-- Powrót --

174 6 1
                                    

   Przez całą drogę opiekowałyśmy się dziewczyną. Była masakrycznie podbita. Na twarzy miała trzy porządne odciski od bata. W jakiś sposób zatamowałyśmy krwotok z nosa. Dałam jej środki przeciwbólowe i zasnęła. Dopiero w połowie drogi się obudziła.
- Gdzie jesteśmy?- spytała się zmęczonym głosem.
- Cichutko, jesteśmy w drodze do Tłuszcza. Jak się Pani czuje?- spytałam spokojnym głosem.
- Mogłoby być lepiej. Dziękuję za ratunek.- wypowiedziała dziewczyna lekko się uśmiechając.
- Ach to nic takiego, z pewnością Pani zrobiłaby to samo.- powiedziałam trzymając jej rękę.
- Nie wiem, czy zdobyłabym się na taką odwagę. Mówmy sobie po imieniu, Janina.- podała rękę w moją i Gosi stronę. Po chwili się przedstawiłyśmy.
- A więc Jasiu, czy na prawdę miałaś sfałszowane dokumenty?- spytała Gosia.
- Myślę, że mogę wam zaufać. Niestety tak, ale miałam do tego powody. Tak się składa, że mój ojciec jest właścicielem magazynu broni w Warszawie. - w tym momencie przerwałam jej wypowiedź.
- Panna Zawada...- powiedziałam z niedowierzaniem. Jej rodzina była znana w całej Warszawie nie tylko z dużego majątku, ale i z pięknej posiadłości.
- Tak, ale to jest mało istotne. W każdym bądź razie dzisiaj rano sfałszowałam moje dokumenty. Gdyby niemcy dowiedzieli się, kim jestem, nie wiem, co by teraz ze mną było i z moją rodziną.
- Bardzo mądrze postąpiłaś. Myślę, że Niemcy już się dowiedzieli o magazynie w Warszawie. Jeżeli masz ochotę, zapraszam Cię na parę dni do Konstancina, do mojego domu. Tam wydobrzejesz i wrócisz do domu. - zaproponowałam mojej nowej koleżance.
- Bardzo dziękuję za propozycję. Z przyjemnością z niej skorzystam.- powiedziała Janina.

  Podczas podróży bardzo polubiłam Jasię. Podobno, w Wilnie również pragnęła się dalej kształcić! Chciała studiować prawo. Niestety musiała te plany porzucić z powodu obawy o rodzinę.

   W końcu dojechaliśmy do wybranej stacji, w której nie było żywej duszy. Wtedy zdałyśmy sobie sprawę, że nie przemyślałyśmy transportu do Konstancina oddalonego o ok 70 kilometrów. Zraniona kobieta była osłabiona, aby iść przez polne i leśne drogi. Powiedziała, że wytrzyma, lecz nie byłam tego pewna. Pod wpływem jej nalegań, ruszyłyśmy w tą trudną drogę. Niebo gorzko płakało nad losem Polski. Gdzieniegdzie można było dostrzec dym i nieprzyjemny zapach palonych domów. Nasza ojczyzna była bezsilna wobec tak silnego okupanta.

  Po dwugodzinnej ciężkiej drodze, doszłyśmy do mojego domu. Matka, widząc nas z daleka, rzuciła się w naszym kierunku.
- Dzieci drogie, żyjecie...- mówiła ze łzami w oczach.
- Mamo, nasza koleżanka Jasia potrzebuje pomocy, proszę, zajmij się nią...- powiedziałam ostatnimi siłami. W tym momencie przybiegł Jerzy i pomógł nam zaprowadzić dziewczynę do domu. Ułożyliśmy ją w pokoju gościnnym. Matka, dawna lekarka, zajęła się pacjentem. Mój brat nie mógł odciągnąć wzroku od Jasi - już wiem, co się szykowało...

  Pomogłam Małgosi dojść do drugiego pokoju gościnnego. Przyniosłam jej wody, a ona już spała - była wykończona dzisiejszym dniem.
- Daj mi tą wodę, ja się nimi zajmę. Idź się położyć.- podeszła do mnie mama i mnie przytuliła. Posłusznie poszłam się położyć. Nie zważałam na brudne i podarte ubranie. Po prostu ułożyłam się do spania. Przypomniało mi się, że w kieszeni płaszcza znajduje się zdobyczna broń. Postanowiłam ją schować do szafki biurka.

  Dość długo nie mogłam zasnąć. Dzisiejszy dzień przyniósł mi wiele wrażeń. Przypomniała mi się akcja z bronią. Dlaczego tak łatwo mi poszło odbezpieczenie tego niebezpiecznego narzędzia?
  Otóż w zeszłym roku, Antek zabrał mnie na małą przejażdżkę rowerem. Był piękny, słoneczny dzień marca. Jeszcze wtedy byliśmy parą. Jechaliśmy przez kawałek lasu a potem na obrzeżach pola. Nigdy dotąd nie znałam tego miejsca. Dojechaliśmy do małej górki, gdzie znajdowało się drzewo. Usiedliśmy właśnie pod nim i zaczęliśmy rozmowę. W pewnym momecie, Antek pokazał mi swoją broń, którą niedawno otrzymał. Zawsze nie mogłam pojąć, czemu tak kocha wojsko. Od zawsze chciał być żołnierzem i być ,,na służbie'', ale wracając do historii pokazał mi mały pistolet. Popisywał się swoimi umiejętnościami. Wszystko dokładnie tłumaczył, jak trzeba odbezbieczyć, załadować magazynek, jak szybko zreperować. Powiedziałam mu wtedy, że ta wiedza mi się nigdy nie przyda, bo przecież co dziewczyna może robić z pistoletem w ręku. Pomimo mojego nastawienia, chciałam spróbować strzelić. On wtedy rzucił swój tekst: ,,Dziewczyny nie strzelają'' i podał mi swoją broń żeby popatrzeć, jak się z tym żelastwem męczę. Ku jemu zdziwieniu, odbezpieczyłam i strzeliłam. Wtedy mi powiedział, że nie jestem zwykłą dziewczyną, na co zachichotałam uroczo. Przez resztę spotkania, leżeliśmy w cieniu drzewa zapominając o całym świecie....

  Tak wspominając to zdarzenie zasnęłam...

Dziewczyny nie strzelająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz