Dni mijały. Był to już dwudziesty piąty października. Z czasem, ataki paniki Brandie stawały się coraz rzadsze. Grupka przyjaciół zachowywała się jakby byli całkiem zwyczajnymi nastolatkami. Chociaż wcale tak nie było. Knight już w pełni zdawała sobie sprawę z tego w jak dziwnym i niebezpiecznym miejscu się znalazła. Przez to też często miewała bardzo nieprzyjemne sny, o których wszyscy zdawali sobie sprawę. Dlatego też Ivan oraz Bradley zawarli swego rodzaju sojusz. Dla dobra wszystkich, a szczególnie Brandie, zaprzestali swoich typowych kłótni. Wszystko miało być idealne, jednak Knight wciąż z ogromną niechęcią opuszczała swoją sypialnie. Chyba, że działo się to siłą.
Nadeszła kolejna sobota, a co za tym idzie - czas spędzony w świetlicy. Przyjaciele Knight bardzo starali się dbać o jej dobre samopoczucie. Bardzo nie chcieli, żeby dziewczyna całymi dniami gniła we własnym pokoju. Weekend oznaczał, że nauczycieli prawie nie spotyka się na korytarzu. Był to czas ich długich zebrań, wyjazdów i tym podobnych czynności. Dlatego też Brandie nie musiała obawiać się napotkania ich na swojej drodze. Mimo to nie miała najmniejszej ochoty na spędzanie swojego czasu wolnego w świetlicy. O wiele bardziej wolała ciepło własnego łóżka. Dlatego też wyciągnięta została siłą.
W pomieszczeniu rozległo się pukanie, po którym do środka wkroczył pewien wysoki blondyn. Rozejrzał się po sypialni w poszukiwaniu Knight, zakopanej w tamtym momencie pod kołdrą.
- Brandie - odezwał się, zamykając za sobą drzwi i podchodząc bliżej łóżka. Brak odpowiedzi sprawił, że chłopak postanowił zastosować inny sposób. - Nie ma jej? - powiedział jakby do siebie, rzeczywiście bawiąc się jak z małym dzieckiem. - Trudno, poczekam - mruknął starając się powstrzymać uśmiech.
Po wypowiedzeniu owych słów, usiadł prosto na ukrytej dziewczynie. Spod kołdry dało się słyszeć bardzo stłumiony śmiech, a po chwili ciężki oddech.
- Dusisz mnie, człowieku - Brandie odkryła swoją potarganą głowę i odetchnęła głęboko, w tej samej chwili z całych sił odpychając od siebie Ivana.
- Czyli jednak jesteś? - zapytał dość rozbawiony Lenox, rzeczywiście zaprzestając torturom.
- Jestem - wymruczała zmarnowana szatynka, robiąc mu miejsce obok siebie, również aby zapobiec kolejnej takiej sytuacji.
- I widocznie nic nie robisz - uznał bacznie obserwujący ją blondyn.
- Bardzo dzisiaj jestem zajęta, sorki... - Knight uśmiechnęła się jakby smutno.
Ivan mruknął jedynie w odpowiedzi, podnosząc się na równe nogi. Wydawało się jakby ruszał już do wyjścia, powoli stawiając kroki. Zatrzymał się jednak przy krańcu łóżka, zerkając jeszcze na dziewczynę przez ramię i ściągając z niej cieplutką kołdrę. Z ust dziewczyny wydobył się dość głośny pisk, a jej przykrycie wylądowało na ziemi. Lenox wybuchł wręcz śmiechem.
- Rusz się młoda... - wymruczał obserwując skuloną postać Brandie.
- Jak mogłeś - zapłakała cicho, spoglądając w jego stronę spod zmarszczonych brwi.
- Brandie, idziemy - dodał bardziej stanowczo. - Nie pozwolę ci przeleżeć całego dnia - pokręcił głową, potwierdzając swoje słowa.
- Nigdzie z tobą nie idę - odpowiedziała równie poważnym tonem.
- Jak chcesz - Lenox westchnął, ponownie ruszając w stronę dziewczyny.
Nawet na moment się nie wahając, uniósł ją do góry jak niemowlę. Szatynka zaśmiała się cicho z tej niepoważnej sceny. Niczemu już nie zaprzeczała, opierając głowę o ramię blondyna i przymykając oczy.
CZYTASZ
Czas na nas
Science-FictionNorth Beach Academy to elitarna szkoła dla oryginalnych uczniów. Nie chodzą tu wielkie umysły, dzieci polityków czy celebrytów, a młodzież z nadprzyrodzonymi zdolnościami. Ostatnią uczennicą przybyłą do szkoły jest Brandie Knight - sensacja, która n...