-- Chwila słabości - -

46 2 0
                                    


  Zaraz po odbiciu mojej przyjaciółki, przewieźliśmy ją do matki, aby mogła ją opatrzyć. Zadziwił mnie fakt, że pomimo kilku obić na rękach, bladej cerze i przekrwionych oczach od zmęczenia, dziewczyna była w niezłym stanie. Zawsze myślałam, że Gestapo nie oszczędza więźnia nawet za drobne przewinienie. Możliwe, że po prostu szybko zareagowaliśmy i szybko ją odbiliśmy i dzięki temu dziewczyna jest teraz w tak dobrym stanie.

  Antek i Jurek pomogli Małgosi wejść do domu, gdzie już na progu wyczekiwała nas moja mama. Blondynkę ostrożnie przetransportowali na łóżko szpitalne w pokoju lekarki i nie czekając ani chwili dłużej, moja rodzicielka zajęła się poszkodowaną. W tym czasie wraz z Jasią zdążyłam zaparzyć herbatę i poczęstowałam nią zmarzniętych kompanów.

  Po około pół godzinie, starsza kobieta w białej narzucie wyszła z pokoju i cicho przymknęła drzwi. Zastała nas w salonie w dobrych humorach. Żywo rozmawialiśmy o powodzeniu misji.
— Z Małgosią będzie wszystko w porządku. Dziewczyna zasnęła po ciężkich przeżyciach. — uśmiechnęła się kobieta, uwydatniając swoje zmarszczki na czole. Czym prędzej nalałam jej do filiżanki pozostałość ciepłego napoju. — Dziękuję, skarbie. — odpowiedziała, odbierając ode mnie lekko drążymi rękoma napój. — Myślę, że już jutro będzie mogła wrócić do siebie do domu i tam dalej dochodzić do siebie.
— To wspaniale!— powiedział Jurek. — Jeszcze dziś udam się do państwa Jagieńskich i przekażę im tą cudowną wiadomość.

  Parę dni później postanowiłam odwiedzić Małgosię w jej domu. Czuła się coraz lepiej i z każdym dniem nabierała sił oraz barw na twarzy. Ostatnio nie mogłam z nią zamienić zbyt wielu słów, dlatego tym bardziej z niecierpliwością oczekiwałam pierwszej, prawdziwej rozmowy. Zanim powróciła do swojego domu, zdążyła zamienić tylko parę słów z Witkiem, który wrócił do formy i wrócił do swoich żołnierzy. Niestety, ani on, ani ona jeszcze nie wytłumaczyli głębszych okoliczności ucieczki Witka z pojazdu Niemców, dlatego tym bardziej miałam temat z nią do omówienia.

  Zanim wyszłam z domu, przygotowałam koszyk wiklinowy dla pani Jagieńskiej, w który spakowałam dwa bochenki chleba oraz słoik miodu, którego w domu mamy jak lodu. Przykryłam wszystko haftowaną, błękitną chusteczką, a na rąbkach zawiązałam kokardki, aby nie spadła mi w czasie drogi. Ubrałam gruby wełniany płaszcz i ruszyłam w drogę.

   Dzisiejsza pogoda rozpieszczała każdego człowieka. Pola okryte białym puchem śniegu mieniły się pod wpływem promieni słońca. Na chwilę przymknęłam oczy i rozkoszowałam się uczuciem ciepła na zmarzniętej twarzy. Co jakiś czas nasłuchiwnieśmiałe ćwierkanie ptaków. Niestety, do wiosny jeszcze daleko, ale miło wyobrazić sobie, że moja ulubiona pora roku jest już na wyciągnięcie ręki.

  Ostrożnie przekroczyłamoblodzony próg domu i zapukałam w dębowe drzwi. Po chwili zza framugi wyłoniła się matka Małgosi, która obdarzyła mnie szczerym uśmiechem.
— Dzień dobry. — przywitałam się wchodząc do przestrzennego domu. — Matka przekazała mi kilka drobnych produktów wzamian za poprzednie wypranie jej białych kitlów lekarskich. — uśmiechnęła się promiennie. Kobieta chwyciła swoją twarz w dłonie lekko zaskoczona, lecz uśmiech nie schodził z jej twarzy. Każdy w rodzinie Jagieńskich odznaczał się tym ciepłym i pełnym zaufania uśmiechem. Małgosia odziedziczyła go najbardziej, lecz i u Franka można zauważyć tę przypadłość. Jako że jest chłopcem dość dziewczęcej urody stara się aż tak nie pokazywać swojego uśmiechu, aby jeszcze bardziej nie upodabniać się do płci pięknej.
— Dziecko, przecież to było niepotrzebne. — powiedziała spokojnym głosem, odbierając ode mnie pakunek. — Mówiłam przecież twojej mamie, że za pranie waszych ubrań nie oczekuję ani grosza.
— Ale zna ją pani bardzo dobrze. Ona nigdy nie odpuści. — obydwie się zaśmiałyśmy.
— To fakt. — zabrała ode mnie płaszcz. — Małgosia czeka w swoim pokoju. Wyobraź sobie, że już dzisiaj chciała wyjść do ogrodu zaczerpnąć świeżego powietrza, lecz ja jej kategorycznie zabroniłam. — i oto kolejna cecha odróżniająca rodzinę Jagieńskich od innych rodzin. Jeśli coś postanowią, to będą się tego kurczowo trzymać choćby nie wiem, co się działo.
— Cóż, przynajmniej jesteśmy pewni, że wraca do sił. — odpowiedziałam i pognałam po schodach do pokoju mojej przyjaciółki. Mogę śmiało stwierdzić, że znam wszelkie zakamarki w tym domu. To zasługa wieloletniego przebywania w tym miejscu.

Dziewczyny nie strzelająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz