-- Nadzieja w liście --

163 7 1
                                    

   Dni mijały nieubłaganie szybko. Coraz to nowe informacje przychodziły z całej Polski o zagładzie kraju. Z takich pozytywnych wiadomości to dziewczyny wydobrzały i już wróciły do swoich rodziców. Jasia za to spędzała więcej czasu z moim bratem niż ja! Czułam, że rodzi się w nich coś poważnego. Tylko czekam, aż Jerzy mi się wygada na jej temat!

  Dziś jest 15 września... dzień bardzo ważny dla mnie i dla Antka. Niestety, od sierpnia nie otrzymałam od niego ani jednego listu. Czułam, że on już nie powróci. Wszyscy wokół mnie wyrażali najgłębsze wyrazy współczucia- nawet rodzice pana młodego. Ale co mi po żaleniu się bliskich, skoro ich zadaniem było mnie wspierać w takiej sytuacji?! Dzięki ich zachowaniu popadałam w coraz większe przekonanie, że Antoni nie żyje.

  Cały dzień rozmyślałam na jego temat. Po obiedzie nie wytrzymałam tego zamartwiania się i starałam sobie znaleźć jakieś zajęcie. I tak sobie myślałam: ,,Pisać wiersze? Lepiej nie, bo zacznę pisać o mojej rozpaczy i wrócę do punktu wyjścia. Może pouczę się na komplety z chemii? ( nie wspominałam o tym wcześniej, ale załatwiłam sobie tajne studia chemiczne w Warszawie. Może to nie to samo co medyczne, ale ważne, że kontynuuję naukę) Niee, bo kolejne zajęcia mam dopiero za tydzień, zdążę się pouczyć. Może pogram na altówce? Tak! To jest to''. Wyjęłam z futerału mój zabytkowy instrument i zaczęłam grać bardzo smętną melodię, jakbym chciała moje uczucia przelać na język muzyki. Grałam dość długo, chyba z godzinę. Jeszcze nigdy nie łączyłam gry z płaczem- chyba dlatego moja gra trwała aż godzinę.

  Chciałam grać dalej, ale w tym celu przeszkodził mój rozweselony brat wchodzący do pokoju.
- Baśka mam dla Ciebie list, nie uwierzysz od kogo!- mówił podekscytowany.
- Hmm może kolejne kondolencje?- powiedziałam ze sarkazmem przecierając oczy od płaczu. Jerzy to zauważył.
- Sama zobacz.- niechetnie pochwyciłam kopertę. Przeczytałam od kogo dostałam list.
- A NIECH MNIE. TO OD ANTKA.- zaczęłam krzyczeć i płakać- tym razem ze szczęścia. Przytuliłam brata najmocniej jak mogłam.
- To ja Cię na chwilę zostawię z tym listem...- uśmiechnął się dziwnie.
- Czemu? Ach zapominiałabym, idziesz do Jasi, miłej wycieczki.- od razu powrócił mi humor.
- Bardzo śmieszne.- zamknął drzwi. Czym prędzej zabrałam się za otwieranie papieru. List brzmiał następująco:

,,Kochana Basiu, dowiedziałem się o tym że żyjesz i jesteś już w domu. Przepraszam, że się nie oddywałem, ale ten nagły wybuch wojny pokrzyżował mi plany powrotu do Ciebie i miałem trochę spraw na głowie. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo się bałem o Ciebie. Słyszałem, że nieźle sobie poradziłaś ze szkopem w pociągu. Wreszcie moje pokazy broni na coś się przydały. Nie wiedziałem, że jesteś taka odważna kochanie. Uważam jednak, że nigdy więcej nie powinnaś tak ryzykować. Jesteś całym moim światem i nie mam pojęcia, co bym zrobił gdyby coś Ci się stało. Nie wiem, kiedy dostaniesz ten list, jednak mimo wszystko napiszę to... 15 września mieliśmy stanąć na ślubnym kobiercu, a stoimy na piasku usypanym z bohaterów walczących za nasz kraj. Nie wiem, czy tak można przez list, ale bez względu na to, co się stanie, ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że Cię nie opuszczę aż do śmierci... Kocham Cię całym sercem i liczę na to, że się niebawem zobaczymy, a wtedy o ślubie pomyślimy.

                                                      Twój Antoś

P.S. Bardzo Cię kocham! Tych słów nigdy nie jest za dużo.''

  Przez całe czytanie listu płakałam. Byłam już przekonana, że Antek powróci cały i zdrowy. Uskrzydlona listem od ukochanego napisałam do niego odpowiedź. ,,Zarecytowałam'', podobnie jak on, przysięgę małżeńską i zażartowałam, że będę potrzebowała jeszcze wielu szkoleń z jego strony z władania pistoletem, który nadal trzymam w szafce. Napisałam, że ze ślubem nam się nie śpieszy- ważne, aby dotarł do Warszawy cały i zdrowy. Wspomniałam, aby uważał na siebie, bo ja wciąż na niego czekam.

  Po napisaniu listu zbiegłam do kuchni, aby wszystkim przekazać dobre wieści. Byłam taka szczęśliwa...

Dziewczyny nie strzelająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz