Od oświadczyn minęło pięć lat. T'challa oświadczył mi się tak by, nikt nie zarzucił mi, że jestem zwykłym darmozjadem, który bezprawnie przebywa w pałacu. Oczywiście i tacy ludzie się znaleźli, jednak na to nic nie poradzimy. Zwłaszcza na niezadowolenie rady. Pogodziłam się już z faktem, że nigdy mnie nie zaakceptują. Wielu ludzi od zawsze nie akceptowało moich wyborów. Uważało, że jestem w niewłaściwym miejscu i nie zasłużyłam na swoją pozycję. Ta garstka naprawdę nie robiła mi różnicy.
Przez ostatnie pięć lat zdarzyło się naprawdę wiele. Na stałe wprowadziła się do pałacu. Wraz z T'challą walczyłam i broniła Wakandy u jego boku. No i oczywiście nauczyłam się języka rodzimego Wakandy. Przyswoiłam ich zwyczaje i kulturę. I powiem szczerze, że nadal nie umiem wyjść z podziwu. To miejsce jest tak piękne i inny. Mimo tych pięciu lat nadal mnie zaskakuje i już pewnie nigdy nie przestanie. To miejsce dało mi nowy początek. Ten, którego tak pragnęłam. Mimo że nie wszyscy mnie akceptowali to znalazłam wielu ludzi, których dzisiaj nazywam swoimi przyjaciółmi. Nie zawsze jednak było idealnie.
Przez pięć lat poznawałam T'challe a on mnie. Przeszliśmy wiele trudnych chwil. Nie raz zrywaliśmy zaręczyny niczym zrywająca ze sobą para. Nie policzę ile razy, przymierzałam się do powrotu do Ameryki. Ostatecznie jednak zawsze wracaliśmy do siebie. Wyszło na to, że ci wszyscy ludzie, którzy powtarzali nam, że do siebie pasujemy, mieli rację.
W dalszym ciągu nie widzę siebie jako królowej. Jednak staram się zrobić wszystko by być w tym jak najlepsza. Nie zamierzam migać się od obowiązków i odpowiedzialności. Już za długo to robiłam.
Moje rozmyślania na temat tych cudownych kilku lat przerwała Shuri. Spojrzałam na nią pytająco, by powtórzyła pytanie.
- Widzę, że się stresujesz. - stwierdziła, lekko się śmiejąc. - Pytałam, czy jesteś gotowa.
Ostatni raz spojrzałam w lustro. Miałam na sobie białą sukienkę z obcisłą koronkową górą z dekltem w kształcie litery v. Spódnica była wykonana z tiulu i delikatnie rozchodziła się na boki. Z przodu miała rozcięcie. Na ramionach miałam namalowane cętki. Dwa pasma moich włosów były upięte z tyłu, a reszta pozostała rozpuszczona. Makijaż miałam delikatny. Jedyne co mocno się w nim oznaczało, były kreśli nadające moim oczom jeszcze bardziej kociego kształtu. Stałam boso a na ramionach miałam branzolety podobne do tych u wojowniczek dory.
- Tak. - oświadczyłam, posyłając w jej stronę delikatny uśmiech.
Tak nareszcie nastał dzień ślubu. Nie powiem, stresowałam się i to nie na żarty. Zresztą nic w tym dziwnego. Dzisiaj zostanę żoną króla. Starałam się trzymać emocje na wodzy. Obiecałam sobie, że nie po płaczę się wcześniej niż po złożeniu przysięgi.
Ślub miał odbyć się na świętej ziemi. Nieopodal wodospadu, przy którym rozgrywały się walki o tron. Na dużej polanie w której okolicy rosło kilka drzew. Widok był naprawdę piękny. Można było z niej dostrzec góry i większość wakandyńskich wiosek.
Stanęłam w umówionym miejscu, gdzie już czekał na mnie Bucky. Uśmiechnęłam się do niego, co on odwzajemnił.
- Kusi mnie, by powiedzieć, a nie mówiłem. - oświadczył biorąc mnie pod rękę.
- Błagam, nie psuj tej chwili. - westchnęłam cicho rozbawiona. - I tak mówiłeś. No i jak zawsze miałeś rację.
- Jednak znam swoją młodszą siostrzyczkę. - oświadczył, uśmiechając się od ucha do ucha. - Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham Bucky. - przytuliłam go mocno, co ten odwzajemnił.
- Gotowa by stać się żoną króla.
CZYTASZ
Begin ・ Black Panther
Fanfiction❝Wysyłasz mnie do najlepiej rozwiniętego technologicznie państwa świata i liczysz, że to skończy się dobrze?❞ Madeline Barnes była tchórzem i chociaż nigdy głośno tego nie powiedziała, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. W końcu to właśnie lęk pc...