- lemonade - 16

2.1K 131 23
                                    

- Muszę ci powiedzieć... Cwana ta twoja córeczka - Jerry zaśmiał się, wpuszczając na twarz swój obrzydliwy uśmiech. Mężczyzna wkroczył właśnie pewnym krokiem do pokoju nauczycielskiego, w którym czekała na niego przemiła niespodzianka w postaci Babette.

- Oh, ucisz się czasem - wyszeptała, kręcąc głową ze zmarszczonymi brwiami. - Ludzie tu pracują, Jerry - dodała, mamrocząc znad laptopa.

- I jestem jedną z tych osób! - prychnął wielce oburzony, przesuwając jej urządzenie i siadając na jego miejscu. - Nie chcesz posłuchać o swojej dziewczynce? - uniósł brew, obserwując uważnie reakcję kobiety.

- Nie, dziękuję - zacisnęła mocno zęby, nie chcąc, aby cokolwiek u niej zauważył. Brandie była jej słabością, lecz nie mogła tego ukazać przed wrodzonym psychopatą. Mimo wszystko chciała dla niej jak najlepiej.

- I tak ci powiem - machnął na nią ręką. - Myślą, że są taaaacy mądrzy... - zaśmiał się niby radośnie, oczywiście z dziwną nutką w głosie.

- Coś tam w głowach mają - wzruszyła ramionami, niby ignorancko podchodząc do tematu.

- Zapewne tak, chociaż zaczynam trochę powątpiewać patrząc na ich akcje... - zachichotał, poprawiając ostentacyjnie swoje włosy. - Widzę, że coś kręcą... Wiem to - prawie jęknął, czując ogromną satysfakcję z faktu, że tak łatwo ich rozczytał.

Kobieta zmarszczyła brwi, słysząc jego słowa.

- O czym teraz mówisz? - zapytała w końcu zauważając, że nie do końca zna kontekst jego wypowiedzi.

- Ah... No tak... Miałem nic ci nie mówić - syknął cicho, wciągając powietrze. Cały ten czas pamiętał, że Saveli powierzył mu tę misję w tajemnicy, jednak bardzo chciał podrażnić się z kobietą. Uważał, że wygląda niezmiernie namiętnie, gdy się denerwuje.

- Słucham? - jej oczy od razu zapłonęły złością.

- Oh... Ten wzrok - odchylił lekko głowę. - Jeżeli chcesz mnie tu przelecieć to cię nie powstrzymam... - mrugnął do niej, przez co został dość mocno uderzony w twarzy. - A więc na ostro... - uśmiechnął się szeroko.

- Modlę się tylko o dzień, w którym ktoś odetnie ten twój obrzydliwy jęzor... - prychnęła, nie do końca wiedząc jak się zachować, facet był wręcz niezniszczalny.

- Ty możesz to zrobić, naprawdę... Byłbym chyba najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi - zagryzł lekko wargę, kontynuując swoją gierkę.

- O czym miałeś mi nie mówić? - wzięła głęboki wdech, aby ponownie go nie uderzyć i nie sprawić mu większej przyjemności.

- O pewnej misji... Nasz kochany Saveli traci do ciebie zaufanie, moja droga - wymruczał tonem jak do dziecka.

- A ufa tobie? Komuś, kto bez problemu może poderżnąć mu gardło? Nie chce mi się wierzyć - pokręciła głową, wpatrując się w oczy mężczyzny. Szukała w nich blefu, chociaż dobrze wiedziała, że nie jest w stanie go odnaleźć.

- Sama go zapytaj... Woli mieć kogoś bez empatii, niż matkę jednego z eksperymentów... - uśmiechnął się delikatnie, jednak z każdą chwilą jego uśmiech się poszerzał.

Babette prychnęła pod nosem i prawie wybiegła z pomieszczenia, ruszając w stronę gabinetu samego dyrektora. Nie była kobietą, która pozwala na takie zlekceważenie. Miała zamiar zawalczyć o swoją posadę, o którą ubiegała się latami. Projekt Nowy Świat był dla niej całym sensem istnienia. To dla niego poświęciła swoje życie. Ledwo przecisnęła się przez tłum uczniów. Obrzuciła wszystkich swoim ostrym spojrzeniem, a po chwili korytarz przed nią opustoszał. Większość szkoły szła właśnie zobaczyć świąteczny prezent, który zafundował im jakże wspaniały Saveli.

Czas na nas Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz