Rozdział 26

2K 93 17
                                    

- Co ty robisz?! - usłyszałam za sobą głos Rose, która właśnie weszła do pokoju.

Nie odpowiedziałam jej, bo wiedziałam, że i tak mi na to nie pozwoli. Nie pozwoli mi stąd wyjechać na dobre.

- Emma, przestań! - krzyknęła i odtrąciła mnie od spakowanej walizki - Przestań, to że stąd wyjedziesz nic ci nie da. Nie masz gdzie mieszkać i nie masz pieniędzy.
- Nie będę oglądać jego fałszywej twarzy. - warknęłam.
- To po prostu nie chodź na lekcje. - powiedziała jakby było to oczywiste.
- Tak, łatwo ci mówić. Będę miała same okropne oceny, pójdę do Dumbledore'a, wywalą mnie z Hogwartu i i tak mnie tu nie będzie.
- Przestań tak mówić, nikt cię nie wyrzuci.

Spojrzałam na nią a łzy same mi napłynęły do oczu. Rose podeszła bliżej i mnie objęła. Jej bluzka była już trochę mokra.

- Emma? - przerwała ciszę po jakiejś minucie - Może po prostu z nim porozmawiaj. Na spokojnie. Mu na pewno też nie jest dobrze z tym, że ci nie powiedział i oboje macie sobie dużo do wyjaśnienia.

Uniosłam głowę i wpatrywałam się w swoją przyjaciółkę. A może to dobry pomysł..?

Pokiwałam głowę popierając jej pomysł. Ona się zaśmiała i otarła łzy spływające po moich policzkach. Również się do niej uśmiechnęłam. Nikt jej nigdy nie zastąpi.

***

Szłam korytarzem na obiad. Niestety sama, Rose poszła do wielkiej sali już wcześniej razem z Blaisem, Draco poszedł chyba z nimi a Oscar wciąż ze mną nie rozmawia. Albo ja z nim. W sumie, to on zawinił więc powinien odezwać się pierwszy. Ale dobra, nieważne, potem to wyjaśnimy. Teraz jestem głodna jak wilk.

Już nie mogłam się doczekać aż dotrę na miejsce. Zaczynałam powoli żałować, że Hogwart jest taki ogromny. Ale mimo tego, nie wyobrażam sobie uczyć się w mniejszej lub całkiem innej szkole. Ta ma taką atmosferę, niekoniecznie najlepszą w ostatnim czasie ale i tak taką charakterystyczną.

Kiedy weszłam po schodach by znaleźć się wyżej niż lochy, czekała mnie jeszcze droga o długości pięciuset metrów. Jeju, komu się chciało budować ten zamek...

Kiedy znów szłam długim korytarzem na przeciwko mnie szybkim krokiem szedł Snape. Profesor Snape? Tata...?
Patrzył na mnie jakoś dziwnie, z takimi pretensjami. W końcu gdy znalazł się tuż obok mnie złapał mnie za ramię a ja natychmiastowo się zatrzymałam.

- Wilson, wciąż nie otrzymałem eliksiru, którego robiłaś w grupie razem z Malfoyem i Carterem. - powiedział swoim typowym głosem.
- Serio masz zamiar udawać, że wszystko jest tak jak dawniej? A ja myślałam, że to ze mną jest coś nie tak. - powiedziałam mając uniesioną jedną brew.
- Wilson, wyrażaj się. - odparł jeszcze poważniej.
- Oczywiście, tato. - podkreśliłam drugie słowo a cała złość, która się w nim gotowała nagle znikła.
- Musimy porozmawiać. - powiedział, tym razem łagodniej.

Bez słowa ruszyłam za nim. Zamierzał w stronę swojej sali.

O nie, już się cieszyłam, że za parę minut zjem pyszny obiadek a teraz na głoda będę bawiła się w poważne rozmowy.

Oczywiście żartuję, już nie mogę się doczekać aż wszystko mi wyjaśni.

——————————
tak, ja też zapomniałam o tej pracy w grupach i tym eliksirem sprzed dwudziestu rozdziałów

Nobody's daughterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz