I.Rozdział 1.

5.2K 252 11
                                    

Poniedziałek rano. Godzina bliżej nie określona z powodu spuchniętej powieki uszkodzonej w trakcie wczorajszej walki. Głośny płacz dziecka dociera do mojej sypialni minute po tym jak uświadamiam sobie, że to jeszcze nie jest ta godzina w której moje obolałe mięśnie będą gotowe do wstania z wygodnego łoża. Ale to płakała moja księżniczka a to było ważniejsze niż ból jaki sprawiał mi ruch. Chodziłem z córeczką kiedyś do psychologa z powodu nocnych koszmarów oraz płaczu lecz zawsze słyszałem to samo: "Panie Malik, wszystko minie tylko potrzeba czasu i cierpliwości.". Tyle że traciłem już jakąkolwiek nadzieję na lepsze jutro.

Przecieram dłońmi zmęczoną twarz, zaciskam zęby stawiając stopy na zimnych panelach i po tym jak dźwigam ciało z materaca kieruję się do królestwa mojego aniołka. Już od progu jej pokoiku widzę jak niespokojnie porusza się po łóżeczku dalszym ciągiem płacząc. Podchodzę do niej na tyle szybko, na ile pozwalają obrażenia oraz silna wola i podnosze ją by po chwili tulić w ramionach zanoszący się mój mały skarb a serce - kolejną noc - pęka z bólu. I tym razem nie była to wina wczorajszej walki. Ale dla jakiego ojca taki widok jest mało znaczący?

Widząc, że Lotti powoli się uspokaja zanoszę ją do swojej sypialni i kładę na ogromnym, 2-osobowym łóżku. Przykrywam kołdrą pod samą szyję aby mieć pewność, że nie będzie jej zimno i kiedy mam już wychodzić z pokoju słyszę cichutki, zapłakany jeszcze głosik:

- Tatusiu.. Przyniesiesz mi mojego misia? - pyta.

Odwracam się w stronę właścicielki uroczej prośby i posyłam całuska, na co od razu na jej ślicznej, delikatnej i jakże dziecięcej twarzyczce pojawia się uśmiech.

- Oczywiście kruszynko.

Wracam raz jeszcze do sypialni, tym razem z zabawką córeczki ale zastaje widok jej spokojnie śpiącej. Uśmiecham się pod nosem i podchodzę do łóżka kładąc jej misia koło główki którą zaraz po tym delikatnie niczym piórko głaszcze. Wpatruje się w jej spokojną twarzyczkę oraz ciałko które unosi się w jednym umiarkowanym rytmie. Gdybym tylko wiedział jak odebrać od córki cały ból schowany w jej główce i serduszku. Nie zastanawiał bym się długo. Pochylam się zostawiając pocałunek na ciepłym czółku a następnie wycofuje cicho do salonu i przymykam za sobą drzwi w razie gdyby Charlotte się obudziła i zaczęła mnie wołać.

Udaje się do kuchni w celu zrobienia sobie kawy mając nadzieję, że chociaż ona postawi mój obolały zad do pionu. Mój dom jest dość prosty i w miarę duży jak na dwie osoby. Dlaczego tylko dwie? No cóż... Mama Lotti - Kylie - była moją pierwszą miłością. Byłem w niej cholernie zakochany a ona dobrze umiała to wykorzystać. Robiłem dla niej zawsze to, czego tylko pragnęła. Raz zdarzyło się, że po hucznej imprezie mojego przyjaciela - Luisa - wróciliśmy do domu kompletnie zalani i nieświadomi swoich czynów. Kochaliśmy się bez zabezpieczenia co wyszło po 3 miesiącach. Kylie zaszła w ciąże. Byłem cholernie szczęśliwy choć mieliśmy dopiero po 23 lata. Charlotte była moim małym promyczkiem aby wyjść z tego całego bagna w którym siedziałem. Na początku było wszystko cudownie. Planowaliśmy przyszłość, ślub... Nawet zauważyłem, że ona również może czuć do mnie coś prawdziwego. 6 miesięcy po pojawieniu się Charlotte na świecie, Kylie odbiło. Znikała na całe noce zostawiając mnie z płaczącym dzieckiem potrzebującym miłości i ciepła matki. Raz, drugi, trzeci dzień minął a ona nie wracała. Cholernie się martwiłem i miałem nadzieję, że żyję i nic jej się nie stało. Na czwarty dzień przyszła do domu z jakimś kompletnie obcym mężczyzną. Nie poznałem jej - wyglądała jak kompletna dziwka. Oświadczyła mi, że się wyprowadza inie obchodzi ją co się stanie ze mną i jak to ujęła czule - "tym bachorem". Znienawidziłem ją w jednej chwili stawiając na pierwszym miejscu Lotti, jej wychowanie oraz zniszczenie wszystkich, którzy choćby będą chcieli ją skrzywdzić tak, jak jej matka. Chociaż to coś na miano matki nie zasługiwało. Obiecałem sobie, że Lotti już nigdy nie pozna swojej mamy a ja znajdę odpowiednią kobietę która pokaże mojej córce na czym polega matczyna, bezwarunkowa miłość. Nie stało się jednak tak jak planowałem, a Charlotte ma już 4 latka i coraz częściej pyta o mamę. Widzi, że czegoś - a raczej kogoś - brakuję. Jest niezwykle mądrym dzieckiem.

Nawet nie zauważam, kiedy mój ekspres do kawy daje o sobie znać. Wyciągam kubek z parującą cieczą i udaje się do salonu połączonego z kuchnią i jadalnią. Zasiada powoli na kanapie wcześniej włączając telewizor na powtórce meczu siatkówki. Każdy mięsień mojego ciała krzyczy "Zlituj się nad nami! Potrzebny nam masaż, kąpiel, sen, cokolwiek!". Wczorajszą walka nie poszła do końca tak, jak to obstawiałem lecz nie zmienia to faktu że wygrałem. A to jest w tej chwili dużo przyjemniejsze uczucie od bólu obitych z niezwykłą dokładnością przez przeciwnika części mojego ciała. Kilka tabletek przeciwbólowych, trochę jakieś maści i będzie po wszystkim. Nawet nie wiem kiedy odpływam w krainę snów.

Budzi mnie głośny śmiech niedaleko twarzy.

- Tatusiu! Wstawaj! - piszczy mi do ucha - Tatusiu nooo! Głodna!

Otwieram jedno oko i spoglądam na piękną twarzyczkę mojego szczęścia. Kiedy tylko widzi że również jej się przypatruje wydaje z siebie pisk i rzuca się na moją szyję. Ałć. Na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech mimo delikatnej chęci skrzywienia.

- Kto tak tatusia budzi? - pytam ją i zaczynam gilgotać po brzuszku. Jej śmiech roznosi się po całym domu, odbijając od ścian.

Całuję ją w czółko i podnoszę, sadzając sobie na biodrze. Idziemy do kuchni, po czym sądzam ją na blacie kuchennym. Zaglądam do lodówki i pytam:

- Co kruszynka tatusia chce na śniadanko?

- Płatki!

Po skończonym posiłku oglądamy chwilę bajki. Tak... Ja, dorosły facet, oglądam bajki z różowymi konikami. Ale naturalnie czego się nie robi dla dzieci, prawda?

W południe idziemy do parku niedaleko naszego domu gdzie Lotti szaleje na każdej możliwej huśtawce, ślizgawce a oprócz tego włazi wszędzie gdzie tylko możliwe jest wejście. Kiedy przybiega i oznajmia, że jest głodna udajemy się więc na obiad oraz na zakupy. Do domu wracamy chwilę po dwudziestej. Charlotte zasypia w samochodzie, więc nie budzę jej i śpiącą przenoszę do domu a uprzednio rozbierając, kładę do łóżeczka. Biorę szybki prysznic i zmęczony oraz cały obolały padam spać mając nadzieję, że tym razem spokojnie prześpimy tę noc.

Gwiazdkujcie, komentujcie i rozdziału oczekujcie! :))

xx

Szczęście na dłoni || Z.M (w trakcie zmiany🖋️) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz