-- Prawda boli... --

87 3 0
                                    

  Wczesnym rankiem ubrałam się w delikatną ciemno- zieloną sukienkę i wojskowe ciężkie buty. Po przejrzeniu się w lustrze zdecydowałam, że pomimo pewnego kontrastu, wyglądam schludnie i praktycznie, bowiem dziś mieliśmy powrócić z całym oddziałem do Warszawy. Drogę, którą nam zaproponował kapitan była bezpieczniejsza, lecz o wiele dłuższa. Po sprawdzeniu plecaka i spakowaniu ,,mojej koperty'' ruszyłam w stronę jadalni.

  Po szybkim śniadaniu, wszyscy udaliśmy się na odprawę. Wreszcie zobaczyłam się z koleżankami od wielu tygodni. Na szczęście przebaczyły mi tą nieobecność i nie dociekały, czemu tak się zachowywałam. W dobrych humorach stanęłyśmy w dwuszeregu. Swoją przemowę wygłosił niezastąpiony major Biały.
- Serwus, moi drodzy nasz pobyt w tym cudownym miejscu dobiegł końca. Rany się wygoiły, kości się zrosły to znaczy, że należy już wracać.- jego wypowiedź spowodowała stłumione śmiechy chłopców.- Może nam się wydawać, że nasza wyprawa była bezowocna, ponieśliśmy jedynie straty. Jednakże gdyby nie ta klęska, nie znaleźlibyśmy się tutaj i nie odnaleźlibyśmy naszych zaginionych, w prawdze uznanych za martwych, towarzyszy broni. Jesteśmy niezmiernie wdzięczni kapitanowi Witoldowi za ratunek oraz za gościnę. Śmiało mogę stwierdzić, że mamy u kapitana dług wdzięczności. Jeszcze raz bardzo dziękujemy za pomoc.- uścisnął rękę kapitana.- Moi drodzy, jeszcze dziś dotrzemy do Warszawy. Jak już wam kiedyś wspominałem, nasza droga nie będzie należała do łatwych, jednakże mogę was utwierdzić w przekonaniu, że nie natkniemy się na żadnego Niemca. A więc baczność!- na jego słowa poderwaliśmy się na równe nogi.- W prawo zwrot!- ustawiliśmy się według komendy. - Na przód marsz!- odmaszerowaliśmy w równym rytmie podkutych butów. 

  Po kilku godzinnej drodze przystanęliśmy na odpoczynek. Chłopcy pomogli rozstawić polowy stół, a na nim dziewczęta wyłożyły miski i nalały jeszcze gorącej zupy. Po pewnym czasie komendanci oddalili się w głąb lasu, aby naradzić się w sprawie dalszej podróży.

   Po sprzątnięciu po posiłku, zaczęłam szukać Antka. Na obrzeżach lasu dostrzegłam grupkę chłopców zgromadzonych przy rewolwerze. Wśród nich dostrzegłam ubranego w białą koszulę i ciemne spodnie Antka, który również mnie zauważył. Postanowiłam podejść nieco bliżej, a on od razu podszedł do mnie. Na powitanie ucałowałam go w policzek.
- Dzień dobry- powiedział rozweselony trzymając mnie w objęciach.
- A dzień dobry, panu- odpowiedziałam naśladując jego ton głosu.- Muszę z Tobą porozmawiać.
- Poważnie czy na żarty?- zapytał rezolutnie.
- Poważnie.- od razu spoważniałam.- Bo widzisz, jest rzecz, której Ci nie powiedziałam, a czuję się z tym źle.
-  Spokojnie - uśmiechnął się. Czy on kiedykolwiek był poważny w takich sytuacjach? Ta jego pogoda ducha jest niesamowita. Nie pozwala zamartiwać się drobnostkami. Jego pozytywna energia dosłownie spływa na jego chłopców. Podobno, to dzięki niemu, jego oddział jest oazą spokoju na akcjach. Uczy ich opanowywać strach i pozytywnego myślenia. Jak widać, przynosi to zaskakujące efekty. Oni, jako jedni z nielicznych, są niedoścignieni w pracy z bronią w ręku.
- Chciałabym Cię bardzo przeprosić za to, że tak Ciebie wypytywałam o Franka i jego powrót do nas. Wiem, że nie powinnam się w to mieszać, ale chciałam wam pomóc wyciągnąć jakieś informacje i próbowałam pomóc Jurkowi... Więc pisałam takie małe sprawozdania odnośnie tego co mówiliście...
- Poczekaj, chcesz mi powiedzieć, że wszystko o czym Ci powiedziałem, napisałaś w raporcie i oddałaś swojemu bratu?- wypowiedział zdenerwowany Antek. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Było mi głupio przyznać jemu prawdę.
- Ale jeszcze nie oddałam jemu tych kartek. Chciałam je najpierw pokazać Tobie....- powiedziałam nieśmiale. Chłopakowi puściły nerwy.
- Jak mogłaś coś takiego zrobić?! Sprawami kontrwywiadu zajmują się specjalnie wyszkolone osoby takie jak ja. Nie musisz już mi ich pokazywać. Zawiodłem się na Tobie. Myślałem, że chociaż z Tobą mogę porozmawiać, a Ty mnie tylko wykorzystałaś. To już nie jest ta sama Basia, którą poznałem.- odszedł ode mnie pozostawiając mnie całą zapłakaną. Nie spodziewałam się aż takiej reakcji. Wiedziałam, że będzie zły, ale nie aż tak...

  Resztę drogi przeszłam sama w milczeniu. Inne dziewczyny żywo rozmawiały i się śmiały, a jednak trzymałam się z tyłu. Wczesnym wieczorem doszliśmy wszyscy pod granicę Warszawy. Wtedy przyszedł czas się rozdzielić i oddać broń osobom odpowiedzialnym za nasze magazyny. Chłopcy się przebrali w bardziej cywilną odzież, a dziewczęta złożyły swoje opaski, które świadczyły, że służą pomocą sanitarną. Oddały je koleżankom, które na prawdę pracowały w szpitalu. Dochodziła godzina dziewiętnasta kiedy to wraz z Jurkiem szliśmy polnymi drogami prowadzącymi do naszego domu. Pomimo tego, że Franek i Małgosia mieli taką samą drogę do domu, nie mogliśmy iść razem. Obowiązywała zasada rozchodzenia się małymi grupkami do swoich domów na wypadek patrolu SS- manów. My wyszliśmy o kwadrans szybciej niż oni.
- Wszystko w porządku?- zapytał Jurek zerkakąc na mnie. Popatrzyłam na niego przeszklonymi od płaczu oczami i powiedziałam mu wszystko, co się stało. Po zakończeniu mojej historii głęboko westchnął. - Oj Basia Basia... Rozumiem Cię, że chciałaś mi pomóc, jednakże postąpiłaś nieodpowiedzialnie. Mogłaś najpierw ze mną przedyskutować swoje plan.
- Ale i tak byś się na to nie zgodził.- wtrąciłam się jemu w zdanie.
- To jest inna kwestia. Porozmawiam z Antkiem, możliwe, że był bardzo zmęczony i dlatego tak się zachował.- przytulił mnie bardzo mocno.
- To już się pogodziliście?- zmieniłam temat.
- Tak- uśmiechnął się.- Przyszedł do mnie tego wczoraj wieczorem i wszystko sobie wyjaśniliśmy.- widząc mój smutek, dodał:
- Jeśli masz ochotę, to chętnie rzucę okiem na te twoje raporty...- bez zastanowienia podałam mu ,,ten list''- Widzę że odpowiednio zadbałaś o ich ukrycie.- uśmiechnął się oglądając kopertę.
- Bezpieczeństwa nigdy za wiele.- odważnie odpowiedziałam.

  Po jakimś czasie dotarliśmy do naszego domu, gdzie czekała na nas ukochana mama. Wyściskała nas obu i zasiedliśmy do stołu. Opowiedzieliśmy jej cały nasz pobyt, nie omijając nawet napaści. Po pysznej kolacji, na którą otrzymaliśmy przepyszne kluski z owocowym kompotem, poszlam do łazienki się odświeżyć po podróży. Przechodząc obok pokoju Jurka zauważyłam, że pali się u niego światło, a przez niewielką szparę dostrzegłam, że siedzi przy biurku i czyta moje kartki. Musiały mu się bardzo spodobać, skoro zaczął je analizować jeszcze tego wieczora  Wchodząc do swojego pokoju zauważyłam mamę, siedziącą na świeżo pościelonym łóżku.
- Mamo, mogłam już ja to zrobić.- dotknęłam jej ramion.
- Nie nie, Ty kochana jesteś zbyt zmęczona, a dla mnie to była sama przyjemność.- uśmiechnęła się do mnie.- Bardzo się cieszę, że już wróciliście. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak się o was martwiłam. Ponad trzy tygodnie bez was były dla ciężkim czasem. Gdyby nie te twoje listy, odchodziłabym od zmysłów.- przytuliła mnie do siebie i zaczęła głaskać moje świeżo umyte włosy. - Jutro jeszcze porozmawiamy, wyśpij się, dobranoc Basienko.- na koniec ucałowała mnie w czoło i zamknęła drzwi. Nie ukrywam, że ostatnie dni były dla mnie wyczerpujące, więc nie miałam żadnego problemu ze snem.
 

Dziewczyny nie strzelająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz