21. „Ponieważ to mnie kiedyś złamało."

789 34 0
                                    

Siedziałem na bruku przed domem paląc już drugiego papierosa. Nagle usłyszałem otwierające się drzwi. Przypuszczałem kogo tu niesie, ale się nie odwróciłem. Dziewczyna zajęła miejsce obok głęboko wzdychając.

- Naprawdę ci zależy?- zaczęła cicho.

- Rose, mi na nikim nie zależy. Chyba, że mówimy tu o rodzinie czy chłopakach.- odparłem biorąc truciznę do ust.

- To dlaczego tak zareagowałeś?- spojrzałem na nią. Związała swoje włosy w niedbałego koka, a na sobie miała jasne spodnie i czarną bluzę.

- Sam nie wiem. Nie pytaj.- wzruszyłem ramionami, a mój kącik ust podniósł się.

- Kryjesz w sobie wiele tajemnic, Hale.- uśmiechnęła się.- Nie wiem pewnie wszystkiego.

- Masz racje.- stwierdziłem wyrzucając peta.- I nie wiem czy się dowiesz.

-Ty wiesz o mnie wszystko.- prychnęła uderzając mnie w ramię. Posłałem jej wrogie spojrzenie.- Nie boje się ciebie, Theo.

- A powinnaś.- uniosłem brew do góry, na co blondynka wybuchła śmiechem. Prychnąłem odwracając się od niej.

- Jesteś skomplikowany.- westchnęła bawiąc się paznokciami.

- O to chodzi. Nikt nie wie jaki jestem naprawdę.

- Dlaczego nie chcesz by wiedzieli?.- zwróciła się w moją stronę. Spojrzałem na nią, a ona gapiła się w jeden punkt.

- Ponieważ to mnie kiedyś złamało, Wilson.- odpowiedziałem wstając. Ruszyłem w stronę wejścia do domu.- Idziesz?

*

Piłem już trzeci kieliszek wódki patrząc na znudzonego Jake'a. Dziś spotkaliśmy się u niego z resztą. Zack ciągle siedział w telefonie, a Cameron pił razem ze mną.

- Co z wami kurwa?- zapytałem zdenerwowany.- Co wy odwalacie?

- Spierdalaj, Hale.- prychnął brunet.

- Mam nowy obiekt do zaliczenia.- Romero oblizał usta.- Laska idealna.

- Może się pochwalisz kto to taki?- uniosłem brew i spojrzałem w jego stronę.

- Nie mogę.- wzruszył ramionami.- To przynosi pecha.

Zaśmiałem się bez krzty wesołości. Jego zachowanie było okropne, ale wciąż był moim kumplem. Nie umiałem ich tak po prostu zostawić przez to jacy się stali. Od małego byliśmy razem i wciąż będziemy.

- Muszę wyjść.- mruknął Parker i wstał. Zdziwiony popatrzyłem jak jego sylwetka znika za wielkimi, szklanymi drzwiami prowadzącymi na taras.

Pokierowałem się w jego stronę w celu zapalenia papierosa. Chłopak zmierzył mnie, ale miałem to w dupie. Musiał mi powiedzieć co się dzieje.

- Jestem z Hannah przez to, że skrzywdziłem kiedyś jej rodzine.- wyznał nagle.- Jej ojciec kazał mi z nią być. Chciałbym spróbować z całkiem kimś innym.- spojrzał na mnie z żalem na twarzy. Cierpiał. Jake Parker w tym momencie cierpiał.

- Ile musisz jeszcze z nią być?- wziąłem większego bucha po chwili go wypuszczając.

Na dworze pogoda była przyjemna. Jak na tą godzinę było nawet ciepło. Słońce chowało się za horyzontem, więc niebo miało odcień pomarańczy.

- Niecały miesiąc.- warknął.- To jest cholerny, długi miesiąc rozumiesz?! Nienawidzę jej.

- Co takiego zrobiłeś?

- To nie jest istotne. Po prostu myśle coraz częściej czy nie zniknąć na ten pieprzony miesiąc.- prychnął uśmiechając się słabo.

- Jake.- podeszłem do niego.- Dasz radę. Jesteś silniejszy niż ktokolwiek inny. Staraj się ją olewać, może sama odpuści.

- W tym haczyk. Nie może odpuścić.- zaśmiał się bez krzty wesołości.- Jeśli to zrobi to jak pajac będę musiał za nią latać rozumiesz? Mam kogoś na boku, ale jak to się wyda to jej ojciec wsadzi mnie za kratki.- kopnął kamień w stronę basenu.- Kurwa!

- Pamiętaj, że masz nas.- mruknąłem strzykając palcami.- Nie wiem co możesz zrobić. Musisz wytrzymać.

Wkurwiony niebieskooki wrócił do środka. Przez szybę zauważyłem jak bierze w swoją rękę wódkę i z gwinta opróżnia ostatnią jedną trzecią tego co zostało. Pokręciłem głową, a następnie również wszedłem do środka.

- Przyniosę whisky.- odparł kierując się w stronę piwnicy.

- A temu co?- zwrócił się do mnie Cameron. Nie mieliśmy przed sobą tajemnic, ale nie mogliśmy mówić o problemach innych bez jego wiedzy. Chyba, że była to konieczność.

- Sam wam w końcu powie.- powiedziałem siadając.

Parker wrócił z czterema szklankami i Jack'iem Daniels'em. Rozlał go w szkło, a następnie odłożył na środku stolika.

Przyglądałem mu się. Z powrotem wrócił jego obojętny wyraz twarzy. Jake jak nikt inny potrafił ukrywać emocje. Zgrywał dupka, ale był najlepszym przyjacielem na świecie. Czułem jakby był moim własnym rodzonym bratem.

Gdy zegar wybij dwudziestą drugą wszyscy musieliśmy się zbierać. Ja z powodu nieśmiałej blondynki, Zack musiał zaliczyć, a Cam problemy rodzinne. Cholernie mu współczułem, ale dobrze że chociaż wyszedł z jednego bagna.

Romero, który odpuścił totalnie picie zawiózł nas pod domy. Podziękowałem mu krótko i życzyłem powodzenia. Blondyn odjechał z piskiem opon swoim jaguarem.

Wbiegłem po schodach skręcając do swojego pokoju. Rose siedziała przy komputerze. Zauważyłem, że grała w jakieś wyścigi. Ta dziewczyna coraz bardziej mnie zadziwia. Kiedy tylko wyczuła moją obecność wyłączyła urządzenie. Wstała z małym uśmiechem na ustach i oparła się o blat biurka.

- Troszkę się spiłeś.- wybuchnęła śmiechem, a ja zdezorientowany spojrzałem na nią.- Widać to po tobie, Hale.

- Dlaczego mówisz do mnie po nazwisku?- burknąłem ściągając bluzę.

- Tak lepiej.- powiedziała biorąc głęboki wdech. Usłyszałem to bardzo dobrze. Po chwili wybuchnąłem śmiechem, na co dziewczyna się speszyła.- Jeszcze pewnie nie widziałaś, aż tak zajebistego ciała.- puściłem jej oczko.

- Marzenia.- prychnęła przewracając oczami.- Przyniosę ci coś do jedzenia.

- Nie wstydzisz się?

- Spędziłam te godziny z twoją mamą. Pokazała mi twoje zdjęcia z dzieciństwa. Byłeś całkiem śmieszny.- wybuchła śmiechem, a ja posłałem jej wrogie spojrzenie.

- Zabije tą kobietę.- mruknąłem podchodząc do łóżka.- Poproszę kanapki.

- Mam lepszy pomysł.

I z tymi słowami wyszła zostawiając mnie samego. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem przeglądać Facebook'a. Później wszedłem na messengera.

Jebane alkoholiki
Ruchacz: Jutro fajna impreza się szykuje:P
Cnotka: U kogo?
Blondasek: U mnie... Nie zdążyłem was nawet zaprosić przez tego idiotę.
Cnotka: Romero już taki jest. Nic na to nie poradzisz.
Ruchacz: Zamknij mordę Jonas
Mistrz: Ale wy jesteście zjebani. Wbijemy Mike:D
Me: Zgadzam się z tobą bardzo Jake.

Niedawno dodaliśmy na konwersacje Mike'a Davis'a. Mimo, że nie był naszym najlepszym przyjacielem to spoko towarzyszem na imprezy czy picie alkoholu. Mieliśmy też osobną konfe, gdyby coś się działo o czym blondyn nie powinien wiedzieć.

Nagle drzwi się otworzyły, a pojawiła się w nich Rose. Trzymała tace z przygotowaną jak się domyślam kolacją. Podeszła bliżej podając mi to. Zauważyłem jajecznice, więc na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Uwielbiałem to.

- Moje popisowe danie.- zaśmiała się nerwowo.- Udław się.

- Jaka ty kochana.- prychnąłem przewracając oczami.- Dodałaś tu trutkę na szczury?

- Nawet nie wiesz ile jej tu jest.- powiedziała sarkastycznie.

Słodka, ale głupia.

Because, I love you.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz