Bumblebee
Pierwszą rzeczą jaką poczułem po przebudzeniu się , był okropny ból w przełyku i miejscu ,w którym był przetwornik mowy.Ratchet pewnie znowu da mi wywód na temat zdrowia i tym podobnych. Może lepiej jak to zignoruje i będę udawał ,że nic mi nie jest? Wstawiając poczułem się jakbym poprzedniego dnia przebiegł 300 mil ,po czym miał porządny trening . Ten dzień zapowiada się okropnie.Mam nadzieję że nie będzie jeszcze gorzej.Po zwleczeniu się z łóżka ,poszedłem do magazynu po energon, jednak już sam zapach przyprawiał mnie o mdłości .Mimo to wziąłem łyk niebieskiej cieczy, czego momentalnie srogo pożałowałem, smak był nijaki a czułem się jakbym jadł papier ścierny. Zaczęło mnie drapać i wydałem z siebie coś co było kaszlnięciem ,co również zacząłem żałować czując się jeszcze gorzej.Odłożyłem kostkę energonu czując, że straciłem apetyt i ruszyłem do hali głównej.Droga była jednak męcząca i niezwykle bolesna...Nie , wciąż nie zamierzam iść do Ratchet'a. Tego w tej chwili nie pragnę.Miałem już wejść ,gdy wpadłem na Wheeljack'a.
-Hej młody! Pospałeś sobie dziś!Normalnie wstajesz tuż po Ratchet'cie i Prime'ie, a tu dzisiaj wszyscy wstali oprócz ciebie.
-*O-oh t-tak, c-chyba za późno p-poszedłem wczoraj spać h-heh.*- Starałem się kontrolować jak mówię, ale mi nie wychodziło. Dźwięki wychodziły delikatnie zachrypnięte.
-Wszystko okey ? -Wheeljack wyglądał na zmartwionego.
-*T-tak! W-wszystko okey, jestem chyba jeszcze zaspany*-
Wrecker nie wyglądał na przekonanego, ale odpuścił i poszedł dalej. Chociaż tyle szczęścia ,że nie dopytywał dalej, bo nie wiem czy dałbym radę odpowiadać.Ból stawał się nieznośny. Spojrzałem w miejsce przy komputerach , gdzie stał Ratchet. Oby dzisiaj nie miał humoru na kontrole.Ostatnim razem ,gdy uznał że zrobił sprawdzanie zdrowia z zaskoczenia , zostałem uziemiony na miesiąc, bo ukryłem fakt ,że zwichnąłem sobie nadgarstek, chociaż i tak nadal uważam ,że to nie było poważne, tylko troche przekrzywiona ręka i tyle.
-Jadłeś już coś? Jesteś bledszy niż zazwyczaj.-Głos doktora mnie przestraszył ,przez co podskoczyłem.
-*T-tak ,jadłem już i pewnie ci się zdaje, czuje się dobrze*- skłamałem jednocześnie ciesząc się ,że tylko raz mój głos załamał się.
-Yhym.-Widziałem jak mierzy mnie nieufnym spojrzeniem-Niech ci będzie.
Miałem ochotę westchnąć z ulgą, ale wiem, że zwróciłoby to uwagę Ratcha ,a tego bym nie chciał. Jedyne co jest teraz najważniejsze to przetrwać ten dzień i mieć nadzieję, że do jutra przejdzie. Jeśli jednak nie przejdzie.... będzie źle i to bardzo. I w tym momencie uświadomiłem sobie, że coś jest w pewien sposób nie tak. Wczoraj byłem całkowicie zdrowy, nie zjadłem żadnego zepsutego energonu i miałem swój typowy trening bez dodatkowych ćwiczeń. Dlaczego, więc dzisiaj jest jak jest? Złapałem jakiegoś wirusa czy co? Może jednak powinienem powiedzieć Ratchetowi...? Ale obiecałem Raf'owi pojechać z nim na przejażdżkę, jeśli powiem to nici z przejażdżki, a obiecywałem to już kilka razy, więc nie mogę mu tego zrobić. Wiedziałem że będę tego żałować, ale uznałem, że zignorowanie całej sprawy będzie najlepsze. Dlatego też, gdy jechałem po Rafa pod szkołę, starałem nie zwracać uwagi na nagle promieniujący ból.
-Hej Bee! Jak ci minął dzień?
- *Hej Raf, całkiem dobrze, a tobie? *-
W tym momencie z ekscytacją w głosie zaczął opowiadać co miłego mu się dzisiaj przydarzyło. Próbowałem słuchać co mówi, ale nie byłem w stanie się skupić na słowach.
-Bee? Bee! Halo ziemia do Bee. Słyszysz?
-*H-huh? Mówiłeś coś? *-
- Zapytałem co sądzisz o tym co ci powiedziałem.... Nie słuchałeś?
-*Przepraszam... *-
-Wszystko okey? Źle się czujesz?
-*Jeśli uczucie jakby miało się morderczy trening i nie chęć do jedzenia liczy się jako okey, to tak wszystko okey*-
-I nie powiedziałeś tego Ratchetowi?
- *Obiecywałem ci już przejażdżkę po kanionie kilka razy.... Nie chciałem cię zawieść i tym razem.... oraz w pewnym sensie nie było tak źle jak teraz*-
-Możemy pojechać innym razem. Twoje zdrowie jest ważniejsze .
-* N-Na pewno? *
-Tak, lepiej żeby Ratchet jakoś ci pomógł.
Ruszyłem, więc z Rafem w stronę bazy. Jechaliśmy w komfortowej ciszy. Przynajmniej tak było dopóki nie poczułem, że zaraz zwymiotuję. Na moje szczęście, byliśmy niedaleko bazy i schowani, po ostrym zakręcie, za skałami. Przetransformowałem się, delikatnie odłożyłem Rafa i zaraz po zdjęciu ochronnika (nie wiem jak to opisać i nazwać ;-; mam na myśli to co zasłania mu "usta" w tf prime) zwróciłem wszystko co zjadłem wcześniej, czyli prawie nic. Chwilę patrzyłem na niebiesko-zieloną* substancję, próbując zaczerpnąć powietrza.
-Bee? Chodź już niedaleko bazy, Ratchet się tobą zajmie.
-O-o-okey-y
Chłopak spojrzał na mnie z zaskoczeniem, ale nic nie powiedział. Zignorowałem to spojrzenie i wróciłem do mojego alt-Mode. Przez reszte drogi jechałem trochę slanonem. Raf wciąż był widocznie zmartwiony moim stanem zdrowia i tym, że jadę jak by to powiedział pewien znany mi mężczyzna "jak pijany nawigator". Gdy wjechałem do bazy, poczułem jak moje koła tracą przyczepność i ślizgam się jak po lodzie. Oczywiście starałem się jakoś opanować sytuację zmniejszając prędkość chociaż i tak jechałem 20 km na godzinę. Na szczęście po zrobieniu kilku dziwnie wyglądających kółek zatrzymałem się idealnie przy schodach. Instruktorka jazdy była by dumna z tego parkowania równoległego. Raf wysiadł próbując złapać równowagę. Chwytając się barierki, żeby jednak nie wylądować na ziemi spojrzał na mnie z pytaniem w oczach. Dobrze wiedziałem, że chodzi mu o moje samopoczucie. Nie byłem jednak w stanie nawet pomyśleć o odpowiedzi, bo zaraz po przetransformowaniu się, zwymiotowałem ponownie. Tym razem substancja była bardziej zielona. Normalnie wspaniale! Moje ciało uznało, że skoro i tak nie ma czego zwracać z rzeczy, które spożyłem to czas pozbyć się substancji wspomagających organizm. Wziąłem głęboki oddech i momentalnie poczułem okropne drapanie w przełyku i sytuacja z rana się powtórzyła, wydałem z siebie chropowate kaszlnięcie po czym ból nasilił się. W ciągu sekundy pojawił się przedemną Ratchet ze zmartwioną twarzą.
-A wiedziałem ,że rano coś z tobą nie tak było , nie dosć że jakoś koślawo szłeś to taki blady byłeś.... Ale już do mnie nie raczyłeś przyjść ,że coś nie tak...
-W sumie mogliśmy się domyśli po tym ,o której wstał...-Wheeljack wtrącił - zawsze wstawał koło 6 tak jak ty i Prime...
- Ale mógł sam zainterweniować i do mnie przyjść -odparł zgrzędliwie medyk.
- Nie zapominaj ,że mówimy tutaj o Bee. Nie wiemy nawet połowy rzeczy ,które się wydarzyły ,gdy był na ziemi.Nie wspominając już ,że TY byłeś odpowiedzialny za jego wychowanie.
- Jak twoim zdaniem miałem się zajmować jego wychowaniem ,gdy musiałem wszystkich po kolei naprawiać!?
-PRZESTAŃCIE! Wasza kłótnia i tak nic nie da! I to co działo się ,gdy byłem na ziemi sam to nie wasza sprawa! Jeszcze mi brakuje ,żebyście mnie niańczyli jak jakieś piskle! - moja złość została jednak przerwana przez atak kaszlu, skutkując kolejną falą bólu.
- Hej koleżko spokojnie, spokojnie! Co ty na to że zaprowadzę cię do twojego pokoju i dam jakiś zimny okład? - Bulkhead zaproponował ,próbując ratować sytuację przed większą kłótnią.
-Nie jestem pisklęciem. - odburknąłem jedynie, pozwalając się podnieść.
-Nie jesteś. A teraz chodź.
Bulkhead zaprowadził mnie do mojego pokoju i z rekordową dla niego szybkością wrócił z zimnym okładem. I w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo jestem zmęczony. Czując chłód okładu zasnąłem.Bulkhead
Spojrzałem na Bee ,który już spał. Muszę przyznać to ,że odzyskał swój głos jest szokujące ,ale też bardzo... radosne? Chociaż Ratchet i Jackie mogli sobie oszczędzić tej kłótni. Jakby zapomnieli jak było z Smokescreenem ,gdy był w wieku Bee. Z tą róźnicą ,że Smoke nigdy nie stracił głosu...
- Wiesz ,że ten twój zimny okład nic mu nie pomoże? - powiedział Ratchet wyglądając na bardziej wkurzonego niż zwykle.
-Okład może i nie, ale sen tak.
-Śpi?
Pokiwałem tylko głową. Spojrzałem na Miko ,która zdawała się mieć wiele pytań ,ale wolała nie ryzykować zadając je, widząc ,że kłótnia wciąż wisi w powietrzu. Rafael , jednakże ,był zaskakująco cicho ,siedział i czytał jakąś książkę.
-Co czytasz Raf? - Jack najwidoczniej starał się poprawić atmosferę rozmową.
-" Niezwykłe umiejętności metalu - regeneracja " napisaną przez Bruce Bannera.
-CO?!
Ciąg dalszy nastąpi~;) wiem ,że po prostu mogłabym napisać to w jednym ,alee mam pewien pomysł, więc podziele to na dwa...albo nawet trzy? Zobaczymy.Jeśli się spodobało komentujcie i dajcie gwiazkę! Do następnego kochani ~~
CZYTASZ
One-shoty
RandomNo co tu pisać, zwykle one-shoty. Żadnych paringów(?), bo ja się do tego nie nadaje.