Wraz z królem odwiedzamy dziś plemię wojowników. Postanowiłam zostać na Wakańdzie dłużej. Nie ma potrzeby, abym wracała do Ameryki. Moja nieobecność jest nie odczuwalna więc nie widzę przeszkód, aby zostać jeszcze na trochę. Poza tym Shuri chciała zrobić jeszcze parę badań.
No i jak mam być szczera podoba mi się tutaj. Tak po prostu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułam się gdzieś jak w domu. A tutaj tak właśnie się czuje. Może to i dziwne zwarzywszy na to, że czysto teoretycznie w ogóle tutaj nie pasuje. Jednak tak jest, a ja nie zamierzam temu zaprzeczać czy z tym walczyć.
- Madeline podejdziesz tutaj na chwilę?
Spytał T'challa stojąc obok pokaźnej zagrody. Ja nie widząc przeciwwskazań, podeszłam do niego. Spojrzałam na wybieg. Znajdował się na nim sporych rozmiarów nosorożec. Nawet nie próbowałam ukryć zdziwienia. W życiu nie widziałam nosorożca na żywo.
- Robi wrażenie nieprawdaż?
Spytał ciemnooki. Ja jedynie pokiwałam głową, cały czas bacznie obserwując zwierzę. Naglę ktoś, złąpał mnie za dłoń. Od razu się spięłam.
- Spokojnie przecież cię jej nie pozbawię.
Powiedział rozbawiony T'challa. Moje reakcja rzeczywiście była trochę przesadzona, a ja zdaje sobie z tego doskonale sprawę. Jednak ja tego nie kontroluje. Poza tym nie przypuszczałam, że król Wakandy tak nagle bez ostrzeżenia złapie mnie za rękę.
- Nie mogę być tego pewna.
Odpowiedziałam żartobliwie. Nie chcę, aby odebrał moją reakcję jako oznakę nieufności. Dlatego postanowiłam obrócić to w żart.
On uśmiechnął się do mnie. Nasze spojrzenia spotkały się. Przyciągnął mnie lekko do siebie. Złapał moją rękę nico mocniej i położył ją na rogu zwierzęcia. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zaczęłam głaskać zwierzę. Pewnie wyglądam jak mała dziewczynka, ale kto by się tym przejmował.
- Cudowne zwierzę.
Spojrzałam na ciemnoskórego. On przyglądał mi się uważnie. Widać wyraźnie ma uciechę z oglądanie mnie w tym stanie.
Bransoletka na jego nadgarstku zaczęła dzwonić. On niemal od razu odebrał połączenie.
- Hej siostra.
- Witaj bracie. Możecie przyjść z Maddie do laboratorium? Chcę z wami omówić, co ustaliłam.
- Pewnie zaraz będziemy.
Rozłączył się, a ja odeszłam od wybiegu. Razem ruszyliśmy w stronę laboratorium.
Weszliśmy do środka. Shuri już na nas czekała. Jest ewidentnie niepocieszona.
- To, co takiego odkryłaś?
- Chyba nie uda mi się odtworzyć serum. Stało się ono częścią twojego kodu genetycznego, przez co trudno będzie mi poznać jego dokładny skład. Niestety to stara i skomplikowana receptura.
Powiedziała zdenerwowana. Na tyle na ile poznałam młodą księżniczkę, mogę stwierdzić, że jest na siebie zła. Shuri to osoba, która nienawidzi zawodzić. A wszelkie niepowodzenia są jak najgorsza kara.
- Jeśli komuś się to uda to tylko tobie. Jesteś najmądrzejszą osobą, jaką znam, nie poddawaj się tak od razu.
Starałam się podnieść Shuri na duchu. Jednak nie znam się na nauce. Nie wiem, na jakiej podstawie serum działa. Więc jedyne co mogę zrobić to ją pocieszyć.
- Oczywiście, że nie podam się tak łatwo. Chcę wam tylko powiedzieć, że szanse są marne.
- Jasne. Próbuję dalej.
CZYTASZ
Begin ・ Black Panther
Fanfiction❝Wysyłasz mnie do najlepiej rozwiniętego technologicznie państwa świata i liczysz, że to skończy się dobrze?❞ Madeline Barnes była tchórzem i chociaż nigdy głośno tego nie powiedziała, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. W końcu to właśnie lęk pc...