- Co z dzieckiem? Gdzie jest Max?- zapytałam i w moich oczach stanęły łzy. Gdzie on jest? Co z moim dzieckiem? Co się wogóle stało? Jak do tego doszło? Mam tysiące pytań i zero odpowiedzi.
- Julie, spokojnie. Doktor zabronił Ci się denerwować.- zaczął uspokajać mnie Harry. Złapał mnie za rękę i zaczął ją gładzić. Pamięta, że zawsze lubiłam gdy ktoś mi tak robił. Zawsze się uspokajałam. Teraz to już nie działa. Nie chcę, żeby on mi tak robił. Nie teraz. Teraz chcę zobaczyć Maxa. Chcę go poczuć i móc go pocałować. Dlaczego go tu nie ma? Gdzie on jest? Potrzebuję go, a jego właśnie w sytuacji kiedy chcę go zobaczyć to go nie ma. Nie wierzę w to. Dlaczego on mi to zrobił?
- Co z dzieckiem?! Gdzie on jest?!- zaczęłam krzyczeć i panikować. Nie mogę się opanować. Dopóki go nie zobaczę to się nie uspokoję. Potrzebuję go.
- Julie, spokojnie...- powiedziała Betty i do sali weszła pielęgniarka. Nie wiem po co ona tu przyszła, ale w ręce trzyma strzykawkę. Dlaczego oni coś mi podają bez mojej wiedzy. Bez mojej i Maxa. Nie chcę, żeby znowu rodzice mnie czymś faszerowali. Ostatnio jak miałam podobną sytuację tylko, że wtedy bałam się panicznie Jejsona to mnie cały czas czymś faszerowali i nie mogłam wrócić do życia codziennego. Leki działały na mnie jak narkotyki. Nie mogłam ich odstawić. Byłam od nich uzależniona. Nie dziwię się jak co godzinę przyjmowałam je i później liczyli, że spokojnie bez nich dam sobie radę w szkole.
- Spokojnie niech się Pani nie denerwuje. Zaraz do Pani przyjdzie lekarz i wszystko opowie.- powiedziała i dała mi jakiś zastrzyk, po którym zaczęłam się dziwnie czuć i jakoś dziwnie musiałam być spokojna. To było dziwne uczucie. W środku miałam mętlik, a na zewnątrz spokój. W środku tysiące pytań i zero odpowiedzi, a na zewnątrz cisza i spokój.
- Co się stało z...- powiedziałam spokojnie, a ona mi chamsko przerwała.
- Spokojnie, zaraz przyjdzie do Pani lekarz.- powiedziała i wyszła. Nie wiem czym oni mnie faszerują, ale powoli zasypiam. Czuję się bardzo dziwnie i nie mogę nic zrobić.
Przebudziłam się i zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Jest chyba późno, bo wszędzie jest ciemno. Powoli mam coraz wyraźniejszy obraz przed moimi oczami.
- Kocham Cię Księżniczko.- powiedział i się przybliżył. Delikatnie złączył nasze usta i zaczął mnie całować. Już wiem, że to Max. Tylko przy nim się tak dobrze czuję.
- Max, co się stało?- zapytałam się nadal z tym dziwnym uczuciem. Miałam ochotę płakać i krzyczeć, ale nie mogłam. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnych uczuć. Byłam cały czas spokojna i opanowana.
- Spokojnie skarbie. Wiem, że możesz być zła i możesz mi teraz tego nie wybaczyć, ale musiałem.- powiedział i dalej mnie całował. W pewnym momencie poprostu zasnęłam. Zasnęłam gdy się całowaliśmy, bo lek nadal na mnie działał.
***
Obudziłam się i zobaczyłam przy moim łóżku Holly i Anne.
- Co się stało? Max?!- krzyknęłam i zaczęłam go wszędzie szukać coraz bardziej panikując. Nie ma go. Znowu poszedł. Znowu mnie zostawił. Znowu mi uciekł i znowu coraz bardziej zaczynam panikować, bo znowu go przy mnie nie ma.
- Julie, spokojnie. Jak się czujesz?- zapytała się Holly i mnie złapały gdy zaczęłam się rzucać.
Znowu przyszła jakąś pielęgniarka, ale ja się nie uspokoję dopóki Maxa nie będzie przy mnie. On mnie nie może zostawić. Nie pozwolę mu odejść. Za bardzo go kocham, żebym pozwoliła mu odejść.
Wstrzyknęła mi coś i znowu zaczęłam się robić senna.
- Julie, proszę. Musisz się uspokoić. Nie możesz całego życia spędzić w szpitalu na środkach uspokajających.- powiedziała Anne.
- Czemu on mnie zostawił?- powiedziałam i po moich policzkach polały się wodospady łez. Nie wiem jak to wygląda, ale pewnie dziwnie. Z oczu leją mi się łzy, ale ogólnie na twarzy takto nie widać tego po mnie.
- Musisz się w końcu uspokoić to Ci wszystko wyjaśnimy.- powiedziały, a moje powieki w momencie zrobiły się strasznie ciężkie. Znowu zasnęłam.
Obudziłam się i była już noc. Delikatnie podniosłam rękę, bo mi już zcierpła i poczułam jak ktoś na niej leży. Popatrzyłam się i zobaczyłam Maxa. Nie rozumiem go. Dlaczego najpierw zrobił mi taką krzywdę, tak mnie zranił, a teraz jeszcze nie wspiera mnie przez co mam ataki paniki i przychodzi tylko w nocy. Lek nadal działa, ale powoli przestaje. Wyjęłam drugą rękę spod kołdry i zaczęłam bawić się jego włosami. Przy nim jestem spokojna. Nawet nie potrzebuję żadnych wyjaśnień.
- Julie?- zapytał i się podniósł.
- Max śpij, proszę.
- Kochanie proszę Cię, pamiętaj, że Cię Kocham. - powiedział i pocałował mnie w dłoń, którą aktualnie trzymał.
- Proszę, nie odchodź. Nie chcę dłużej już spać.- powiedziałam, a na jego twarzy pojawiło się pytające spojrzenie.
- Jak to spać?- zapytał się.
- Dają mi jakieś środki uspokajające, bo mam ataki paniki. Proszę, nie odchodź. Nie rób mi tego.- powiedziałam i po moich policzkach polały się łzy.
- Skarbie, proszę Cię. Nie poddawaj się.- powiedział i poszedł gdzieś. Jeszcze w drzwiach powiedział coś w stylu "jeszcze wrócę". W tym momencie moje oczy zrobiły się szklane, a ja zaczęłam płakać. Spróbowałam wstać, ale się okazało, że jestem przypięta do łóżka. Nie mogłam za nim iść. Od razu zaczęłam się rzucać i znowu miałam atak paniki. Jakieś dwie pielęgniarki przyszły i mi coś wstrzyknęły, znowu. Nie poddam się. Nie pozwolę mu odejść. Nie po to się zakochałam w nim i nie po to mam albo miałam z nim dziecko aby teraz ode mnie odszedł. Muszę się jutro dowiedzieć co z dzieckiem. Ale chcę to usłyszeć od Maxa. Nie od nikogo innego tylko od Maxa. Po chwili znowu zasnęłam.
Jest i kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba i że nikt się nie obrazi, że taki krótki. To już jest drugi dzisiaj czyli chyba dzisiaj zrobię maraton. Przepraszam za błędy, ale tak jak już kiedyś wspominałam maratonów nie poprawiam, bo chcę jak najwięcej napisać, a poprawianie też trochę zajmuje.
2/?
Do następnego :3
CZYTASZ
Moje skarby i ja! [W TRAKCIE KOREKTY]
RomanceTo jest druga część "Mój szef i ja!". Zachęcam do przeczytania pierwszej części. Jeśli jednak już to zrobiłeś życzę miłego czytania :3