25

10 5 0
                                    

Lisa

Tydzień po przerwie świątecznej, we wtorek, zaczynały się treningi quidditcha.
Tego dnia miałam większość z Hufflepuffem, na których nie działo się nic ciekawego. Przyszła pora na obronę przed czarną magią z Gryffindorem. Usiadłam pomiędzy Camilą a Simonem, gdyż tego dnia Anika nie czuła się zbyt dobrze i nie było jej na lekcjach.
- Hej - przywitał mnie Simon.
- Cześć. Jak minęły ferie z Leah? Czy ona ci się podoba? - zapytałam, z uśmiechem unosząc brew.
- Świetna z niej przyjaciółka, naprawdę. Ale nic nie czuję do Leah, jako do dziewczyny. A co do ferii, to było super.
- Oh. Spoko - Ja nie mogę, czy zawsze muszę coś palnąć? Jestem teraz taka zła na siebie...
- Państwo w 2 ławce, romanse zostawcie na później! Zaczynamy lekcję. Dzisiaj nauczycie się pewnego zaklęcia... - zaczął paplać nauczyciel.
Ale on przynuudza... Nie mówię, że to mi się nie przyda, ale naprawdę, da się uczyć w ciekawszy sposób. Nagle sala zaczęła rozmazywać mi się przed oczami. O nie... Tylko nie to, tylko nie teraz! Nastała ciemność.

Po chwili znowu ujrzałam klasę, jednak coś się zmieniło...
- Psst! Erin!
Erin? Dziewczyna, która urzyczała mi swoich oczu odwórciła się do przodu. Zobaczłam przystojnego chłopaka, którego skądś znałam... Dał mi buziaka w policzek. CHWILA. Nie mi, tylko tej dziewczynie. Nie wiem czemu, ale miałam poczucie winy. Czułam się, jakbym zdradzała Matta, chociaż nie jesteśmy razem. Z zamyślenia wyrwał mnie głos nauczyciela:
- Panno Kjellberg, proszę się odwrócić.
Erin Kjellberg. Panieńskie nazwisko mojej mamy. O kurde. To znaczy, że jestem w Hogwarcie... Sprzed ponad 20 lat, kiedy moi rodzice się tu uczyli. Pamiętam, że mama była Krukonką, a tata Ślizgonem. Tak jak ja i Matt... Nie. Stop. Koniec fantazjowania o tym pięknym chłopaku z czarującymi, błękitnymi oczami... Nie cierpię siebie. Klasa sprzed lat zaczęła się rozmywać. Ocknęłam się prowadzona korytarzem przez pana Lupina.

- Co ja tu robię? - zapytałam lekko poddenerwowana, chociaż dobrze znałam odpowiedź.
- Zaczęłaś chodzić po sali, Liso. Twoje oczy były takie... Puste. Camilla powiedziała, iż masz wizję oraz, że takie rzeczy zdarzały ci się już wcześniej. Postanowiłem zabrać cię do dyrektora.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem.

Zapukałam do drzwi gabinetu Dumbledora.
- Proszę! - rozległo się ze środka.
- Dzień dobry panie dyrektorze. Przyszłam z dosyć ważną sprawą... Chodzi o to, że od dłuższego czasu mam wizje. Widzę to co się działo lub to co się wydarzy. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Dumbledor wyglądał na zaskoczonego.
- Przewidywałem, że tak będzie, ale nie w najbliższym czasie... Wizje twojej matki zaczęły się dopiero na 5 roku.
- Czyli moja mama też miała wizje?-nie odpisała na mój list...
- Tak, w waszej rodzinie to dziedziczne. Musisz uważać, gdyż jest to cenny, ale niebezpieczny dar. Niestety, nie mogę tego kontrolować. Po prostu staraj się nie przebywać w samotności.
Skinęłam głową.
- A teraz idź już. Za chwilę zaczyna się twoja lekcja zielarstwa.
- Do widzenia!

Idąc korytarzem usłyszałam rozmowę Snape'a z Ronaldem:
- Panie McDonald, dobrze wiem że to była pańska wina. Nikt inny nie jest na tyle durnowaty żeby zrobić coś takiego. Jeżeli to się powtórzy, to będziesz miał problemy chłopcze.
W tym momencie Ronald uciekł. Ciekawe czy istnieje aleternatywny wymiar, w którym rzeczy też zawsze się zwala na 1 osobę? Np. To wina Kai, która wpadła do dziury (pozdro dla kumatych). Zastanawiające.

Podczas zielarstwa dużo myślałam o Macie. Kilka razy, podczas naszych spotkań "przypadkowo" (czytaj: specjalnie) dotknął mojej ręki. Kto wie, może kiedyś coś z tego będzie? Mam nadzieję. Tak, może jestem za młoda na związek, ale chyba właśnie zdałam sobie sprawę, że Matt mi się podoba... Zawsze mnie wspiera... Ja chyba jemu też wpadłam w oko, inaczej by mnie nie całował, co nie?

Na treningu byłam najlepsza. Czułam się genialnie. Samara z Peterem przyszli obejrzeć, jak ćwiczymy. Zauważyłam, że kiedy mojej kuzynce zrobiło się zimno, chłopak oddał jej swoją kurtkę. Jakie to urocze! Wyglądają razem tak słodko... W pewnym momencie zauważyłam tłuczek pędzący w stronę trybun. Chciałam coś zrobić, ale było już za późno. Zanim zdążyli go zauważyć, Samara dostała w głowę. O nie. O nie nie nie nie nie. Tylko nie to. Trenerka kazała nam wylądować. Natychmiast przerażona pobiegłam do omdlałej Sam. Peter wziął ją na ręce.
- Zanoszę ją do skrzydła szpitalnego - powiedział ze łzami w oczach.
- Idę z tobą! - wykrzyknęłam.

Kiedy dotarliśmy do skrzydła szpitalnego i czekaliśmy, aż sprawdzą stan Samary zapytałam Ślizgona:
- Zależy ci na niej, co?
Pokiwał głową w milczeniu.
Pomimo wypadku uśmiechnęłam się. Chyba każda z nas znalazła kogoś idealnego w Hogwarcie.
- Za niedługo powinna się obudzić. Będzie miała kilka siniaków i obolałą głowę, ale to nic poważnego - mogło być gorzej.
- Dzięki Bogu - rzekł Peter i usiadł na jej łóżku. Podeszłam do niego.
- Zostajesz z nią?
- Jasne!
- Ja też. Zadzwonię po Leah.
Kiedy dziewczyna przyszła, we trójkę czekaliśmy, aż Sam się obudzi. Dobrze, że ma ludzi, którym na niej zależy.

Wizards of Hogwart | Malfoy [KOREKTA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz