17. „Nikt nie zrobił dla mnie jeszcze tyle..."

873 30 7
                                    

Ważna notka pod rozdziałem, proszę o pomoc!!

Przez trzy dni moim jedynym kontaktem z Rose były SMS. Twierdziła, że Aaron ma złe dni i każe jej codziennie ogarniać dom od góry do dołu. Martwiłem się o nią i codziennie pytałem czy wszystko jest okej. Przysięgała, że tak.

Dziś nadszedł dzień imprezy u Zack'a. Zazwyczaj były one najlepsze. Duża, wolna chata, ogromny zapas alkoholu i najlepsze dupy w mieście.

Razem z Jake'm po odebraniu jego dziewczyny z dworca ruszyliśmy w trójkę na imprezę. Wyjazd Hannah się przedłużył i z okazji powrotu chciała to uczcić u Romero. Nic do niej nie miałem, ale moim zdaniem nie pasowała do Parker'a. Gdyby zapewne wiedziała co robi wieczorami to by go zostawiła. Jak każda. Mam dokładnie to samo, dlatego nie wspomniałem Rose o nielegalnych walkach czy wyścigach. Zresztą napewno sama się tego domyśliła. Nie jest głupia.

Przyjaciel zaparkował na jego miejscu i z uśmiechem szedł w stronę wejścia. Trzymał długowłosą za rękę, aż nagle zniknęli mi z pola widzenia. Zauważyłem w kuchni moją siostrę, więc od razu ruszyłem w tamtą stronę.

- Siema młoda.- odezwałem się.- Gdzie wszyscy?

- Jak dobrze wiesz impreza zaczyna się za godzinę, a my zawsze jesteśmy zaproszeni na rozgrzewkę.- uśmiechnęła się.

- Ja ci dam rozgrzewkę.- zmierzyłem ją, a następnie ciężko westchnąłem.- Nie przesadzaj dobra?

- Co się dzieje, że w ogóle mi pozwalasz?- zapytała zdziwiona.

- Wiesz, że jesteś jedyną osobą, której ufam w stu procentach prócz Zack'a, Cam'a i Jake'a. Chociaż im nie zawsze wszystko mówię.

- Jaki zaszczyt.- zakpiła.- Jak było wczoraj na wyścigu?

- Wygrałem.- powiedziałem zadowolony.- Jutro walka.- mruknąłem niechętnie.

Miałem stoczyć walkę z jednym z lepszych przeciwników w Beverly Hills. Trochę się tego obawiałem, bo sam mogę przyznać wyszedłem z formy, a o codziennym chodzeniu na siłownie już nie wspomnę. Muszę zacząć ćwiczyć albo z tym skończyć.

- Jeśli chcesz się ścigać to okej, ale błagam cię nie bij się Theo.- szepnęła.- Wiesz dobrze, że nie chce cię stracić, a już nie jeden skończył metr pod ziemią.- spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.- Poza tym ten Aiden... Też wyścigi...

- Ograniczam to.- uspokoiłem ją.- A gdzie reszta?

- Cameron poszedł do piwnicy, aby przynieść alkohol, Zack z Norą gdzieś zniknęli.- mruknęła, a jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.- O chuj.

- Co?

- Zack z Norą zniknęli. Mam nadzieje, że ona nie zrobi nic głupiego.- brunetka złapała się za głowę na co wybuchnąłem śmiechem.- A gdzie Jake?

- Tutaj.- oboje odwróciliśmy się w stronę skąd wydobył się głos.

Parker stał z bananem na ryju obejmując swoją dziewczynę. Nie wiedziałem dlaczego dopisuje mu dziś humor, może i tak było lepiej. Zwróciłem wzrok na moją siostrę, która od razu wyciągnęła telefon i zaczęła przeglądać social media. Coś pomiędzy nimi nie grało i wiedziałem, że prędzej czy później tego się dowiem choć będzie to trudne.

- O już jesteście.- do pomieszczenia wszedł Jonas z trzema butelkami wódki.- To co? Zaczynamy?

*

Po godzinie zebrali się ludzie. Było ich tyle, że odnalezienie kogoś graniczyło z cudem. Naomi piła pod moim okiem, lecz w pewnym momencie gdzieś zniknęła. Byłem zdenerwowany, ponieważ jak zwykle nic mi nie mówiła. Sam miałem przed nią tajemnice, ale cholernie się o nią martwiłem. Wyjąłem telefon, aby do niej zadzwonić, ale moją uwagę zwróciło coś innego.

Od: Rose
Przyjedź, proszę.

Szybkim tempem wymijałem pijących ludzi. Będąc na dworze zapaliłem jednego papierosa. Nie miałem samochodu, więc została mi droga na pieszo. Na szczęście dziewczyna mieszkała trzy ulice dalej. Będąc pod odpowiednim budynkiem wspiąłem się na drzewo, a następnie byłem już na jej parapecie. Zapukałem cicho w okno, a Rose otworzyła mi w mgnieniu oka. Była zdenerwowana i zagubiona.

- Co się stało?- zapytałem zmartwiony wchodząc do środka.

- Nie wytrzymuje już tu psychicznie Theo.- szepnęła, a po jej policzku spłynęła samotna łza.- Muszę się gdzieś wyrwać. Nie ważne jaki wpierdol dostałby Aaron i tak będzie się nade mną znęcać, i tak dla niego będę szmatą, która zepsuła ich idealną rodzinę rozumiesz?- przetarła szybko policzki od szybkiego nadmiaru łez.- Uratuj mnie.

Spojrzałem na nią przejęty, a nie zdażało mi się to często. Była krucha, cholernie krucha. Miała na sobie zielony, za duży sweter i czarne rurki. Na jej twarzy widniał rozmazany makijaż i ból. Pragnąłem jej pomóc nie wiedząc co ze mną jest nie tak. Znałem ją cholernie krótko. Dziewczyna znała już odrobine mojego życia, zmieniła mnie. Nie spodziewałem się, że ktoś jest mnie w stanie zmienić w ciągu niecałych trzech tygodni.

Ona była magiczna. Tryskała radością dopóki nie wracała do domu. Tu była wrakiem człowieka. Nie funkcjonowała normalnie, chowała się we własnym łóżku uciekając przed całym światem. Sam tak robiłem dwa lata temu. Musiałem jej pomóc, ponieważ nie chciałem, aby skończyła zabita w domu przez katusze własnego brata.

Bez zbędnego myślenia sięgnąłem po jej plecak, który leżał na krześle. Zdezorientowana Wilson nie wiedziała co robić.

- Pakuj się.- mruknąłem stanowczo przeczesując dłonią włosy.- Zabieram cię stąd.

Gdy blondynka zrobiła to o co ją prosiłem wyszliśmy przez jej okno. W biegu uciekliśmy, ponieważ dziewczyna miała obawy, że jej matka mogłaby nas zauważyć. Nie wiedziałem co mam zrobić, gdzie ją zabrać. Jedynym wyjściem był mój dom. Rodziców teraz nie było, więc spokojnie moglibyśmy do niego wejść. Tylko nie możemy mieszkać w moim pokoju wieczność.

Mieliśmy do przejścia ponad kilometr. W czasie drogi kopałem kamienie co niemiłosiernie denerwowało dziewczynę. Śmiałem się w niebogłosy widząc jej minę.

- To tutaj.- oznajmiłem podchodząc do drzwi. Z kieszenie wyjąłem smycz z kluczami i otworzyłem je. Najpierw upewniłem się, że nikogo nie ma, a później zdjąłem buty.

- Ładny dom.- odezwała się dziewczyna.- Czuć tu miłość i przytulność.- uśmiechnęła się patrząc na jakieś zdjęcie.

Podeszłem bliżej i strzeliłem buraka. Byłem na nim ja w samych majtkach z wywalonym językiem. Bezproblemowy Theo. Brakuje mi tych czasów.

- Nic się prawie nie zmieniłeś.- stwierdziła z uśmiechem.- Na zewnątrz.- dopowiedziała przegryzając zapewne nerwowo wargę.

Czułem, że w niektórych momentach bała się mnie. Nie dziwiłem jej się, bo dziwne jest to, że taki egoistyczny gość nagle interesuje się czyimś życiem. Nie jestem największym skurwielem tego miasta i jeszcze rusza mnie krzywda innych.

Oprowadziłem szybko Wilson, aby wiedziała gdzie co się znajduje. Na końcu wylądowaliśmy w moim, a raczej już naszym pokoju. Najgorsze było to, że musiałem znaleźć jakiś materac na strychu, ewentualnie spać na podłodze.

- Nie jestem przygotowany na twoje mieszkanie tu, więc no.- wzruszyłem ramionami podchodząc do szafy. Zrobiłem na jednej z półek miejsce, żeby mogła się rozpakować.- Narazie jedna starczy. Łazienka jest tam.- wskazałem drzwi.- Komputer masz tu.- machnąłem głową na biurko.- A tu będziesz spać.- spadłem na moje wygodne łóżko.

- Emm, a...

- Przyniosę sobie materac, chyba jakiś mamy.- mruknąłem.- Jeśli nie mam też podłogę.

- Kiedy powiemy twoim rodzicom, że tu pomieszkuje?

- Jutro. Przyjmą to na luzie. Pokochasz ich.- odpowiedziałem z uśmiechem.

- Dziękuję.- powiedziała podchodząc do mnie. Położyła się obok i wtuliła w mój bok, co wywołało u mnie napływ dziwnych emocji.- Nikt nie zrobił dla mnie jeszcze tyle ile ty zrobiłeś przez te kilka tygodni.

—————————

Ważne zadanie dla was!

Wybierz liczbę od 18 do 28 i napisz ją tutaj!

Pilne!

Because, I love you.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz