Rozdział 22

1.9K 102 6
                                    

Wściekła weszłam do pokoju wspólnego. Skierowałam się w stronę dormitorium. Zamiast spokojnie tam dojść oczywiście musiało się coś wydarzyć.

Idąc zahaczyłam nogą o coś, nie wiem o co. Już miałam uderzyć twarzą prosto o twardą podłogę kiedy ktoś mnie złapał.

- Nie wiedziałem, że podłoga aż tak cię przyciąga. - zakpił a jego gang zaczął się śmiać.
- Daruj sobie. - wycedziłam i zdjęłam jego rękę z mojego ramienia kiedy stałam już w pionie.
- Ooo widzę, że Wilsonek nie ma humoru? - uśmiechnął się złośliwie.

Olałam jego zaczepki i szybszym już krokiem ruszyłam do swojego dormitorium. Na całe szczęście, nikogo w nim nie było.

Trzasnęłam drzwiami i tupnęłam głośno nogom. Dlaczego on jest taki głupi? Zazdrości, czy co? Przecież on ma chociaż mamę a ja nie mam nikogo, a jak już mam taką szansę to zrobiłby wszystko bym dalej była samotna i pogrążona w smutku. Jak ja mogłam się z nim przyjaźnić?...

Usiadłam przy biurku i wyjęłam kolejną rolkę pergaminu. Mniej więcej pamiętam, co napisałam na tamtym liście, który podarł Oscar, zdecydowanie ułatwiło mi to napisanie "kopii". Oczywiście, dodałam parę rzeczy od siebie, których nie napisałam na tamtym. Chyba nawet lepiej wyszedł niż tamten pierwszy.

Starannie złożyłam pergamin w kwadrat i włożyłam do nowej, czystej koperty. Zakleiłam ją odpowiednio, by nic nie wypadło po czym ponownie chwyciłam za pióro. Na białej kopercie napisałam wyraźnie "Tobiasz Wilson".

Już trochę uspokoiłam swoje emocje, byłam z siebie bardzo zadowolona. Rzadko piszę listy a właściwie to ostatni wysłałam zanim przyjechałam do Hogwartu.

Mieszkałam jeszcze wtedy ze swoją mamą w małym miasteczku. Nie lubiłam okolicy ani tego miasteczka. Zawsze było w nim cicho i wydawało się być pozbawione życia. Mama powiedziała, że musimy wysłać list do jednego pana. Powiedziała też, że mam narysować dla niego śliczny rysunek. Oczywiście, gdy wtedy jeszcze uwielbiałam rysować, narysowałam siebie z mamą patrzące z uśmiechem przez okno na tatę, który ścieżką wraca do nas. Mówiła zawsze, że tata wyjechał ale kiedyś wróci. Każdego dnia czekałam aż do nas przyjedzie.

Do teraz się tak nie stało.

Podobnie jak swój dzisiejszy list, złożyłam rysunek w płaski kwadrat i podałam mamie. Ona włożyła go do koperty wraz z jeszcze innym pergaminem, który prawdopodobnie ona napisała. Na kopercie napisała czyjeś nazwisko i podała naszej sowie a ta z kopertą w dziobie wyleciała przez największe okno w całym mieszkaniu.

Przetarłam oczy aby powstrzymać pojedyncze łezki tęsknoty za tamtymi czasami. Teraz jestem tak samo szczęśliwa jak wtedy. Mam przy sobie ważne dla siebie osoby ale oprócz nich nie mam nic więcej. W tej kwestii nic się nie zmieniło.

Wyszłam z dormitorium i ponownie skierowałam się w stronę sowiarnii zastanawiając się, czy Oscar nadal tam stoi lub patroluje wejścia by mi przeszkodzić.

Gang Malfoya chyba mnie nie zauważył. W sumie to bardzo dobrze, nie mam ochoty teraz na sprzeczki z kimkolwiek oprócz Oscara.

Gdy wyszłam poza mury zamku czekało mnie jeszcze pół kilometra aby dotrzeć na miejsce. Na szczęście nie spotkałam nikogo znajomego.

Stanęłam na środku i zawołałam sowę Rose.

- Iskra! - krzyknęłam imię ptaka, który po chwili usiadł na mojej ręce.

Podałam kopertę sowie a ona odleciała z nią jak Atun.

Nobody's daughterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz