Wampirzyca wstała z łóżka. Nie chciała chodzić po domu w piżamie, ponieważ miała gości. Z pewnością nie byli to typowi goście, ale jednak zaprosiła ich do swojego domu. W pewnym sensie. No,ale w sumie tylko jednego uprowadziła. Ubrała bordowy sweter i czarne jeansy. Włosy,tak jak wczoraj zaplotła w warkocza. Wplotła w nie czarną różę. Na nogi włożyła papcie. Na palec włożyła sygnet,a na rękę bransoletkę ze szmaragdami. Później wyszła z pokoju i udała się na dół. Stworek, Zgredek i Mróżka przygotowywali śniadanie. Reszta skrzatów albo sprzątała,albo zajmowała się gośćmi. W jadalni zastała Gellerta i Lauren. Panna Selwyn wesoło gawędziła z Grindelwaldem. Mary uśmiechnęła się. Pasują do siebie. No, może nie do końca, ale na pewno się uzupełniają.
Nastolatka uśmiechnęła się kpiąco i powiedziała:
- Cześć,gołąbeczki! Jak się spało?
Lauren zarumieniła się. Czarnoksiężnik tylko odsunął się od niej i rzekł:
- Cześć. Dobrze. Masz wielki dom!
- Zgadza się. Lauren pytanie było też do ciebie. - kpiący uśmiech nie znikał z ust wiedźmy.
Kobieta tylko kiwnęła głową i wyszła. Gellert wyglądał na obrażonego. Black uniosła brew. Po chwili nieco niezręcznej ciszy Grindewald powiedział:
- Musiałaś?
- Ależ skądże. Ja nic nie muszę. Wszystko co robię jest całkowicie dobrowolne.- rzuciła czarownica.
- Wiesz,Black jesteś strasznie wkurzająca.- odrzekł czarnoksiężnik.
- Wiem.- odparła Mary całkowicie szczerze.- Niestety nie tylko mnie się to tyczy.
- Zapytałbym, czy chodzi o mnie, ale jestem tego pewien.- powiedział mężczyzna.
- I masz rację.- rzuciła wampirzyca.
- Miło, że się ze mną zgadzasz... Czekaj, czekaj... Chyba powinienem się obrazić, nie?- poprawił się czarodziej.
- Jak chcesz.-czarodziejka wzruszyła ramionami. - A właśnie... Chciałam ci powiedzieć, że dzisiaj wybieram się na Grimmuald Place. Chcesz iść ze mną?
- Po co?-spytał Gellert.
- No wiesz... Żeby wyjść na świeże powietrze i takie tam... A tak na serio, to spotkasz tam Dropsa i słynnego Chłopca-Który-Zapomniał-Jak-Się-Umiera. -odpowiedziała nastolatka.
- Kogo?- czarnoksiężnik nie zrozumiał przezwisk.
- Albusa Dumbledore i Harry'ego Pottera.- odparła piętnastolatka.
- No to oczywiście, że idę!- rzekł entuzjastycznie.
- Ok. Zakładam, że nie masz innych ubrań,prawda?-Mary spojrzała na porwane ubranie Grindelwalda.
- Zgadza się. -zgodził się.
- Dobrze. Nie ma problemu. Wiesz, gdzie jest twoja różdżka? - spytała.
- Ma ją Dumbledore. - rzekł.
- Miałeś czarną różdżkę?-zapytała.
- Ta... Skąd wiesz?- mężczyzna był zdziwiony.
- Wiem jak wygląda czarna różdżka. Potrafię też kojarzyć fakty.-odparła.-A nie masz innej?
- Mam. Ale jest w moim starym domu.-odpowiedział.
- Gdzie?-dopytywała.
- Niedaleko. W Londynie. -odrzekł.
- Może trochę dokładniej?-pytała.
- Na Savile Row.-odpowiedział.
- Aha. Ok. Zaraz teleportujemy się, tam.-rzuciła. -Tylko musimy trochę zmienić twój wygląd.
Black zmieniła włosy Gellerta na czarne,tak samo jak jego oczy. Sprawiła, że mężczyzna wyglądał jak Sev. Czarodziej nie zbyt cieszył się ze swojego wyglądu,dlatego wiedźma wyjaśniła mu,czemu akurat taki:
- Zakładam, że Severus tam będzie, więc jestem pewna, że się zdziwią. I to nieźle. Poza tym jak to zabrzmi:Hej, przyprowadziłam Grindelwalda. Twój stary znajomy,nie Albusie?. Zaraz zaczną dociekać jak wydostałeś się z pierdla. A to potencjalnie problematyczne. Jestem także pewna, że niektórzy się na to nie nabiorą. Ale to mniejszość. Rozumiesz?
- Tak...-odpowiedział.
- To fajnie. Zmienię tylko jeszcze lekko swój,bo jak widzisz wyglądam dosyć charakterystycznie.-jak powiedziała tak zrobiła.
Zmieniła swoje rude,falowane na czarne i proste włosy. Oczy natomiast na brązowe. Zmniejszyła też nieco swój wzrost. Przejrzała się w lusterku. Wyglądała nawet nieźle. Ubranie czarnoksiężnika transmutowała w bardziej eleganckie. Ubrała swoje ulubione glany i jeansową kurtkę. Następnie teleportowała ich na wspomnianą ulicę. Grindelwald zabrał różdżkę i trochę ubrań. Potem aportowali się w domu dziewczyny. Gellert odłożył rzeczy. Czarownica teleportowała ich na Grimmuald Place. Na ulicy nie spotkała nikogo. Wampirzyca wraz z czarodziejem podeszli pod dom. Mary rzuciła swoje niezawodne zaklęcie i zobaczyli dom. Black otworzyła drzwi. Weszli do domu. Wiedźma zrezygnowała ze swojego planu. Wbiegła do kuchni, a za nią powili przywlekł się czarnoksiężnik. Wszystkie różdżki skierowały się na nią. Ona tylko uśmięchnęła się i zmieniła wygląd na swój,a później rzekła:
- Hej! Zobaczcie kogo przyprowadziłam! Wygląda trochę jak Sev,co?
- Tak,wygląda niemalże identycznie jak ja.-odparł nauczyciel eliksirów.
- A kto to jest? -zapytał Harry,który miał minę w stylu,,jeden Snape mi wystarczy".
- Gellercie,mógłbyś?-Black zwróciła się do czarnoksiężnika.
Dumbledore zmarszczył brwi na dźwięk tego imienia. Grindelwald zrozumiawszy prośbę machnął różdżką i wrócił do swojego normalnego wyglądu. Tylko Dumby go poznał. Gellert powiedział:
- Zadowolona, Blackie?
- Nie.-odparła Mary.
- Kto to jest,Mary?-zapytała pani Molly.
- Gellert Grindelwald,z zawodu idiota.- Mary zaśmiała się.
- Ej! Bo się obrażę! -oburzył się czarnoksiężnik.
- Pamiętasz co mówiłam o FFNPM? -zapytała dziewczyna uśmiechając się niewinnie.
- O czym?-spytał Severus.
- Foch Forever Na Pięć Minut.-odparła Black.
- A skąd ty wytrzasnęłaś Grindelwalda?!-dopytywał mężczyzna.
- A co nie czytaliście szmatławca?-nikt nie wiedział o czym ona mówi.
- Proroka?-rzekł Harry(to jednak ktoś wiedział).
- No, przecież mówię. Nikt?- odparła.
- Nikt.-rzekł Harry.
- To już wam dam. Przy okazji dowiecie się co robię w wolnym czasie.- Mary rzuciła gazetę na stół.
Dumbledore zaczął czytać:
,,Grindelwald na wolności"
Wczoraj wieczorem aurorzy dokonali szokującego odkrycia. Ktoś włamał się do Nurmengardu.Większość strażników została oszołomiona,a jedna strażniczka brutalnie zabita. Na jej skórze zostały wycięte prawdopodobnie czyjeś inicjały. M.R.B.S.D.-tak podpisuje się morderca. Na jednego ze strażników rzucono Cruciatusa. Poszkodowany zeznaje:,, Ta dziewczyna... Tak to bez wątpienia była dziewczyna... Wyglądała niczym diabeł. Na głowę opadał jej kaptur,ale widziałem rude falowane włosy. Oczu nie pamiętam, ale to z pewnością był dziwny odcień. Była wysoka i szczupła. Zapytałem ją kim jest. Ona odpowiedziała mi tylko: Jestem twoim największym koszmarem. Jestem też pewien,że używała na mnie legimencji. Jestem pewien, że to ona pomogła uciec więźniom!" Z więzienia uciekli: Gellert Grindelwald - czarnoksiężnik, którego pokonał Albus Dumbledore, Lauren Selwyn i jej siostra Rozalie, Kate Slughorn, Christian Bones, Maddie Silver, Cassandra Watson,a także Eliott Nott. Wszyscy są śmiertelnie niebezpieczni.
Gdy Drops skończył czytać Black wtrąciła:
-Wcale nie są niebezpieczni. Wszyscy oprócz Gellerta są niewinni. A ten kretyn też nie jest niebezpieczny, a przynajmniej nie dla was. Jasne?
- Tak!-odparła młodsza część ludu.
- Świetnie! O,i tak na marginesie to nie ja zabiłam tą kobietę. Za to torturki to moja sprawka!-rzuciła.- No, przecież widzę o co chciałeś zapytać,Albusie! No i Gellert to twój stary znajomy, nie?
- Tak...-mruknął Dumby.
- No! To przedstawcie się i wracamy do mnie!-zawołała.
Wszyscy po kolei przedstawili się. Potem Black teleportowała się z czarodziejem do domu. Wyjaśniła mu gdzie się wybiera. Ściągnęła sygnet i ubrała tą pelerynę co ostatnio. Teleportowała się na miejsce. Ach, Azkaban! Tu jeszcze nie była... Dziewczyna ruszyła przed siebie. Nie udzielał jej się klimat tego miejsca. Może tu też kogoś uwolni? No, cóż... Pożyjemy, zobaczymy. Po Azkabanie uda się do Toma,ponieważ chciała dowiedzieć się czy to on nasłał dementory na Harry'ego. Black lubiła tego chłopaka,mimo że był czasami strasznie wkurzający. Zatrzymała się gwałtownie. Zobaczyła strażników. Ale... To nie byli dementorzy! Znaczy oni też tu pewnie byli,przecież wyczuwała ich obecność. To byli ludzie,a dokładniej aurorzy. Co oni tu robią?! A no tak... Po jej ostatniej
,,wyprawie" pewnie wzmocnili zabezpieczenia. Niby to żaden problem, ale wampirzyca i tak przeklnęła:
-Putain!
Wszyscy na nią spojrzeli. I jej plan niezwracania na siebie uwagi legł w gruzach. Szybko wyszarpnęła różdżkę i oszołomiła ich. Następnie wyczyściła im pamięć. Ruszyła dalej. Nie chowała różdżki, ponieważ mogło ich być więcej,no i przecież są jeszcze dementorzy. Czarownica miała chwilę spokoju,gdy zobaczyła następnych czarodzieji. Szybko ich oszołomiła,a także wyczyściła im pamięć. Po kolejnej chwili spokoju zobaczyła dementorów. Szepnęła tylko:
-Expecto patronum!
Z jej różdżki wyleciał srebrny smok. Dementorzy natychmiast zaczęli uciekać, ale smok nie dał im odejść. Nastolatka rzuciła zaklęcie jeszcze raz. Piętnastolatka zdziwiła się, ponieważ z jej różdżki tym razem nie wyleciał smok,tylko dość spory wąż. Black przypatrzyła się. To chyba kobra czarnoszyja... Tak,na pewno. Wąż dołączył do smoka. Fajnie, miała dwa patronusy. A kto wie może nawet więcej? Ale tego wolała nie wiedzieć. A przynajmniej nie teraz. W tej chwili miała inne sprawy na głowie. Przyglądała się widowisku. Gady okrążały stworzenia. Coraz szybciej,i szybciej.. Aż tu nagle... Puff! I nie ma dementorów. Zostało tylko po nich trochę czarnego dymu i... To była chyba jakaś dziwna krew... Dziewczyna uznała, że może jej się to przydać jako składnik do eliksirów, dlatego zebrała całą ciecz do fiolki. Cenną substancje schowała do kieszeni, uprzednio zabezpieczając ją zaklęciem zapobiegającym tłuczeniu. Zabiła dementorów! To było dziwne i przerażające, zarazem. Spotkała jeszcze kilku strażników. Wszyscy podzielili los poprzednich. Napotkała już jakieś cele, ale we wszystkich były osoby,które na to zasłużyły. Przeszła już prawie cały Azkaban i... Dalej nic. Może jednak ta "wyprawa" skończy się na zwiedzaniu? Mary miała nadzieję, że nie. Rozglądała się po celach,ale jak na razie nie widziała żadnej ciekawej osoby. W końcu zobaczyła w miarę interesującą postać. Uśmiechnęła się kpiąco i rzekła:
- Cześć, ciociu Bello!
- Kim jesteś,smarkulo?!-nie wiadomo, czy Lestrange oszalała,czy była już wcześniej szalona.
- Nieco grzeczniej!-warknęła nastolatka ściągając kaptur.
- Kim jesteś?!-ponowiła pytanie kobieta.
- Najpierw wypada się samemu przedstawić,nie sądzisz?-pouczyła ją wampirzyca.
- Nie,nie sądzę.-i to był dowód, na to że Bellatrix Lestrange jest szalona,bo w końcu kto inny jak szaleniec odzywa się tak do Mary Black?
- No to się mylisz.- dziewczyna zignorowała złośliwość kobiety.
- Nie,raczej nie. - warknęła Bella.
- Radzę ci dobrze zamknij się, bo pożałujesz. -syknęła lekko zniecierpliwiona dziewczyna.
-Bo co mi zrobisz?-Lestrange zaśmiała się.
- Nauczę cię jak się zachowywać w obecności lepszych.-odparła bez pardonu Black.
- Kim ty niby jesteś,co?-zaśmiała się po raz drugi Bella.
- Jak się przedstawisz, to ci powiem.- piętnastolatka nie dała się podpuścić.
- Jesteś wkurzająca. Chyba nigdy nie poznałam,nie znam i nie poznam bardziej wkurzającej osoby.-rzekła Lestrange.
- Naprawdę? Nie znasz samej siebie?- czarownica starała się zachować powagę.
- Gdybym miała różdżkę...-kobieta nie dokończyła,bo jej przerwano.
- To i tak byś nic mi nie zrobiła.- dokończyła Mary.
- Yhy...- niedowierzała jej wiedźma.
- Chcesz się przekonać? Co prawda nie dam ci różdżki, ale mogę ci pokazać co się z tobą by stało.-odparła.
- Ta... Ciekawe co mi zrobisz...- kobieta uśmiechnęła się kpiąco.
- Wy,śmierciożercy chyba kochacie to zaklęcie. Ja co prawda wolę inne, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Więc ze względu na ciebie... Crucio!- piętnastolatka wybuchnęła śmiechem,ale to nie był zwykły śmiech,to był śmiech psychopaty. Rzuciła na kobietę zaklęcie uniemożliwiające powiedzenie o tym osobom niepowołanym i aportowała się do domu. Na miejscu spotkała Gellerta. Czarnoksiężnik rzekł:
- I jak było?
- Ok. Przed chwilą teleportowałam się z tamtąd.-odrzekła.
- Przecież tam nie można się teleportować.-powiedział zdziwiony mężczyzna.
- Aha. Jak widać ja mogę.-rzuciła.
- Ale jak?!-spytał Grindelwald.
- Nie wiem. - wiedźma wypowiadała te słowa chyba po raz pierwszy.- Ale się dowiem.
- Sprawiasz wrażenie jakbyś chciała powiedzieć jeszcze o czymś...-zauważył Gellert.
- A,faktycznie... Zaraz wybieram się do mojego sierocińca.-odpowiedziała.
- Byłaś w sierocińcu?!-zdziwił się czarnoksiężnik.
- Ta...-odparła nastolatka z goryczą.
- Aha,ale przecież mówiłaś, że twoja matka żyje. - mężczyzna nie zrozumiał.
- Nieważne. Za niedługo wrócę. Mam tylko parę spraw do załatwienia.- odrzekła.
- Dobrze.-zgodził się Grindelwald (nie żeby miał coś do powiedzenia).
Dziewczyna teleportowała się pod swój stary sierociniec. Nie dbała o to, że jakiś mugol może ją zobaczyć. To była zemsta. Jej zemsta. I nikt nie mógł jej przeszkodzić. Nie będzie zabijać wszystkich,to chyba oczywiste. Zabije tylko tych co zrobili coś jej i innym czarodziejom. Dosyć tego, że boimy się mugoli! To mugole powinni bać się nas! Zrzuciła kaptur z głowy. O tej porze jedzą kolację,a przynajmniej ci silniejsi. Weszła właśnie do jadalni. Wszystkie spojrzenia znalazły się na niej. Mary nie przejmowała się tym. Już samo przyjście tu było trudne,a co to by było gdyby jeszcze zaczęła przejmować się mugolami. Sprawdziła pobieżnie wspomnienia wszystkich zebranych. Natychmiast wyłapała czarodzieji. Rzekła tylko:
- Dzień dobry, pani Cole.
- Kim ty jesteś?!-zawołała kobieta.
- Mary Black,przeklęta pani.-odparła wampirzyca uśmiechając się szyderczo.
- Zaraz,zaraz... Ja cię znam!-wrzasnęła.
- Miło... A nie,wcale nie miło. Ja bym pani nigdy poznać nie chciała...-rzekła z goryczą czarownica.- Zasługuje pani na śmierć,pani Cole. I ja pani tą śmierć załatwię... -Black wyciągnęła różdżkę.-Avada Kedavra!
Niektórzy wstrzymali oddechy. Kobieta leżała martwa. W sali rozległ się głos:
- Ja też cię kojarzę! Ty jesteś tą wiedźmą,którą...
- Też cię pamiętam,Jessico.-przerwała jej Mary. - I ty też podzielisz los pani Cole. Avada Kedavra!
Kolejne ciało upadło na podłogę. Dziewczyna mogła zabić je bardziej boleśnie,ale nie chciała tracić czasu to miała być szybka zemsta. Rozprawienie się z demonami przeszłości. Black rzekła:
- Wiem,że są wśród was tacy jak ja. Czarodzieje. Większość z was pewnie o tym nawet jeszcze nie wie. Ale dzieją się wokół was dziwne rzeczy prawda? To jest najlepsza oznaka. Wiem,też że większość z was była nękana. Ja także. Nie pozwólmy tak traktować się tym nędznym mugolom. Większość z was to czarodzieje z mugolskich rodzin,ale to nie ma znaczenia. Jesteście czarodziejami! Za długo chowaliśmy się w cieniu i żyli w strachu przed niemagicznymi! To oni powinni bać się nas! Jeśli chcecie możecie iść ze mną. Zabiorę was do mojego domu. Spotkacie tam jeszcze innych czarodziejów. Jeśli ktoś nie chce iść,nie zmuszam. W moim domu wreszcie nie będziecie musieli się bać! Nawet moi sąsiedzi to czarodzieje. Kto chce iść ze mną niech podejdzie.
Wstali wszyscy czarodzieje,a było ich dość sporo,bo dziesięciu. Jeden z nich odezwał się:
- A co z resztą?
- Ci,co zasłużyli na karę,na pewno ją otrzymają,ale teraz jeśli łaska zamknijcie oczy.-odrzekła.
Zabiła przynajmniej połowę z nich reszcie tylko wyczyściła pamięć albo rzucała na nich to samo zaklęcie co na Bellatrix. Następnie teleportowała dzieci do domu. Zastanawiała się, gdzie ona pomieści tyle ludu.
………………………………………………
2231 słów! Nieco lepiej niż ostatnio. Rozdział byłby przynajmniej o 100 słów dłuższy, gdyby nie to, że wattpad się na mnie uwziął i sprawia problemy. Nie będę się rozpisywać,bo chcę zacząć czytać,, Znak Ateny". Myślę, że rozdział fajny.
CZYTASZ
Panna Black
FanfictionPiętnastoletnia Mary Black zostaje wyrzucona z Akademii Magii Beauxbatons i idzie do Hogwartu oraz zamieszkuje w Londynie. Mary jest córką Regulusa Blacka i pewnej wampirzycy. W starych szkołach była raczej nielubiana. Dziewczyna ma dość specyficzny...