-- Pierwsze akcje --

141 5 0
                                    

   W kolejnych miesiącach odbywały się solidne szkolenia z zakresu pracy Małego Sabotażu. Wytrwale podowałyśmy wszystkim zadaniom i  testom wytrzymałości fizycznej. Pod koniec maja dostałyśmy pozwolenie od Góry na uczestnictwo w akcjach sabotażowych. Pod nazwą ,,Małego Sabotażu'' kryły się poważne i wymagające sporej odwagi akcje, które miały na celu ,,rozwścieczyć'' Niemców. Jedną z pierwszych, było tłuczenie okien zakładów fotograficznych, które miały na wystawie sporą kolekcję zdjęć oficerów niemieckich.

  Pewnego dnia czerwca, upał doskwierał wszystkim warszawiakom. Tego dnia miała się odbyć nasza pierwsza, samodzielna akcja. Z dziewczynami miałyśmy ochotę się gdzieś schronić z powodu słońca, ale akcja to akcja. Znalazłyśmy się na ulicy Nowowiejskiego.
- Tak, to ten zakład.- powiedziała Hanka patrząc na mapę.- Czarna, do dzięła.- dziewczyny odeszły w głąb ulicy. Chwilę przyglądałam się zakładowi. Przez odbicie w szybie sprawdzałam, czy nic mi nie grozi. Po uznaniu teren za bezpieczny, wyjęłam kawałek żelaza i z całej siły wymierzyłam w okno. Huk był obłędny. Nogi miałam jak z waty- przecież to pierwsza moja akcja. Szybko zebrałam zdjęcia z gablotki i pobiegłam jak najdalej od miejsca wypadku. Kiedy byłam na bezpiecznej odległości, spojrzałam w kierunku fotografa, który zdenerwowany wybiegł na ulicę i szukał wzrokiem oprawcy. Po chwili wszedł do budynku, a ja z zawiadackim uśmiechem spokojnym krokiem ruszyłam w kierunku miejsca zbiórki. Za rogiem czekały na mnie spocone dziewczyny przecierające swoje czoła chusteczką.
- I jak?- spytała się Rosie.
- Udane łowy.- zaśmiałam się.
- Pomimo tego, że byłaś pierwsza z Nas wszystkich, nie bałaś się. Jak ty to robisz dziewczyno?! Skąd ta odwaga?!- szturchnęła mnie Hanka. Nic nie odpowiedziałam tylko poprawiłam swoją zwiewną, żółtą sukienkę. Po chwili ruszyłyśmy do kolejnego zakładu.

  Pomimo tego, że ulica Nowowiejskiego była obfita w tego typu pracownie, nie niszczyłyśmy kolejnych. Chodziło w tej całej zabawie o to, aby zastraszyć ,,nienaruszone'' zakładu i skłonić do zdjęcia ochydnej wystawy. Kolejnym celem, była Koszykowa, która nie była aż tak łatwym celem. Jest ona umiejscowiona blisko Alei Ujazdowskich, gdzie stacjonują dziesiątki oficerów gestapowskich. Na początek, fotograf na rogu Koszykowej i Emilii Plater.- mało ryzykowny.
- No to Hanka, czyń honory.- powiedziałam a wraz z Rosie odeszłyśmy w kierunku Alei Niepodległości. W mgnieniu oka usłyszałyśmy trzask i stepowanie damskich bucików. Po chwili nas dogoniła!
- Jeny ale szybka jesteś.- skomentowała Jasia.
- Nic mi nie mów, ten volksdeutsch zauważył kawałek żelastwa w mojej ręce zanim go wyrzuciłam. Wybiegł z kijem gdy zbierałam zdjęcia. Udało mi się zbiec...- mówiła zestresowna Gosia.
- Na szczęście wszystko się dobrze skończyło. Chodźcie, idziemy na zgrupowanie pokazać wyniki naszej pracy.- uśmiechnęłam się i udałyśmy się do pamiętnego starego magazynu.

  Tam, czekał na nas Jerzy, który niedawno awansował na sierżanta. Stał pośrodku stołu, na którym inni ,,sabotażyści'' pokazywali swoje łupy. Przyszła kolej na nas. Z torebek wyciągnęłyśmy stos zdjęć.
- No no no, najwięcej z całego oddziału. Dobra robota moje panie.- powiedział zdumiony. Odmeldowałyśmy się i poszłyśmy na dobrą kawę, aby uczcić nasz pierwszy sukces.

  Kolejne akcje, które wykonywałyśmy, wymagały większej kreatywności i opanowania, niż samej odwagi. Było to między innymi roznoszenie ulotek propagandowych i malowanie haseł na murach ważnych instytucji. Na przełomie lipca i sierpnia byłyśmy w tym niedoścignione. Kiedy nadarzyła się okazja, byłyśmy wychwalane w całym oddziale. Lubiłam kiedy o nas dobrze mówiono. Nie dlatego, że uwielbiałam przechwalanie się, ale dlatego że to zawsze dawało większą szansę na awans i wykonywanie bardziej ryzykownych zadań. Jedynych rzeczy, której nie robiłyśmy, to tak zwanych akcji kinowych i zdejmowania niemieckich flag. Z plotek dowiedziałam się, że miałyśmy je zacząć na początku września. Jednak najbardziej cieszyłam się, że zaklimatyzowałyśmy się w środowisku chłopców. Podobno nie każdy pluton tak ciepło przyjmuje nowych, jak Jurka! Ciekawostką jest, że w jego oddziale jesteśmy jedynymi dziewczynami. Cieszę się, że tworzymy tak zgraną drużynę. Zadania, które dostajemy bardzo mi się podobają, ponieważ nie są monotematyczne. Każdego dnia czeka na nas nowa robota. Jednak jestem już psychicznie nastawiona na walkę z bronią w ręku. Od czasu akcji w pociągu, pragnę dalej wyzwalać bezbronnych ludzi spod bezlitosnych rąk okupanta. Jurek mi powiedział, że na wszystko jest czas, że zorganizuje takie szkolenie, ale kiedy? Nie wiadomo.

Dziewczyny nie strzelająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz