-- Aleja Szucha --

81 3 0
                                    


  Przez ostatnie dni nie najadłam się tyle stresu jak przez całe moje życie. Cały czas chodziłam jak na szpilkach i dbałam o wszelkie szczegóły, aby akcja się powiodła. Oczywiście, przez cały czas otrzymywałam pomoc oraz cenne rady od Jurka czy Antka, ale nawet to nie potrafiło mnie uspokoić. Przecież to będzie pierwsza zaplanowana przeze mnie akcja! Jak tu się nie stresować???

  W poniedziałek rano wyszłam kilka minut po zakończonej godzinie policyjnej. Musiałam wstąpić do fotografa, aby odebrać podrobione kenkarty dla mnie i dla moich towarzyszy.

  W mieście panował półmrok z powodu srogiej zimy. Jedynym źródłem światła były nieliczne jasne okna sklepów oraz niektóre lampy przy ulicy. Na skraju ulicy Koszykowej zauważyłam zielony patrol, dlatego jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku. Musiałam być bardzo ostrożna, ponieważ na oblodzonych chodnikach strasznie śliskały mi się moje czarne buty, a gdybym się wywrócila, na pewno mogliby mnie zauważyć.

  Po chwili ich zgubiłam, chowając się w bramie jednego z bloków i odetchnęłam z ulgą. Kilka ulic dalej stał wyznaczony fotograf, który ściśle współpracował z podziemiem i dotąd nigdy nas nie zawiódł. U Pana Stanisława nigdy nie było problemu ze zrobieniem zdjęcia do fałszywych dokumentów, ani z wyrobieniem ich. Ten staruszek uratował wielu życie i stanowił trzon wielu przeprowadzonych wcześniej akcji.

  Po jakimś czasie dotarłam do skromnego budynku. Otwierając drzwi, uderzyła we mnie fala gorącego powietrza ze środka. Poczułam jak pieką mnie policzki od zimna i jak szczypie nos.
— Dzień dobry. — uśmiechnęłam się do siwego pana w okularach. On również odwajemnił mój uśmiech.
— Piękną mamy dziś pogodę, nieprawdaż? — zadał mi konspiracyjne pytanie.
— Och, jaka szkoda, że nienawidzę deszczu. — odpowiedziałam i zaczęłam się zastanawiać, kto wymyśla takie banalne teksty. Wiem, że im większy banał, tym tekst zyskuje na tajemniczości i trudno jest przekazać ważne informacje podziemia w niepowołane ręce, ale no błagam. Mężczyzna zaprowadził mnie do drugiego pomieszczenia zakrytego czarną kurtyną. Potem przybliżył się do dębowej szafki , skąd wyjął niewielką kopertę.
— Oto kenkarty. Każda wypisana na takie dane, jakie zostały mi przekazane. — podał mi owinięty papier.
— Dziękuję z całego serca. — odpowiedziałam, chowając go do torebki.
— Ku chwale ojczyzny. — zasalutował, a ja odpowiedziałam mu tym samym i zapłaciłam należytą sumę. Czym prędzej wybiegłam z budynku i zaczęłam kierować się do domu. Przecież jeszcze dziś miała być przeprowadzona akcja.

  Po godzinie, wszyscy, którzy mieli brać udział w akcji znaleźli się w moim domu. Wśród moich wybranych ludzi brakowało mi tylko Franka, którego najbardziej chciałam zaangażować w akcję, ale Antek nie wyraził na to zgody. Niestety, nie powiedział dlaczego się nie zgadza, ale obiecał mi to wyjaśnić. Matka musiała pilnie wyjechać do pacjenta, dlatego nie będzie jej przez najbliższe kilka godzin.
— Więc — zaczęłam. — Cała akcja rozegra się przy Alei Szucha, choć to nie jest odkrycie. — po salonie przebiegł cichy śmiech. — Smutny, ty zawieziesz mnie do tego miejsca i zaparkujesz samochód w tym miejscu. — wskazałam palcem na punkt na mapie przed nami. Chłopak tylko pokiwał głową. — Miś oraz Wróbel ustawią się pół godziny przed przyjazdem Smutnego przy słupie reklamowym i będą w pogotowiu. — zwróciłam się do nich. — Gdyby coś was niepokoiło, albo jeśli nie wyjdę po jakiś dwóch godzinach, zawiadomcie majora i wykonujcie dalsze jego polecenia. — spojrzałam głęboko w oczy brata, wyrażającego sprzeciw moim słowom. — Nie działajcie pochopnie. — Lis oraz Rosie, będziecie czekali w drugim samochodzie, pół kilometra od Gestapo. — pokazałam kolejne miejsce na mapce. — Na wypadek, gdyby Hanka potrzebowała pilnej pomocy medycznej. Gdyby jednak okazało się, że wszystko w porządku, pojedzie do domu w samochodzie wraz ze mną i Smutnym, a Lis zabierze po drodze chłopaków. Jakieś pytania? — spytałam.
— Czemu Rosie będzie w samochodzie wraz z Lisem a nie ze mną? — zapytał zazdrosny Jurek.
— Bo Lis znakomicie prowadzi auto i nie będzie przeszkadzał Rosie w opatrywaniu Hanki. Poza tym, lepiej się przydasz tam, przy słupie, ponieważ szybko zauważysz coś podejrzanego. — poklepałam brata po ramieniu.
— Spokojnie Wróbel, nie zamierzam nawet flirtować z twoją narzeczoną.— Antek uniósł ręce w geście obronnym. Po chwili wszyscy się roześmialiśmy.

Dziewczyny nie strzelająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz