-- Spotkanie z Biedronką --

93 4 0
                                    

   W kolejnych dniach powoli powracałam do zdrowia. Umacniały mnie wizyty i ciepłe rozmowy bliskich mi osób. Z Frankiem też było coraz lepiej. Rany się wygoiły i mógł znów powrócić do oddziału. Na początku nie dostawał prac godnych zaufania, ale z czasem, Góra dawała mu poważniejsze zadania, takie jak wyrabianie fałszywych dokumentów. Spełniał się w tym na medal.

  Wkrótce Małgosia zabrała Franka z naszego domu i na dobre zamieszkał w swoim domu. U nich nie było już tak kolorowo. To były ich pierwsze święta bez rodziców. Matka wyjechała do Krakowa do swojej siostry- nie mogła znieść straty syna. Nie wiadomo, czy dostała list ze wspaniałą wiadomością czy nie. Pan Jagieński za to poszedł do wojska. Brał udział w walkach w we wrześniu w 39 i dotąd nie wrócił. W domu, pozostała tylko strasza Jagieńska z częścią służby oraz z wnukami. Gosia nie lubiła rozmawiać na temat swojej rodziny. Już wiem, dlaczego. Te informacje z ledwością uzyskałam od Franciszka.

  Nastał rok 1941. Można powiedzieć, że najlepszy rok ze wszystkich podczas tej wojny. Nie chodzi tu tylko o sukcesy zawodowo-konspiracyjne, ale również w miłości. O swojej już dawno zapomniałam... Ale za to przyjaźń Jurka i Jasi coraz bardziej się pogłębiała. Przytoczę pewne zdarzenie, którego byłam świadkiem.

  Pewnego styczniowego popołudnia wracając do domu z zakupami, natknęłam się na rozmawiających i trzymających się za dłonie mojego brata z koleżanką. Moja obecność najwyraźniej ich spłoszyła, bowiem od razu odsunęli się od siebie na dobre kilkanaście metrów. Nie skomentowałam tej sytuacji- nie chciałam ich jeszcze bardziej wprawiać w zakłopotanie. To nie wszystko. Szykując z mamą zupę na obiad, Jurek oznajmił, że nie będzie go na posiłku, ponieważ idzie odprowadzić Janinę do domu. Wrócił dopiero po czterech godzinach! ,,Ładne mi odprowadzanie''- pomyślałam.

  Sprawy miłosne należy odłożyć na bok- trzeba się zająć swoimi sprawami. Góra poważnie rozpatrzyła moje notatki dotyczące akcji i część z moich planów wcieliła w życie. Byłam z siebie taka dumna, ponieważ organizacja wyszła dzięki temu z dużego kryzysu.

   Pewnego marcowego poranka przyszedł list, w którym Góra zainicjowała szybsze spotkanie z samą Majorową Biedronką. Z tego co słyszałam, to nie była zbyt wyrozumiała i empatyczna, dlatego nie cieszyła się zbyt dużym poszanowaniem. Mimo wszystko, spotkanie miał się odbyć w pierwszy dzień wiosny.

   Tego dnia byłam bardziej niż zestresowana. Nie potrafiłam tego ukryć. Przyjaciele pierwszy raz widzieli mnie w takim stanie. Dobrze, że byli przy mnie w tych trudnych chwilach
- Nie martw się, na pewno sobie poradzisz.- pocieszała Małgosia.
- Tylko pamiętaj, nie okazuj strachu. Bądź taka jak zawsze: odważna, pewna siebie i z podniesioną głową idź przed siebie.- motywowała mnie Janina. Na prawdę nie wiem, co bym bez tych dziewczyn zrobiła. Doradziły mi nawet, jak powinnam się ubrać. Oczywiście nie obyło się bez sporów, ale ostatecznie ubrałam ciemno-Zieloną sukienkę oraz popielaty płaszczyk. Dopełnieniem stylizacji były butelkowo-zielony berecik oraz czarne balerinki. Tak ubrana i zmotywowana wyszłam z domu.

  Udałam się we wskazane miejsce, do pewnej kamienicy na Żoliborzu. Moje serce zaczęło mocniej bić. Czułam, jak moje nogi zamieniają się w watę. Cóż, nie moglam się już wycofać. Zapukałam pod właściwe drzwi. Otworzyła mi drobna dziewczyna o blod włosach i przyjaznym wyrazie twarzy. Poczułam się trochę lepiej.
- Dzień dobry, czy mogę skorzystać z telefonu?- powiedziałam kryptonim. Na to dziewczyna jeszcze bardziej się uśmiechnęła.
- Tak oczywiście, zapraszam. - odpowiedziała i wpuściła mnie do środka. Co jak co, ale mieszkanie było urządzone z przepychem. Od razu widać, że mieszka tu ważna osoba jak nie jakiś oficer niemiecki. Dziewczyna wprowadziła mnie prosto do pokoju, gdzie za biurkiem siedziała blond włosa młoda kobieta z mocno czerwonymi ustami paląca fajkę. Ona już nie miała takiej miłej twarzy, jak tamta poprzednia.
- Podporucznik Czarna! Proszę siadaj.- odpowiedziała pewnym siebie głosem pokazując mi, kto tutaj rządzi.- Nazywam się Major Biedronka, a ta przemiła obok to Pani Porucznik Mała. Serdecznie witamy. Wiesz, czemu tak właściwe tutaj jesteś?- spytała kobieta.
- Zdaję mi się, że z jakiegoś ważnego powodu, bowiem nasze pierwsze spotkanie miało się odbyć dopiero w maju.- odpowiedziałam dyplomatycznie.
- Mądra dziewczynka.- powiedziała ironicznie. - Musimy sobie poważnie porozmawiać na temat obowiązujących zasad w naszym oddziale. Słyszałam o twoich poprzednich posunięciach. Chcę Cię tylko uświadomić, że ze mną nie jest tak łatwo. Albo będziemy żyły w zgodzie, albo mogę zrobić takie piekło, jakiego sobie nie wyobrażasz. - popatrzyła na mnie swoim lodowatym wzrokiem. Postarałam się nie załamać.- Ale wiesz co? Coś musi w Tobie być. Jeszcze nigdy nie słyszałam o tak szybkim awansie na podporucznika...- musiała zapalić kolejną fajkę w tym momencie.- U mnie o takim awansie możesz sobie co najwyżej pomarzyć.- syknęła Pani Major. - Więc radzę nie wysuwać się przed szereg, bo ja tu jestem szefem całego zgromadzenia. Oczywiście, wszelkie pomysły jak najbardziej szanuję, ale muszą one mnie zadowolić. Inaczej, traci się w moich oczach, złotko.- nastała chwila ciszy. Ciągle na nią patrzyłam pewnym siebie wzrokiem.
- Ciekawi mnie, z czego się ten Pani aparat składa.- zapytałam zakładając jedną nogę na drugą. Teraz ja przyjmuję pałeczkę.
- Na początku ustaliłam, że z samych łączniczek i sanitariuszek...- zakłopotała się Biedronka, na to Mała się uśmiechnęła.
- Czyli rozumiem, że przenieśli mnie tutaj, bo nie mają innych kompetenych kobiet na to stanowisko. - przerwałam Biedronce. Wiem, że tak nie powinnam, ale musiałam. Zachowywała się gorzej niż volksdeutsch.
- Tak, taka jest prawda, tylko ja potrafię to wszystko...- próbowała się znowu wychwalać.
- To tylko świadczy o poziomie kompetencji pańskich umiejętności zarządzania oddziałem. Każda z dziewczyn powinna mieć szansę na dalsze rozwijanie się, a nie powinno się ograniczać ich możliwości. Tak nie postępuje prawdziwy dowódca.- znów jej przerwałam i mówiłam z pełną odwagą. Może nie powinnam się tak się zachowywać przed majorową, ale KTOŚ POWINIEN JĄ SPROWADZIĆ NA ZIEMIĘ.
- Czy sugerujesz, że jestem złym dowódcą?- spytała karcąc mnie wzrokiem.
- Nie.- odpowiedziałam krótko. Znów nastała ta niezręczna cisza.
- Jeżeli nie masz żadnych pytań, możesz odejść.- powiedziała wyniośle Majorowa.
- Czuwaj.- powiedziałam i wyszłam.

  Czułam jak mi się pali grunt pod nogami. ,,Chyba znów mnie z tej konspiry wyrzucą''- myślałam w drodze do domu. A nawet gdybym nie zostałabym u Majorowej, to bym się cieszyła. Przynajmniej nie musiałabym jej widywać.


 

Dziewczyny nie strzelająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz