𝙚𝙨𝙩 | clintasha auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz