Prolog

4.7K 65 4
                                    

Wstałam ciężko z łóżka udając się do kuchni. Zastałam w niej mojego syna. Stał podtrzymując się jedną ręką blatu, a drugą czegoś szukał. Pokręciłam tylko głową.

- Co ty robisz tu tak wcześnie?- zapytałam zdziwiona.- Tabletki masz tam.- wskazałam i westchnęłam.- Może ustatkowałbyś się trochę Theo?

- Tak, tak.- mruczał pijany. Machnął ręką, a później sięgnął po pudełko. Zgarnął butelkę wody i chwiejnym krokiem ruszył w stronę schodów.

- Jezu chodź dziecko.- podeszłam do wysokiego bruneta i pomogłam mu wejść na górę.

Po drodze nie obyło się bez hałasu, który obudził Naomi. Zdenerwowana dziewczyna zaczęła krzyczeć na brata i rozpoczynając istną awanturę. Dziewczyna była poukładana i miała dość zachowania swojego brata.

- Błagam was idźcie do cholery jasnej spać!- krzyknęłam zmęczona tym wszystkim.

Nastała cisza. Dzieci zmierzyły mnie, a następnie poszły do swoich pokoi. W końcu mam spokój.

Wróciłam do kuchni robiąc sobie śniadanie. Przygotowałam szybkie kanapki i Sięgnęłam po telefon, aby dowiedzieć się, o której Isaac wróci z delegacji.

Do: Isaac❤️
O której będziesz?

Od: Isaac❤️
Za pięć minut możesz otworzyć mi drzwi.

Uśmiechnęłam się odkładając urządzenie. Mimo, że jesteśmy powoli starzy wciąż chwilami czuje się jak nastolatka. Po zjedzeniu poszłam do drzwi wejściowych. Równo z dzwonkiem je otwarłam.

- Cześć kochanie.- przywitał mnie buziakiem.- Zrobiłaś mi śniadanie?

- Owszem.- odpowiedziałam z uśmiechem.- Chyba położę się jeszcze. Przez nasze kochane dzieci rozbolała mnie głowa.

- Idź. Zajmę się wszystkim.- zapewnił.

Isaac

Zrobiłem sobie kawę przeglądając Facebooka. Wyskoczyło mi ciekawe wydarzenie. Kliknąłem na nie. Po chwili pojawiła się dość ciekawa oferta. Wyjazd dla par na tydzień. Cena nie grała roli, a plan tych dni był interesujący. Może zrobię Jane prezent?

No dalej. Szybka decyzja Isaac.

Pracuję we własnej firmie, więc mogę ją spokojnie zostawić w rękach Cody'iego, który wraz z Jack'iem są współwłaścicielami.
W końcu odpoczniemy od dzieci. No właśnie dzieci.
Chyba sobie poradzą no nie? W końcu Theo jest dorosły. Miałem wątpliwości, bo nasze dzieci to istne diabły.

Ruszyłem myszką i wszedłem na link.

Rezerwuj. Tak.

No to czeka na nas spokój i odpoczynek.

*

Siedziałem w papierach zmęczony. Już nie mogę doczekać się wyjazdu, który czeka nas za dwa dni. Muszę jeszcze poinformować Jane. Nagle drzwi od mojego gabinetu się otworzyły.

- Nie dam ci pieniędzy.- mruknąłem pisząc kolejny dokument na komputerze.

- Nie o to chodzi.- spojrzałem na chłopaka.- Przyszedłem zapytać czy nie pomógłbyś mi naprawić mojej kochanej maszyny?

- Theo widzisz ile mam roboty.- westchnąłem.- Nie mogą ci w tym pomóc twoi koledzy?

- Cameron nie ma dziś czasu, a Zack pojechał do dziadków.- prychnął przewracając oczami. Rozbawiony wróciłem do pisania.

- No dobra pomogę ci, ale za godzinę dobra? Zadzwonię zaraz do Jack'a czy nie ma chwili, aby zrobić kilka rzeczy za mnie.- wysapałem.

- Dzięki tato.- powiedział z uśmiechem opuszczając mój gabinet.

Because, I love you.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz