jimin&jeongguk : 25 lat
Deszcz obijał się o szybę, przy której siedział rozstrzępiony Jimin. W zmarzniętych dłoniach trzymał świeżo zaparzone zioła, mające kojące podziałać na jego rozchwiane nerwy. Czasem zaciągał się zapachem wywaru, który był ledwo wyczuwalny przez katar. Tyle płakał, że jego nosek został całkowicie zatkany. Siorbał ciągle, aby obleśne, ale jakże naturalne w tym wypadku, smarki nie zaczęły spływać mu po buzi. Ocierał buźkę rękawem bluzy, która była już mieszanką wszystkiego: smarków, łez i zmazanego podkładu. Park czasem go nakładał, gdy zmęczenie na twarzy było już zdecydowanie zbyt widoczne.
W ostatnich czasach mężczyzna mało spał czy odpoczywał. Czas spędzał głównie w pracy, a kiedy tylko męcząca zmiana dobiegła końca, inne obowiązki dawały o sobie znać. Od zrobienia zakupów, po pomoc rodzicom czy opieka nad synami przyjaciółki. To ostanie zjadało wiele czasu. Park nawet nie wiedział, kiedy pozwolił się tak wciągnąć? Został wujkiem na pełen etat.
Dzieci to nie hobby, rozrywka czy zabawka. Opieka nad nimi to ciągły obowiązek, a Jimin popełnił jeden, znaczący błąd. Pozwolił, aby Tao i Kwang mu zaufali oraz oddali w jego nieodpowiedzialne ręce swoje malutkie serduszka. Nie raz zasypiały, otoczone przez ramiona Parka, który cicho śpiewał im kołysanki. Powierzyły swoje sekrety oraz łezki, kiedy wielki świat przerastał ich chłonące wszystko umysły. Te więzi były mocne.
Oczywiście, że czasem bywał zmęczony. Często marzył, aby po ciężkim dniu w pracy zasnąć na co najmniej tydzień. Ale wtedy zawsze przed oczyma te niewinne dzieciaki. Kwanga, któremu trzeba pomóc w lekcjach oraz Tao, który zawsze najszybciej usypiał bujany przez jego ramiona. Park myślał, jakby się czuł na ich miejscu? Zawiedziony, że jego "ulubiony wujek" tym razem nie znalazł dla niego czasu? Dziecięca psychika jest bardzo krucha.
Podczas tego dramatu to właśnie dzieciaki ucierpią najbardziej. Niczego nieświadome, niewinne i całkowite czyste. One tylko cieszyły się, że w końcu mają kogoś na kształt taty. Nazywały Jimina wujkiem, ponieważ tak kazali dorośli, ale odbierały zawsze to inaczej. W końcu patrząc na inne dzieci, widzieli mamę i tatę. Ojciec, który w opowieściach rówieśników Kwanga zawsze był pomocny, kochający oraz osłaniającym przed złem człowiekiem. Dla nich właśnie taki był Jimin.
Teraz byli trochę zagubieni. Krzyki, ucieczka, a następnie powrót z płaczem. Byli przerażeni, kiedy widzieli zapłakaną twarz Parka, która wyrażała jedynie ból oraz głęboki smutek. Jimin wrócił do Seeun.
Jungkook kazał mu wysiadać i przez najbliższe dni nie pokazywać się na oczy. Park wiedział, że w emocjach Jeon niezbyt myślał o noclegu partnera. Po prostu chciał zostać sam. O tej porze Jimin mógł nocować tylko u kobiety, z którą dodatkowo miał wiele do wyjaśnienia. Gdyby nie dzieciaki za ścianą, które teraz próbowały niespokojnie usnąć, dwudziestopięciolatek zrobiłby głośną awanturę. Teraz mógł jedynie szeptem pełnym jadu powiedzieć swojej przyjaciółce, jak bardzo zniszczyła jego związek.
"Nie będziemy razem. Kocham Jungkooka, rozumiesz? Traktuję Cię jak przyjaciółkę, proszę, nie niszcz tego."
Czy Seeun sobie cokolwiek z tego robiła? Nie bardzo. Uważała, że Jimin jest po prostu zagubiony i z pewnością to ona jest jego rozwiązaniem. Park wracając do kobiety, nieświadomie dał jej więcej nadziei. A on po prostu nie miał gdzie spać. Był zmęczony.
Jego psychika sprawnie go katowała, a myśli plątały w nieprzyjemny mętlik. Jednak nie potrafił zasnąć. Z góry zaznaczył, że śpi na kanapie, a rano znika stąd od razu, gdy wybije godzina, kiedy Jeon wychodzi do pracy. Kobieta ciągle go przepraszała, okazując tę fałszywą skruchę. Zioła, które w dłoniach dzierżył Jimin, sama zaparzyła.
Blondyn się pogubił. Nie wiedział już, czy Seeun chce mu pomóc, a może zaszkodzić? Pocałowała go, aby teraz się opiekować i szeptać, że związek z Jeonem wróci na odpowiednie tory. Wystarczyło, iż Jimin w płaczu wyznał jej parokrotną miłość do wyższego, a kobieta tak nagle odpuściła. Jakby SMSy nie istniały, a ich usta nigdy się nie posmakowały.
— Spróbuj się przespać, Jimin — delikatny głos wypełnił salon, kiedy Seeun dostrzegła, że Park ciągle ślęczy w oknie, wypatrując spojrzeniem deszczowy krajobraz miasta. — Od parztenia tam nic nie zmienisz — dodała, chcąc go jakkolwiek zachęcić.
Mężczyzna rzucił jej zbolałe oraz zmęczone spojrzenie. Kobieta nie wiedziała, że go krzywdzi. Dla niej Jimin lepiej będzie miał z nią. Uważała, iż ten proces zerwania jest wszystkim potrzeby, aby potem było dobrze.
— Chcę zostać sam — odpowiedział tylko zdartym przez płacz głosem.
Nie potrzebował teraz dyktowania Seeun. W jego myślach przewijała się tylko jedna osoba, której nie chciał w nich zostawiać, nawet na czas snu. Przypominał sobie wszystkie szczęśliwe momenty ich związku. Wzloty, upadki i te bardziej żenujące czy zabawne momenty. Zawsze byli razem. Od dziecka kroczyli ramie w ramię. Dlatego perspektywa zostania bez Kooka obok, Jimina niesamowicie przerażała. Jakby ktoś wyjął go z bezpieczniej bańki, w której ciągle żył.
Wiele rzeczy doceniamy dopiero po stracie. Park dopiero teraz dostrzegał te najmniejsze, a jednak ważne gesty. Jungkook zawsze pilnował, aby rówieśnik się wysypiał. Często robił dla nich śniadania. Ubrania Jimina były nienagannie czyste. Jeon zawsze pamiętał o tym, by zrobić najzwyklejsze pranie. To właśnie jego partner dbał, by uzupełniać zapas jego ulubionych, karmelowych płatków na śniadanie. Park często znajdywał w swojej torbie do pracy jakieś łakocie z krótkim liścikiem, gdzie Guk życzył mu miłego dnia. Zazwyczaj były to karmelowe ciastka.
Park przypominał sobie teraz ich smak. Wracał myślami do każdych wspólnych chwil, łaskotek i żenujących tekstów na podryw. To były miłe wspomnienia. Jednak u niego wywoływały teraz gorzkie łzy.
Jimin został sam. Trzymał w rękach telefon i przeglądał ich stare zdjęcia oraz filmiki. Wręcz wył z rozsadzającego go bólu, szepcząc jak mantrę tylko jedno słowo.
"Przepraszam."
CZYTASZ
CARMELOVE┊ᴊɪᴍɪɴ x ᴊᴜɴɢᴋᴏᴏᴋ
Fanfic⌞Historia o dwóch sąsiadach, którzy byli sobie pisani w gwiazdach.⌝ Jungkook był głupi, Jimin był dzieciakiem, a ich historia zrodziła się z dziecięcej głupoty. Urodzeni tego samego dnia, w tym samym szpitalu, sala obok sali. Dzieliła ich jedynie dw...