Spojrzałam przez okno w laboratorium. Dostrzegłam masę ludzi przygotowujących się do święta wielkiej Bast. Było dosyć głośno. Na twarzach Wakandyjczyków widniały uśmiechy. Święto bogini Bast jest ich najważniejszym dorocznym świętem. Jest ono przepełnione radością i miłością.- Vibranium wróciło na swoje miejsce.
Oznajmił T'challa podchodząc do mnie. Odwróciłam się w jego stronę, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Przykro mi, że odzyskaliście tak niewiele.
Podeszłam do niego nieco bliżej.
- Niby dlaczego? Każda nawet najmniejsza odzyskana ilość jest ważna. Vibranium jest tak potężne, że z niewielkiej ilości można stworzyć broń.
Podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. Cały czas uśmiechał się delikatnie.
- Więc dobrze, że je mamy.
Odwzajemniłam subtelny uśmiech. Czułam się nieco dziwnie. Serce biło mi szybciej a oddech stał się nierównomierny. Nie umiałam nazwać tego, co wtedy czułam.
- Cieszę się, że pomogłaś.
Położył dłoń na moim ramieniu. Początkowo się spięłam. Dopiero po chwili ponownie się rozluźniłam.
- Pewnie dalibyście sobie świetnie rady beze mnie.
Patrzyłam prosto w jego brązowe tęczówki.
- Nie lubię gdybań w stylu co by było, gdyby? Nie umiem cofnąć się w czasie i zmienić przeszłości. Wolę skupiać się na przyszłości.
- Cenna rada. Zapamiętam.
- Muszę już iść. Mamy kolejne zebranie.
Przez chwilę nic nie mówiłam, jedynie patrzyłam w jego oczy. Tęczówki tak ciemne, że niemal czarne. Dopiero po chwili dotarło do mnie to co powiedział.
- Rozumiem.
Odwrócił się w stronę wyjścia. Dopiero wtedy straciliśmy kontakt wzrokowy. Wzięłam głębszy wdech, chcąc uspokoić serce. Wyszłam z laboratorium. Chciałam wrócić do siebie i odpocząć. To był naprawdę długi i ciężki dzień.
Weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Zmęczenie dawało o sobie znać. Postanowiłam więc, że położę się na chwilę. Zamknęłam oczy. Już miałam zasnąć, kiedy nawiedził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Podniosłem się na łokciach i sprawdziłam wyświetlacz. Dzwonił Fury. Na mojej twarzy pojawił się grymas. Naprawdę nie miał, kiedy zadzwonić? Tyle tu siedzę i tak często umieram z nudów a on dzwoni akurat, kiedy chciałabym odpocząć. Wolne żarty. Odrzuciłam połączenie. Nie miałam siły w tym momencie z nim rozmawiać. Stwierdziłam, że oddzwonię później. Niestety Nick nie dawał za wygraną. Telefon nie milkł nawet na chwilę. W końcu postanowiłam dla świętego spokoju odebrać połączenie.
- Co ty odstawiasz Barnes?
Niemal od razu dopadł mnie niezadowolony głos dyrektora. Skrzywiłam się.
- To nie odebranie za pierwszym razem, to taki grzech?
Spytałam, z trudem powstrzymując złośliwe uwagi.
- Nie gadaj głupot. Chodzi o akcję w domu podziemiu. Co ci strzeliło do głowy, żeby się w to mieszać?!
Spytał poirytowany. Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić. Nie chciałam się kłócić.
- Powinieneś wiedzieć, że kto jak kto, ale ja akurat rzadko słucham rozkazów i często mieszam się w nieswoje sprawy.
Stwierdziłam zdenerwowana. Nick na pewno czytał moje akta. Powinien więc wiedzieć, na co się pisze, wysyłając mnie tutaj.
CZYTASZ
Begin ・ Black Panther
Fanfiction❝Wysyłasz mnie do najlepiej rozwiniętego technologicznie państwa świata i liczysz, że to skończy się dobrze?❞ Madeline Barnes była tchórzem i chociaż nigdy głośno tego nie powiedziała, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. W końcu to właśnie lęk pc...