XX

1.6K 84 54
                                    

Stałam na wajandyńskim lotnisku i wpatrywałam się w niebo jeszcze przez dłuższą chwilę po ich odlocie. Na mojej twarzy cały czas widniał uśmiech. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo tęskniłam. No i, że właśnie takiej szczerej rozmowy mi było trzeba. Teraz ze spokojem mogę stwierdzić, że udało mi się domknąć parę spraw z przeszłości. Może wreszcie udami mi się ruszyć dalej.

Po dłuższej chwili musiałam wracać. Za koło piętnaście minut miałam być u Shuri. No tak wielkim minusem posiadanie serum super żołnierza jest to, że bez przerwy ktoś chce cię badać. Ma nadzieję na odkrycie składu serum. Oczywiście nikomu się to jeszcze nie udało, ale zawsze warto próbować prawda.

Ruszyłam w kierunku laboratorium. Doskonale znałam drogę i podejrzewam, że mogłabym tan trafić z zamkniętymi oczami. Po drodze zauważyłam, że coś się zmieniło. Ludzie byli w jeszcze lepszych nastrojach niż zazwyczaj. Nie sądziłam, że to jest możliwe.

Kiedy w końcu dotarłam do laboratorium, również zauważyłam zmiany. Było puste. Oprócz młodej księżniczki nie było tam żywego ducha. Podeszłam bliżej ciemnoskórej a ta obdarzyła mnie uśmiechem, którego ja po prostu nie umiałam nie odwzajemnić.

- Ista emnandi, into enkulu - wypowiedziała radości w moim kierunku, a ja spojrzałam na nią pytająco. - Wesołego święta wielkiej Bast. - powtórzyła tym razem po angielsku.

Nagle mnie olśniło. Święto wielkiej Bast. T'challa mi o nim opowiadał i prosił, abym została przynajmniej do tego święta.

- Wesołego święta wielkiej Bast. - powiedziałam, uśmiechając się do księżniczki.

- Kiedyś nauczę cię naszego ojczystego języka. - oświadczyła z wielkim uśmiechem. - W końcu nie wypada, by królowa nie mówiła w języku swojego ludu. - złapała moją rękę i przetarła jeden punkt alkoholem.

- Nie jestem i nigdy nie będę waszą królową. - mimo że miałam już dosyć słuchania o związku swoim i króla nie umiałam się gniewać. W końcu pewnie powinnam założyć, że oni mówią to wszystko na żarty.

- No wiesz... - przerwała, by przenieść swój wzrok na moją twarz. - Mój brat zaprosił cię na święto wielkiej Bast. A pragnę cię poinformować, że jeszcze nikt z zewnątrz nie brał w nim udziału.

- Nie zaprosił. - zaprzeczył, starając się nie uśmiechać. - Tylko poprosił, abym do niego została. - poprawiłam ją, na co na jej twarzy pojawiło się zdziwienie.

- Niech ci będzie. - rzuciła szybko, wbijają mi igłę w rękę. - Z serum nadal nie ma postępów. Jak oni to zrobili w trakcie II wojny światowej? - spytała zdziwiona.

- Kiedy słyszę was, teraz kiedy tak narzekacie, że nic nie da się z tym zrobić, to też się dziwię. - ponownie się uśmiechnęłam.

- No cóż, może kiedyś. - Westchnęła ciężko.

- Shuri co jest? - spytałam, kiedy ta wyraźnie posmutniała.

- Dzisiaj będziemy świętować podarowanie nam mocy czarnej pantery przez boginię Bast. Miałam nadzieję, że uda mi się dzisiaj ogłosić, że jest szansa na kontynuowanie dziedzictwa. Jednak wychodzi na to, że nic z tego. - wytłumaczyła sprzątając stanowisko pracy.

- Nie musisz się aż tak śpieszyć. To nie jest praca na miesiące tylko na lata. - starałam się ją pocieszyć. Czułam jednak, że takimi banałami to ja nic nie wskóram.

- Tylko że ja nie ma tych lat. Nasz lud potrzebuje stabilizacji. Poczucia, że jeśli ich król zginie, ktoś da radę go zastąpić.

- Zawsze wydawało mi się, że wam niestraszne takie zdarzenia.

- Pozory bywają mylące. A teraz chodź, muszę iść się przygotować.

Szłyśmy razem przez korytarz. Shuri co jakiś czas zerkała na mnie. Dokładnie tak jakby chciała o coś zapytać, ale nie była pewna czy powinna.

- Dobra pytaj. Tylko już tak na mnie nie patrz. - powiedziałam w końcu, nie mogąc znieść dziwnych spojrzeć ciemnoskórej.

- Jak zamierzasz spędzić święto? - spytała, spoglądając na mnie.

- Pewnie w pokoju pakując swoje rzeczy. - Shuri spojrzał na mnie zdziwiona. - Za dwa dni wyjeżdżam. - wyjaśniła, odwracając od niej wzrok. - Miałam zostać do święta wielkiej Bast.

- Dziwne... Już przyzwyczaiłam się do twojej bladej twarzy. - księżniczka ponownie posmutniała.

- A ja do tego miejsca i tych ludzi. Będzie mi ciężko wrócić. - oświadczyła ponownie zerkając na swoją towarzyszkę.

- Więc czemu nie zostaniesz? - spytała, tak jakby nie umiała zrozumieć mojej decyzji.

- Bo nie mam tutaj czego szukać Shuri. Jestem tylko intruzem i wiem, że wajandyńczycy tak mnie, właśnie widzą.

- Nie prawda. Wajandyjczycy cię lubią... Ciebie nie da się nie lubić.

- To miłe, ale czuję, że tutaj nie pasuje. - obdarzyłam dziewczynę kolejnym uśmiechem. Ona jednak go nie odwzajemniła. Jedynie odwróciła wzrok.

Szłyśmi w milczeniu dłuższy czas. Sama nie wiedziałam, czy powinnam jeszcze coś mówić, czy może lepiej siedzieć już cicho. Naprawdę nie przypuszczałem, że mój wyjazd będzie aż tak przygnębiającym wydarzeniem dla młodej księżniczki.

W pewnym momencie Shuri się zatrzymała. Ja spojrzałam na nią pytająco. Jednak sama doczekała się odpowiedzi, kiedy poczułam, że na kogoś wpadam. Spojrzałam na tę osobę z zamiarem przeprosin jednak kiedy ją zobaczyłam, zamarłam.

T'challe i mnie dzielił zaledwie milimetry. Czułam jak, trzyma moje ramiona. Przeszedł mnie miły dreszcze. Niemal od razu spojrzałam prosto w jego ciemne tęczówki. Ze wstydem stwierdziłam, że brakowało mi jego oczu.

- Ciebie jednak nie trudno znaleźć. - rzucił żartobliwie, na co ja się zarumieniłam.

- Mój szósty zmysł powiedział mi, że mnie szukasz, tak więc jestem. - uśmiechnęłam się do niego próbując ukryć swoje zażenowanie.

- Ach, czyli teraz twoje zmysły są na mnie nastawione. - posłał mi uśmiecha, a ja jeszcze mocniej się zawstydziłam. - Szukałem cię, bo mam pytanie i zarazem wielką prośbę.

- Więc słucham. - powiedziałam, lekko się od niego odsuwając. Cały czas jednak starałam się trzymać z nim kontakt wzrokowy.

- Czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i udała się razem ze mną na święto wielkiej Bast?

W tym momencie mnie zatkało. Pewnie o to chodziło Shuri, kiedy mówiła o zaproszeniu. Za pewnie wiedziała, że chce to zrobić, ale nie wiedziała kiedy. Przez moment stałam jak wryta. Coś we mnie krzyczało tak i to bardzo głośno. Jednak co innego krzyczało nie. Zastanawiałam się, co powinnam odpowiedź. Przecież tak długo upierałam się, że nic nas nie łączy... Chwila to przecież nie znaczy, że coś nas łączy. T'challa pewnie po prostu nie ma z kim iść i nie chce, abym cały dzień siedziała w pokoju. To przecież nic takiego.

- Pójdę z tobą. - odpowiedziałam, nie umieją powstrzymać uśmiechu.

- To cudowne. A teraz idź razem z Shuri. Służba pomoże ci się przygotować.

Chciałam zaprotestować. Powiedzieć, że nie chce, aby ktoś mnie szykował. Jednak już nie zdążyłam. Shuri złapała moją dłoń i zaczęła prowadzić mnie w odpowiednim kierunku. Byłam w takim szoku, że nie umiałam zaprotestować.

Begin ・ Black PantherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz