18

10 3 0
                                    

Lisa

Po pracowitych miesiącach nauki przyszła pora na zasłużony odpoczynek, a konkretniej na Boże Narodzenie, które miałam spędzić u Matta. Oczywiście, święta nie mogą obyć się bez prezentów. Dla Matta uszyłam pluszowego hipogrywa (on uwielbia hipogryfy). Spędziłam na tym trzy noce, ale było warto. Dla mamy chłopaka postanowiłam kupić bransoletkę. Poświęciłam się i kupiłam jedną z droższych, wydałam całe oszczędności, ale lepiej kupić drogą i ładną, niż tanią i badziewną. Ojczym ślizgona miał dostać ode mnie magiczne cygaro. Byłam bardzo dumna z tego, że prezenty dla nich kupiłam sama lub zrobiłam. Dla Aniki zrobiłam poduszkę z wyhaftowanym jednorożcem, jej miłością i tak dalej.

23 grudnia. Dzień przed wigilią. Rano wręczyłam przyjaciółce pakunek.
-Ponieważ zobaczymy się dopiero poświętach to proszę, prezent ode mnie.
Dziewczyna szeroko się uśmiechnęła.
-Ja też tu coś dla ciebie. - Dała mi paczkę i rzuciła się mi na szyję.
-Do zobaczenia!
-Cześć-odparłam i Anika wybiegła z pokoju z walizką.

Przed śniadaniem zajrzał do mnie Matt. Mieliśmy wyjechać zaraz po posiłku.
-Gotowa, Lisku?
-Muszę tylko dopiąć tą walizkę. To będzie hardcore. - westchnęłam.
Ślizgon spojrzał na mnie, potem nawalizkę, potem znowu na mnie.
-Odsuń się.
Ledwie zrobiłam krok do tyłu, kiedy on skoczył na mój bagaż. Siedząc na walizce zasunął zamek.
-Gotowe-powiedział zdyszany.
Zachichotałam. Razem udaliśmy się na śniadanie.

Po jedzeniu przyjechała po nas mama Matta - Audrey. Wydawała się bardzo sympatyczną i pozytywną osobą. Po około godzinie przepełnionej śmiechem, gadaniem i krępującymi żartami pani Sparrow dotarliśmy na miejsce. Matt mieszkał w dwupiętrowym jednorodzinnym domu otynkowanym na biało. Budynek z zewnątrz wyglądał bardzo przytulnie. Weszliśmy do środka.
-Matt, oprowadź Lisę po domu.
Chłopak skinął głową.W domu rodziny Sparrow mieściła się kuchnia, jadalnia, salon, dwie łazienki, sypialnia i pokój Matta oraz pokój gościnny,w którym miałam mieszkać podczas pobytu tutaj.
-Mój ojczym, Carlos, jest jeszcze w pracy, ale niedługo powinien wrócić. Rozpakuj się, a ja pomogę z obiadem.
Skinęłam głową z uśmiechem i udałam się do pokoju gościnnego. Prezenty schowałam pod łóżkiem. Wiem, mało orginalnie, ale zawsze coś.

Podczas obiadu doszłam do ważnego wniosku:AUDREY SPARROW ŚWIETNIE GOTUJE!!!
Przy jedzeniu poznałam też ojczyma Matta, Carlosa White'a, który jest mugolem. Wydawał się miłym człowiekiem, chociaż jak na mój gust nieco za poważnym dla matki mojego przyjaciela. No cóż, podobno przeciwieństwa się przyciągają.
Po obiedzie razem z Mattem poszłam do jego pokoju. Pokazał mi mugolską grę, ale raczej nie byłam w niej najlepsza...

Po przegadanych godzinach wróciłam do pokojui czekałam do północy, aż wszyscy zasnęli. Miałam w planach podoożyć prezenty pod choinkę i upiec babeczki.
Z podarunkami wszystko poszło dobrze. Znalazły się pod choinką bez zbędnego szumu. Zabrałam się za pieczenie. Minęło pół godziny zanim znalazłam wszystkie składniki potrzebne do przepisu. Te babeczki zawsze robiła moja babcia na święta. Kiedy wyjmowałam ostatni składnik potrzebny do babeczek-mąkę, niechcący szturchnęłam łockiem miskę, na szczęście plastikową, która spadła na podłogę robiąc hałas. Zamarłam w bezruchu. Miałam nadzieję, iż nikt się nie obudził.

Po kilku sekundach w drzwiach kuchni stanęła Audrey. Spojrzała na blat z uniesionymi brwiami, później zerknęła na mnie.Kobieta zaśmiała się cicho.
-Babeczki - niespodzianka? Pomóc ci?
Odetchnęłam z ulgą. Nie jest zła.
-Tak, szczerze mówiąc pomoc bardzo mi się przyda.
-No to pokaż mi ten przepis!
W przyjemnej ciszy pracowałyśmy nad wypiekami. Pani Sparrow zaczęła rozmowę:
-Liso, mam pytanie. Czy długo się przyjaźnicie z Mattem?
-Nie wiem czy można powiedzieć, że to długo, ale właściwie od samego początku roku szkolnego.
-Wiesz... On miał przyjaciół, ale tylko jednego bliższego-Petera. Odkąd trzy lata temu jego ojciec zginął w wypadku bardzo zamknął się w sobie. Przyda mu się ktoś taki jak ty. - powiedziała ze smutnym uśmiechem.
Ojeju. Miał 9 lat kiedy zginął jego tata. Z jednej strony był jeszcze mały, a z drugiej pewnie wszystko doskonale pamięta. Nie byłam świadoma, iż to musi go tak boleć, może nawet bardziej niż Samarę. Zrobiło mi się smutno.
-Czy... Czy mogę panią przytulić? - zapytałam niepewnie .
-Jasne-odparła.
Podeszłam bliżej i uściskałam kobietę.
-I przy okazji, możesz mi mówić na "ty". Jestem pewna, że jeszcze nie raz zagościsz w tym domu.
-Mam taką nadzieję.

Pieczenie skończyłyśmy dopiero koło trzeciej, gdyż musiałyśmy jeszcze udekorować babeczki lukrem. To zdecydowanie był udany dzień. Poszłam się jeszcze zdrzemnąć przed świtem.

Wizards of Hogwart | Malfoy [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz