I

5.5K 170 40
                                    

Patrzyłam przez okno. Przyglądałam się spokojnym ulicą. Miasto tętniło życiem. Widziałam śpieszących się ludzi. Myślałam o tym, że każdy z nich ma rodziny, ma jakieś zadanie do wykonania. Ma jakieś cele i marzenia, które pragnie spełnić. Otaczają go ludzie, których kocha i którzy kochają jego. Każda z tych osób jest potrzebna, by wykonać jakieś zadanie. Niekiedy z pozoru błahe i mało potrzebne, ale jednak ktoś je wykonać musi. Każdemu z tych ludzi dni płyną na robieniu czegoś dla kogoś, może czasem dla siebie. Jednym słowem ci ludzie są potrzebni. Mają jakieś cele w życiu. Ich życie ma sens i cel.

W trakcie, kiedy moje jest po prostu bez sensu. Siedzę od przeszło miesiąca w mieszkaniu i czekam łaskawie aż ktoś da mi jakieś zadanie do wykonania. Nie rozumiem po co tu jestem. Za jakie grzechy muszę tutaj być? Co ja mam ze sobą zrobić? Czułam, że nie mam żadnego celu. Nie miałam nikogo bliskiego, byłam sama. Pracy brak. Marzeń też nie miałam. W zasadzie to szybciej można wymienić co mam.

Lata temu miałam swoją misję. Miałam marzenia i cele. Osoby mi bliskie, za które byłam gotowa oddać życie. Teraz jednak nie mam nic. Wszystko zabrał mi czas. Marzenia spełniłam, ludzi straciłam tak samo jak cel. Czasem zastanawiam się, czy to dobrze, że spełniłam swoje marzenia. Może gdyby się nie spełniły, miałabym po co żyć? Dalej pragnęłabym je spełnić. Stanowiłyby one motywację, by rano wstać z łóżka.

Za utratę bliskich mogę winić tylko siebie, bo kogo by innego? Moje głupie, samolubne decyzję sprawiły, że jestem teraz sama. Z taką łatwością odsuwałam od siebie ludzi. Mówiłam sobie, że tak jest lepiej, że nie powinnam się przywiązywać. Ostatnie osoby, do których się przywiązałam nie żyją.

Kiedy skończyła się wojna, ja utraciłam cel. Bo jedyny, jaki w życiu miałam to właśnie zakończenie wojny. Udało się. Tylko co zawodowy żołnierz ma robić bez wojny?

Usłyszałam pukanie do drzwi, które przerwało moje rozmyślania. Usłyszałam, jak ktoś wchodzi do domu.

- Witaj Madeline, jak się dzisiaj miewasz?

- Przecież wiesz, że jak zawsze.

- Rany, czy tobie kiedyś przejdzie ta depresja?

- Skąd mam to wiedzieć.

- Wybudziłaś się miesiąc temu może czas na spotkanie ze starymi znajomymi.

- Nie Tony, to nie jest dobry pomysł.

- Jak nie chcesz, nie zmuszam, ale powinnaś coś ze sobą zrobić. Ta bezczynność ci nie służy.

- Ta, powiedz to Fury'emu. Po co on w ogóle kazał mnie obudzić?

- Może stwierdził, że siedemdziesiąt lat snu ci wystarczy.

- Przecież powiedziałam jasno, że mają mnie budzić tylko w ważnych sprawach.

- Uwierz mi, jeśli dyrektor kazał cię obudzić, to znaczy, że miał dobry powód.

- Oby tak było.

- Możesz mi wierzyć, gdybyś nie była potrzebna to nie zawracałby sobie tobą głowy.

- Więc czemu od miesiąca siedzę tutaj?

- Co by nie mówić siedemdziesiąt lat to kawał czasu. Musisz się oswoić z nowymi czasami.

- I po to mnie budził, żebym nauczyła się korzystać z internetu?

- Nie gadaj głupot. Nick to wariat, ale całkiem ogarnięty. Wie, co robi.

- Dla jego dobra, oby tak było.

- No już spokojnie, zamiast czekać aż dyrektor coś ci zleci, może zacznij gdzieś pracować?

- Ta już widzę jak pracodawcy, zabijają się o mnie.

- No przyznaje najatrakcyjniejsza do zatrudnienia, to ty nie jesteś, ale nie tacy ludzie pracę dostają. Poza tym jestem pewien, że w wojsku tobą nie pogardzą.

- No tak, bo przecież zgodnie z powszechną historią byłam osobistą służbą wyjącego komandosa.

- Być może, ale według historii wojska jesteś pierwszym człowiekiem z serum super żołnierza. Dzielnie walczyłaś na froncie, a wielu facetów może tylko pomarzyć o twoim honorze i odwadze.

- Mówisz jak Steve.

- Ej, ja tu próbuje być miły, możesz mnie nie obrażać.

- No tak wybacz. - Kąciki moich ust powędrowały ku górze.

- No, ale wracając. Mój ojciec wtedy wybrał ciebie do eksperymentu. To znaczy, że coś w sobie miałaś.

- No tak, miałam, podkreślając formę przeszłą. Czego ja ich mogę nauczyć? Co ja mogę wnieść do wojska? To już nie te czasy.

- Rany, tata miał rację, jesteś strasznie uparta.

- No wiesz, gdyby nie to, nie znalazłabym miejsca w amerykańskiej armii za czasów wojny.

- I widzisz, jeśli poradziłaś sobie wtedy, to i teraz sobie poradzisz.

- Obawiam się, że wojsko to już nie moje miejsce.

- No dobra, ale na wojsku świat się nie kończy, wiesz.

- Tak, problem w tym, że ja nic innego nie potrafię jak kopanie Hydrze tyłka.

- Czyli pozostaje Ci czekać na ofertę Nicka. No cóż, przynajmniej zdajesz sobie sprawę z tego, że świat się zmienił, nie to co Steve.

- Co u niego?

- Od kiedy rząd go nie ściga i wrócił do wieży, całkiem nieźle. A co do twojego bezrękiego brata to radzi sobie. Chodzi na terapię i chyba już z nim lepiej, chociaż ciężko stwierdzić przez ten brak emocji. No i fakt, że z mało kim na razie rozmawia też średnio pomaga. Chociaż muszę przyznać, że i tak już jest bardziej rozmowny niż na początku.

- To już nie ten sam człowiek co kiedyś.

- Kapitan też się zmienił i ty też. Wszyscy się zmieniają.

- I nic na to nie możemy poradzić. Jaką ja mam w ogóle pewność, że on mnie pamięta?

- Mrożonka mu ostatnio o tobie opowiadał. Z reguły najwięcej mówią o tobie, Peggy, moim ojcu i członkach pierwszej drużyny kapitana. A jeśli to cię pocieszy, to oni naprawdę miło cię wspominają.

- Oni byli gotowi oddać życie za ten świat, a ja się od niego odwróciłam.

- Nie pieprz głupot. Kiedy była wojna nie siedziałaś w domu jak inne kobiety. Ty poszłaś na wojnę i byłaś tam do samego końca. To, że po wojnie potrzebowałaś odpoczynku to nic złego.

- Łoł, ten związek z Pepper ci służy.

- Wiem, chyba ktoś taki był mi po prostu potrzebny.

- Pamiętam jak Howard, ożenił się z Marią. To go naprawdę zmieniło.

- Może i tak, ale w dobrego ojca go to nie zmieniło.

- Kochał cię, mimo że nie umiał ci tego okazać.

- Możliwe. Dobra dosyć tego gadania jadę do firmy, a ty znajdź sobie coś do roboty.

- Zgoda. To może nie jest zły pomysł.

- Oczywiście, że nie - mówi, po czym wychodzi.

Cieszę się, że Steve'owi udało się rozwiązać problem z rządem. No i, że pomógł Bucky'emu. Mam jednak wyrzuty sumienia, że nie mogłam wtedy pomóc. Nie wiem, czy dobrym rozwiązaniem jest się obwiniać. To i tak nic nie zmieni. Poza tym ja jeszcze do niedawna byłam pewna, że oni nie żyją. Tylko czy mogę w ten sposób usprawiedliwiać swoją nieobecność. W końcu, gdybym nie podjęła takiej decyzji, jaką podjęłam, dowiedziałabym się wraz z całym światem. No, ale nie, przecież najlepszym rozwiązaniem wszystkich problemów jest zamrożenie się na siedemdziesiąt lat.

Tyle rzeczy mogło wyglądać inaczej gdyby nie ta jedna decyzja. Przecież sama zawsze mawiałam, że ucieczka nie jest rozwiązaniem. Jaka ja jestem głupia.

Nie no, dosyć takiego obwiniania się. To nic nie zmieni. Tony ma rację, muszę wreszcie coś ze sobą zrobić, bo oszaleję. Tylko co? Miejmy nadzieję, że Fury ma jakieś plany wobec mnie i, że już niedługo wdroży je w życie.

Begin ・ Black PantherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz