jimin&jeongguk : 15 lat
Jeongguk musiał wyglądać śmiesznie, przemierzając uliczki ich miasteczka w eleganckim garniturze i kwiatami w rękach. Te miały być dla Lisy, chciał przed nią wypaść dobrze, ale ostatecznie podjął decyzję, że rzuca plan pójścia na bal, zamieniając go na grę w konsolę z przyjacielem. Sam do końca nie wiedział, dlaczego to robi? Czekał na ten bal od bardzo dawna, a jeszcze dłużej starał się zaprosić na niego Lisę. A kiedy wreszcie mu się to udało, jak ostatni idiota wszystko porzucił dla Parka, pisząc dziewczynie, że dostał ostrych skrętów żołądka i nie może się dzisiaj pojawić. Czuł, że jutro na jego policzku zostanie czerwony ślad, kiedy wystawiona dziewczyna będzie chciała się zemścić. Ale czego nie robi się dla przyjaźni.
— Twoi rodzice są w domu? — zapytał Jeongguk, stojąc już w wejściu do mieszkania niższego. Wyglądał niezbyt pięknie, ponieważ idąc drogą, zaliczył glebę, prosto do kałuży, w której kąpał się cały brud tego miasta. Ważne, że kwiaty nie ucierpiały, więc teraz wyciągnął je przed siebie, by Park je odebrał.
— Nie ma ich — odpowiedział zaskoczony oraz lekko skołowany Jimin, faktem, że jego przyjaciel faktycznie tutaj przyszedł i jeszcze wręcza mu jakieś kwiaty, samemu wyglądając jak pobojowisko. — To dla mnie? Czemu jesteś taki brudny?
— To super. Zrobimy sobie własny bal — odpowiedział radośnie Guk, ciesząc się, że chociaż jedna rzecz tego wieczoru idzie po jego myśli. — Miały być dla Lisy, ale teraz są dla Ciebie. Bierz je, bo zaraz je całe upaćkam tym brudem — mruknął już mniej zadowolony, wchodząc przez próg drzwi. — Biegłem do Ciebie i się wywaliłem do jakiejś kałuży — odpowiedział na ostatnie pytanie, niby to olewczo, a jednak. Na usta Chima wkradł się delikatny uśmiech na wieść, że Jeongguk biegł. Biegł do niego.
— Wejdź, w mojej szafie znajdziesz jakieś swoje ciuchy — niższy zaprosił go do środka, a na twarzy obu od razu pojawił się lekki uśmiech. — A to sobie wezmę — powiedział, odbierając już w tym momencie jego kwiaty. Nawet nie raził go tak bardzo fakt, że pierwotnie miały być dla dziewczyny. On je dostał, nie ona. Nie lubił jej. Nigdy nie lubił Lisy. Już od dziecka, kiedy ta obcałowywała poliki Jeona.
Później zapadła między nimi trochę krępująca cisza, kiedy szli do pokoju Jimina. Kook od razu po wejściu rzucił się do jego szafy i bez większego skrępowania zaczął rozbierać, aby założyć na siebie czyste ciuchy. Znali się od dziecka, kiedyś się nawet z sobą kąpali. Skrępowanie w tej sytuacji było minimalne. Park czuł je bardziej przez fakt, że Jeon porzucił dla niego bal i tak po prostu przyszedł. Chociaż jego wzrok trochę niekontrolowanie sam badał sylwetkę przyjaciela.
— Gdzie twoi rodzice trzymają alkohol? — zapytał ubrany już w swoje luźne dresy i ulubioną białą podkoszulkę Jeongguk.
— Alkohol? Po co ci alkohol? — zapytał zaskoczony Jimin, w końcu ruszając się z miejsca. Podszedł do okna, gdzie w wazonie trzymał już jedne kwiatuszki od rodziców. Dodał teraz po prostu owe róże.
— Jak to po co? Zabawimy się sami i zrobimy sobie bal. W barku go chyba mają, nie? — zapytał, szukając potwierdzenia w oczach przyjaciela, kiedy poprawiał jeszcze na sobie szybko koszulkę.
— W barku... — mruknął niepewnie niższy chłopak. — Ale przecież my nie możemy jeszcze pić.
— Jeju, Jimin. I tak nikt się nie dowie. Nie bądź takim sztywniakiem. Idę po coś, a ty przynieść szklanki, czy coś — oznajmił Guk, wywracając przy tym oczami na zachowanie swojego wiecznie grzecznego przyjaciela.
— Nie jestem sztywniakiem! — wkurzony na określenie, jakim go nazwał, szybkim krokiem podszedł w stronę Guka, którego od razu złapał za nadgarstek i pociągnął w stronę salonu. Kook tylko zwycięsko się uśmiechnął.
Tam zabrali parę butelek, nawet nie do końca wiedząc, co czym jest. Wzięli po prostu to, co wyglądało ładnie i przyjemnie dla oka. Nie mieli zamiaru pić z gwinta, więc Jimin jeszcze przytargał dwie szklanki. Zanieśli wszystko do pokoju gospodarza, co zagrało jeszcze bardziej na niepewności Parka, ale starał się tego nie pokazywać.
Kook praktycznie od razu zaczął odkręcać trunki, aby je jakoś powąchać i po zapachu wywnioskować, który jest najlepszy. Wybrał ten, który miał w sobie nutkę karmelu. Oboje uwielbiali ten smak, więc miał nadzieję, że im podejdzie.
— Włącz konsole i dawaj coś do żarcia — polecił Guk, wyrywając Parka z zamyślenia. Ten tylko spojrzał na przyjaciela, nie chcąc jeszcze zaczynać ich wspólnego wieczoru, póki nie dostanie odpowiedzi na swoje pytanie. Cisnęło mu się na usta od początku.
— Dlaczego, Jeon? — zapytał, mrużąc oczy na swojego przyjaciela. To wszystko wydało mu się dziwne. Jungkook tak się ekscytował tym balem, a teraz tak po prostu tu przychodzi i zachowuje się, jakby nieobecność na balu go cieszyła, a przynajmniej nie obchodziła.
— Co "dlaczego"? — odpowiedział pytaniem na pytanie Jungo, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi jego przyjacielowi. Nalewał w tym samym czasie trunku do szklanki. Swojej i Jimina.
— Dlaczego tu przyszedłeś? Przecież cieszyłeś się, że Lisa się zgodziła, nawet kupiłeś jej kwiaty i w ogóle... — sprostował swoje pytanie Min, będąc teraz trochę zmieszany jego treścią. Poczuł, jak mimowolnie się rumieni, a w końcu jeszcze nie wypili ani łyka.
— A co mam sobie iść? — zażartował Jeon, zabierając szklanki do rąk oraz podchodząc z nimi do Parka. Podał mu jedną, kontynuując swoją wypowiedź. — Pamiętasz, jak sobie obiecaliśmy, że będziemy zawsze razem? No to jesteśmy. Nie będę bawił się na balu, kiedy mój przyjaciel siedzi sam w domu i płacze w poduszkę — odpowiedział już potulniejszym głosem, składając na czole blondyna długiego, słodkiego buziaka.
CZYTASZ
CARMELOVE┊ᴊɪᴍɪɴ x ᴊᴜɴɢᴋᴏᴏᴋ
Fanfic⌞Historia o dwóch sąsiadach, którzy byli sobie pisani w gwiazdach.⌝ Jungkook był głupi, Jimin był dzieciakiem, a ich historia zrodziła się z dziecięcej głupoty. Urodzeni tego samego dnia, w tym samym szpitalu, sala obok sali. Dzieliła ich jedynie dw...