II. Rozdział 12.

260 26 5
                                    

- Co? - słyszę nad sobą szept mojego mężczyzny.

- Kocham cię Zayn - powtarzam pewniej jak i głośniej aby nie miał żadnych wątpliwości co do wypowiedzianych przeze mnie słów. 

Unoszę głowę z jego klatki piersiowej patrząc prosto w czekoladowe tęczówki najcudowniejszego mężczyzny pod słońcem. Jeszcze trochę nie dowierzam, że daje mu drugą szansę. Ale jaki miałoby to sens męczyć tyle osób wokół nas skoro nie możemy bez siebie żyć? Każdy by na tym ucierpiał jeśli postanowiła bym skończyć całkowicie na dobre to, co jest między nami. Ciężko zignorować takie uczucia, wzajemne przyciągnie, przyspieszony oddech na widok drugiej osoby... Aiden nie miałby ojca a Lotii... mamy, przynajmniej chciałabym godnie jej ją zastąpić. 

- Ale... - próbuje coś powiedzieć ale momentalnie jego usta ponownie się zamykają.

Zaskoczyłam go. Nie wie co powiedzieć wciąż wpatrując się we mnie, od nowa badając każdy milimetr mojej twarzy. 

- Czy to znaczy, że...

- Tak Zayn - potwierdzam to co zostało niewypowiedziane przez mężczyznę najprawdopodobniej z powodu niedowierzania, że właśnie dzieje się to, o czym marzył. A w duchu również i ja od jakiegoś czasu...

- Spróbujmy - mówię szeptem.

Kładzie dłonie delikatnie na moich policzkach. Nie mogę się doczekać aby znów poczuć smak jego doskonałych ust pasujących niczym brakująca połówka jabłka do moich ust. Przybliżam się i w tym samym momencie rozlega się donośne wołanie z sypialni.

- Mamoooo! 

To Lotti. 

- Pójdę sprawdzić co się stało, dokończymy później - mówię mrugając do brunetka i odwracam się na pięcie po czym kieruje swoje kroki do pomieszczenia w którym przebywała moja malutka gwiazdeczka.

Na zegarze wybija godzina 02:38, kiedy budzi nas niesamowicie donośne pukanie do drzwi. Unosze się do pozycji siedzącej w tym samym momencie kiedy robi to Zayn.

- Zdawało mi się, czy ktoś pukał? - pytam bruneta zaspanym głosem przecierając powieki palcami.

- Też mi się tak wydawało... Poczekaj tutaj, sprawdzę to - oznajmia i podnosi się z łóżka naciągając na ciało koszulkę a na nogi dresy pozostawione na krześle obok drzwi.

- Idę z Tobą - szepcze nakładając już kapcie na stopy.

- Zostajesz w łóżku - rozkazuje.

- Chyba śnisz - prycham idąc za brunetem.

W ciszy opuszczamy sypialnie, kiedy rozlega się ponowny hałas.

- Kurwa, ludzie to są jednak pojebani skoro mają ochotę budzić innych o tej porze - wzdycha zmęczony  odkluczając jednocześnie drzwi.

Trzymam się bardziej z tyłu, lekko wychylona zza ściany. Co jak co, ale martwi mnie to, że ktoś przyszedł do nas akurat w nocy ale nie chciałam też puszczać Zayna samego. W razie czego zareagujemy razem aby ochronić dzieci. Otwiera powoli drzwi na tyle aby zobaczyć kto za nimi stoi lecz one zostają otwarte zamaszyście przez osobę znajdującą się po drugiej stronie. Podskakuje w miejscu z przerażenia przez nagły ruch gościa a moim ciałem wstrząsa lęk i przerażenie  kiedy słyszę donośny głos starszego mężczyzny, który aktualnie wszedł do naszego domu. Jest ubrany w garnitur. Serio człowieku? Postawa jego ciała wskazuje niesamowite zdenerwowanie i złość na stojącego przede mną, wyższego od niego o głowę mężczyznę.

- Co Ty sobie myślałeś?! - wrzeszczy. - Że twoje rozstanie z Bellą nie wyjdzie na jaw a Ty będziesz mógł sobie wrócić to tej smarkuli, która wrobiła Cię w kolejnego bachora?!

Już wiem kim on jest... Jak mogłam tego nie zauważyć zaraz po tym jak się tu pojawił? Te same czekoladowe oczy, ciemne włosy, choć o wiele bardziej krótsze, ostre rysy twarzy. Ojciec Zayn'a.

- Po pierwsze  - zaczyna mój mężczyzna zaciskając po bokach dłonie w pięści - nie drzyj się w moim domu o pieprzonej drugiej w nocy, kiedy moje dzieci śpią za ścianą.

- Twoje dzieci? - śmieje się w głos starsza wersja Malika - Jesteś świadomy tego co mówisz? Kolejna wrobiła Cię w dzieciaka i Ty się z tego cieszysz? Że wychowujesz nie swoje bachory?!

Sekunda. Tylko tyle potrzeba Zayn'owi aby przyszpilić jedną ręką własnego ojca do ściany. Boję się co może zaraz nieświadomie, zamroczony złością zrobić. Jeżeli go nie powstrzymam będzie tego żałować - wiem to na pewno. Mimo, że należy się ojcu Zayna porządny wpierdol za wygadywanie takich bzdur do własnego syna to nie toleruje przemocy w domu. Wychodzę zza rogu i delikatnie dotykam jego ramienia.

- Zayn, proszę Cię, wystarczy - szepcze spokojnie, aby uspokoić choćby głosem bruneta stojącego przede mną. - Lotti może się zaraz obudzić.

- O proszę proszę, czyż to nie nasza mała, puszczalska dziewczynka? - drwi mężczyzna kiedy zauważa za posturą syna moją osobę lecz nie słucham go wpatrzona w twarz ukochanego. Żyła na jego czole pulsuje w szaleńczy sposób.

- Nie masz, kurwa, prawa pojawiać się tutaj, obrażać moją kobietę, moje dzieci i mnie. A teraz wynoś się zanim Cię zabije.

Mówi całkowicie szczerze. Widzę to w jego czarnych jak węgiel oczach, które zakrywa wściekłość. Nie zawahał się przy ani jednym wypowiedzianym przed sekundą słowie i jestem świadoma, że nie powiedział ich na marne. Jestem szczęśliwa, że nie stracił panownia nad sobą. Mam nadzieję, że to co aktualnie się dzieję nie wybudziło dzieci ze snu, ponieważ Zayn wścieknie się jeszcze bardziej a nie chcę, żeby dzieciaki oglądały go w takim stanie. Zwłaszcza Lotti, która rozumie więcej od młodszego brata.

- Pożałujesz tego Zayn, przysięgam - ostrzega Malik.

- Nie sądzę.

Drzwi się zatrzaskują i zostają zamknięte na wszystkie możliwie zamki. Zayn odwraca się powoli w moją stronę a jego twarz nic nie wyraża. Kompletnie nic. Oczy ma wciąż czarne, nie te szczęśliwe, złoto-czekoladowe wręcz bursztynowe.

- Zabije gnoja - szepcze.

- Nie, Zayn, odpuść. To twój...

- Mój co? - zatrzymuje się w połowie drogi do sypialni przerywając moją wypowiedź. - Mój ojciec, tak? To coś nazywasz ojcem?

Spoglądam na swoje stopy. Hmm... jakie one są fascynujące.

- Jest zwykłą gnidą dla której liczą się tylko pieniądze a nie szczęście rodziny, która tak się składa dla mnie jest najważniejsza. I w dupie mam do cholery, kim on jest dla mnie - bierze oddech po czym kontynuuje swoją wypowiedź. - Pożałuje, że tu dzisiaj przyszedł i powiedział to, co powiedział.

Nie odzywam się już więcej tylko podchodzę do niego obejmując go w pasie chudymi ramionami próbując przekazać całe ciepło i miłość jaką w sobie noszę na jego osobę.

- Kocham Cię - mrucze i przyciskam moje wargi do jego w namiętnym, pełnym tęsknoty i miłości pocałunku.

Mamy 12 :D

Gwiazdkujcie, komentujcie i rozdziału oczekujcie! :D

Kocham Was, Rose <3

Szczęście na dłoni || Z.M (w trakcie zmiany🖋️) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz