-- Łapanka --

93 3 0
                                    

   Ostatnie dni sierpnia były niesamowicie chłodne i zapowiadało się na szybsze przyjście jesieni. Od naszego powrotu, Antek się do mnie nie odezwał. Próbowałam podpytać Jurka o Antka, jednak on milczał na jego temat. Przez ostatnie tygodnie coraz więcej spędzałam czasu z Janiną i Małgosią. Bardzo dużo razy wypytywały o Antka, czemu się nie oddzywa, co mu się stało, lecz ja starałam siee zawsze odpowiadać, że ma teraz sporo pracy i jak skończy, to na pewno się odezwie. Nie wiedziałam, czy okłamuje koleżanki, czy tylko samą siebie. Za to są również dobre wieści. Miłość Janiny i Jurka coraz bardziej się rozwija. Już nawet nie wstydzą się swojego uczucia. Niegdyś tacy byli speszeni, gdy ktoś ich nakrył jak trzymają się za ręce, a teraz wszyscy są do tego przyzwyczajeni. Małgosia za to zaczęła coraz więcej czasu spędzać z kapitanem Witoldem, który od jakiegoś czasu jest dla nas po prostu Witkiem. Kiedy tylko pojawia się w Warszawie po odbiór ważnych dokumentów, zawsze jemu towarzyszy Małgosia. Ostatnio pojawił się na obiedzie u Małgosi. Z jej relacji wynika, że przedstawiła chłopaka rodzinie, więc szykuje się coś bardziej poważnego. Nigdy nie widziałam jej takiej szczęśliwej.

  Jeżeli chodzi o sprawy Małego Sabotażu, to byłam na niewielu akcjach. Zwykłe przyczepianie ulotek i malowanie kotwic po całej Warszawie. Nic specjalnego. Oprócz nauki na tajnych kompletach, rozpoczęłam dawać korepetycje z dziedziny biologii i chemii. Ostatnio nawet zajęłam się dawaniem lekcji gry na altówce. Na tego typu zajęcia nie ma zbyt wielu chętnych, około pięciu czy sześciu osób na całe miasto, ponieważ niewiele ludzi posiada skrzypce, a co dopiero altówkę. Aby wykorzystać cały swój czas, aby nie myśleć o Antku, zaczęłam pomagać matce, która udziela pomocy lekarskiej w domu. Często układam leki, szykuję karteczki do wypisywania recept, a nawet przygotowuje starannie bandaże i inne opatrunki. Może moja pomoc wydaje się mało owocna, lecz dzięki niej, matka może zaoszczędzić wiele czasu.

  Jeśli chodzi o rygory panujące w stolicy, to sytuacja się coraz bardziej pogarsza. Występuje coraz więcej łapanek, aby się swobodnie poruszać po mieście należy mieć dobre papiery. ,,Lokalne władze'' traktują nie humanitarnie cywilów.  Dla przykładu, wydzielono Żydom specjalny obszar, który nosi nazwę getto. Zamykają tam masowo ludność żydowską i tylko patrzą, jak umierają z powodu chorób czy braku pożywienia. Z początkiem wojny Niemcy mówili, że żadnemu Żydowi nie spadnie włos z głowy, a dzisiaj stwierdzam, że mijali się mocno z prawdą...

   Ostatniego dnia sierpnia, który był zimniejszy niż kiedykolwiek, skończyłam naukę na kompletach wcześniej niż zazwyczaj. Po pożegnaniu się z koleżankami, wyszłam z kamienicy w kierunku małego rynku, aby zakupić potrzebne produkty na obiad. Za zakrętem, widząc owy rynek, przyspieszyłam kroku. Nagle na ulicy rozbiegł się tłum przestraszonych cywilów:
- Łapanka!!- krzyczeli uciekający. Jedni się chowali w okolicznych domach, inni biegli przed siebie. Strach mnie tak sparaliżował, że nie mogłam się ruszyć z miesjca. Patrzyłam przed siebie na uciekających przechodniów. W pewnym momencie, na ulicę wtargnęli żandarmii, którzy wyłapywali poszczególne osoby. Wtedy dostałam skrzydeł i biegłam co sił w nogach. Po pewnym czasie, zmęczona potknęłam się w pięknych balerinkach i padłam na ziemię. Los chciał, aby wtedy podszedł do mnie Niemiec w zielonym mundurze i ochydnym śmiechem patrzył na mnie. Po chwili podniósł mnie z chodnika i trzymając za rękę uważnie mi się przyglądał.
- Sprechen Sie Deutsch?- zapytał przybliżając się do mnie. Nieodpowiedziałam na jego pytanie, lecz próbowałam uwolnić się spod ucisku jego masywnej ręki. Moje milczenie nie spodobało się jemu i prowadząc mnie pod ścianę z innymi więźniami, mówił:
- Wenn du willst, ich kann dich befreien. Das ist deine Enscheidigung...- powiedział ochryple. Ja nadal milczałam. W tym momencie nadażył się istny cud. Pewien mężczyzna, podbiegł do niego i strzałem w brzuch obezwłdnił Niemca. Wysoki chłopak w czapce pochwycił moją dłoń i strzelił do kolejnych Niemców. W chwilę przemknęliśmy do bardziej bezpiecznego miejsca, jakim była brama do pewnej kamienicy. Zdyszana, z mocno bijącym sercem, oparłam się o mur w wewnętrznej strony bramy. Nie wiedziałam, kto jest moim wybawicielem, lecz byłam pewna, że nie zrobi mi nic złego. W czasie, kiedy dochodziłam do siebie po fali emocji, chłopak ostrożnie wychylał się na ulicę i wypatrywał wrogich żołnierzy. Gdy się do niego przybliżyłam, on się momentalnie obrócił. Zdjął czapkę i uśmiechnął się do mnie. Nie spodziewałam się, że osobą, która mnie uratowała, był właśnie Antek! Rzuciłam się jemu na szyję. On odwzajemnił mój uścisk.
- Nigdy więcej takich akcji, bo nie wiem, co bym zrobił gdybym Cię stracił- powiedział patrząc mi głeboko w oczy.
- Obiecuję- powiedziałam i pocałowałam go.
- Może Ciebie odprowadzę?- powiedział po chwili.
- Z wielką chęcią - uśmiechnęłam się. On objął mnie swoim ramieniem i tak udaliśmy się do domu.

  Podczas drogi wybaczyliśmy sobie wszystko i porozmawialiśmy na temat naszej sprzeczki. On przyznał, że zareagował zbyt gwałtownie, a ja powiedziałam, że zachowałam się nieodpowiedzialnie. Ponadto dowiedziałam się, że Jurek, aby Antek mi przebaczył, pokazał jemu moje raporty. Razem uznali, że to był kawał dobrej roboty i jest we mnie pewien potencjał w kontrwywiadzie. Były tam błędy w samym zapisie, lecz informacje były jasne i czytelne. W międzyczasie zaprosiłam go na posiłek i na mały koncert gry na altówce, ponieważ ubolewał, że dawno nie słyszał jak gram.

   Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Po pysznym posiłku, jakim były racuszki ze śladową ilością cukru, zaprosiłam go do siebie do pokoju. On usiadł wygodnie na łóżku, a ja wyciągnęłam swój ukochany instrument i rozpoczęłam grać. Zagrałam swoją ulubioną melodię, którą dawno temu sama ułożyłam. Co jakiś czas przyglądałam się chłopakowi, który z uwagą patrzył w moją stronę. Po skończonej grze i schowaniu instrumentu, usiadłam obok niego.
- Podobało się?- zapytałam się szczerzącego się chłopaka.
- I to jak- zaśmiał się i ułożył się wygodnie na łóżku. Ja postąpiłam tak samo.
- Co ty robisz?- zapytałam.
- No wiesz, po tak dobrym jedzonku i w tak doborowym towarzystwie należy się mała popołudniowa drzemka.- odpowiedział głaskając moje włosy.
- I po takich przeżyciach.- dodałam roześmiana. Rozmawialiśmy jeszcze długo o wszystkim i o niczym, po czym zamknęliśmy oczy.
- Wygodne masz to łóżko.- dodał za nim zapadł w sen. Po krótkiej chwili, sama zasnęłam w poczuciu bezpieczeństwa.
 
 

Dziewczyny nie strzelająOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz