Szłam przez park. W moim zamyśle miałam pobiegać no, ale nic z tego nie wyszło. Chciałam trochę potrenować i się rozruszać po siedemdziesięciu latach w lodzie. Jakby na to nie patrzyć to w końcu nawet nie oddychałam, więc warto by było się trochę poruszać. Jednak szybko mój bieg zmienił się w podziwianie nowego świata. W zasadzie to praktycznie nic nie było takie samo. Jednak, pomimo że świat ten ma swoje uroki, nie ukrywam, że tęsknię za tym, co było. Wychowałam się w świecie skrajnie różnym od tego no i ciężko mi się przestawić. Na domiar złego ostatnio wybrałam się do muzeum. Niby nic takiego, a jednak. Wspomnienie osób tak mi bliskich było ciężkie. Zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo tęsknię i jak mi ich brakuje. A w tym wszystkim najcięższe jest chyba to, że oni pewnie nawet o mnie nie myślą. Pewnie są przekonani, że przeminęłam a może nawet o mnie nie pamiętają? Tego nikt nie wie. Zapewnienia Tony'ego, że jest inaczej, wcale mnie nie uspokajają. Idąc przez park przypominałam sobie wszystko, co kiedyś mnie z nimi łączyło i jacy byli.
James nigdy nie lubił swojego imienia dlatego kazał tytułować się jako Bucky. Mój trzy lata starszy brat. Który mimo wszystko zawsze był przy mnie i nigdy mnie nie odtrącał. Od kiedy pamiętam, byliśmy nierozłączni. To on przedstawił mi Steve’a. Zawsze silny i niesamowicie odważny młody chłopak. Który bez wahania postanowił wstąpić do wojska i bronić tych którzy sami się nie obroną. Kiedy spadł w przepaść, byłam rozbita. Był mi bliski jak to brat. Nigdy nie zapomnę jego krzyku, który do dzisiaj słyszę w koszarach. A kiedy dowiedziałam się, co zrobiła mu Hydra byłam wściekła zresztą dalej jestem. Zamienili wspaniałego człowieka w maszynę do zabijania. Mam nadzieję, że teraz kiedy jest pod opieką Steve’a, jest już lepiej.
No właśnie Steve. Wspaniały człowiek, który braki fizyczne zawsze nadrabiał niezłomnym charakterem. Nigdy nie pragną poklasku, a jedynie walki za ojczyznę. Wspaniały artysta i człowiek. Tak dobrze pamiętam nasze rozmowy. Rozmawialiśmy o marzeniach. Łączyło nas wielkie marzenie o wstąpieniu do wojska. Steve wstrzymywał zły stan zdrowotny a mnie bycie kobietą. Jednak on nigdy się nie podał. Nikt nie wie, w ilu komisjach był. To właśnie jego upór dał mi siłę, by próbować. W sumie to lubię mówić, że to dzięki niemu mi się udało.
Pamiętam jak z Peggi, Howardem i paroma innymi osobami zakładaliśmy S.H.I.E.L.D. Logo pochodzi z nieco zmienionego szkicu Steve, który kiedyś znalazłam. A sama nazwa wzięła się od broni, którą nosi przy sobie do dzisiaj.
W głębi serca zawsze o nich pamiętam. To oni dają mi siłę. Oni są moim dowodem na to, że chcieć znaczy móc. I może już mnie nie pamiętają, ale ja zawsze pamiętam o nich.
Szłam dalej przez park. W sumie to nawet nie wiem, ile już przeszłam. No, ale był to raczej spory odcinek. W końcu postanowiłam, że może trochę pobiegam. Szybko przyśpieszyłam. Nie długo po rozpoczęciu biegu minęłam czarnoskórego mężczyznę, który chyba nie był tym zachwycony.
- No bez jaj!.
Usłyszałam za plecami głos oburzonego mężczyzny, na co delikatnie się zaśmiałam. Biegłam dalej. Nie obracałam się za siebie. Dopiero kiedy powtarzam kółko, dostrzegam tego samego mężczyznę siedzącego pod drzewem ledwo łapiącego oddech.
- Hej wszystko w porządku?- zapytałam.
- Tak jest super, jak widzisz.
- No i trzeba było mnie gonić?- zapytałam, jak wcześniej ze zmartwionym wyrazem twarzy, tak teraz z uśmiechem.
- Gdzie wy się uczucie tak biegać?
- W wojsku.
- Ja też byłem i jakoś tak nie umiem.
- Lotnictwo co?
- Ta zgaduje, że ty piechota co?
- Tak. - podałam mu rękę żeby pomóc mu wstać. - Madeline Allen
Podałam fałszywe nazwisko, żeby nie wzbudzać skojarzeń.
- Sam Wilson. - powiedział, łapiąc moją rękę.
- Czekaj a ty przypadkiem nie prowadzisz tych spotkań dla ludzi, którzy wracają z wojska? - pomagam mu wstać.
- Zgadza się. Byłaś kiedyś?
- Nie jakoś nie mogłam się zebrać.
- Jesteś młoda jak na wojskową.
- Zaciągnęłam się bardzo młodo.
- Co kobieta w tak młodym wieku robi w wojsku?- zapytał ciekawy
- Szukała chwały a jedyne co znalazła to traumy i zespół stresu pourazowego.
- Częste. Nikt nie mówi ludziom, którzy się zaciągają jak trudnym psychicznie wyzwaniem, jest wojsko.
- Niestety tego dowiadujemy się tylko na polu bitwy.
- Z którego nikt już nie wraca taki sam- dopowiedział.
- Niestety, gdyby ktoś wtedy by mi to powiedział może bym się wycofała, zamiast z uporem przeć do przodu.
- Niestety tego już nie zmienisz, chociaż jak byś chciała. A radzisz sobie jakoś?
- Na razie znalazłam prace. Nic szczególnego wypełniam jakieś papiery.- machnęłam lekceważąco ręką.
- Na dobry początek spokojnie wystarczy. Wyglądasz na niewyspaną.
- Słabo sypiam.
- Co za miękkie łóżko?
- I to jeszcze jak, w wojsku śpisz na gołej ziemi.
- Z kamieniem pod głową. Spokojnie to minie trzeba czasu, żeby wrócić do codzienności.
- A co jeśli nie uda mi się przywyknąć?- zapytałam pełna wątpliwości
- Uwierz mi. Jeśli przetrwałaś wojsko, to dasz rady na powrót przyzwyczaić się do szarej rzeczywistości.
- Widzę, że ty znalazłeś swoje miejsce po powrocie.
- Tak w dalszym ciągu pomagam ludziom tylko w nieco inny sposób.
- No tak może przy odrobinie szczęścia i mnie uda się znaleźć miejsce w nowym świecie.
- Życzę ci powodzenia. Nie jest to łatwe, ale dostanie się do wojska, będąc kobietą nawet w tych czasach też do najłatwiejszych zadań się nie zalicza, a ty dałaś radę.
- Dzięki na pewno się przyda. No dobra ja spadam papierkową robotą wzywa.
- Jasne do zobaczenia.
- Oby wkrótce. - odbiegam.
To było dziwne porozmawiać z kimś tak po prostu. Z kimś, kto cię nawet nie zna, ale czujesz, że chce, żeby Ci się udało. Taka zwyczajna rozmowa serio była mi potrzebna.
Weszłam do mieszkania. I co zobaczyłam? Siedzącego w salonie Tony'ego.
- Widzę, że wreszcie wyszłaś z mieszkania.- powiedział bez powitania
- No wiesz nie mogę tu siedzieć cały czas, bo oszaleję. A ty co tu robisz?
- Mam dla ciebie jeszcze trochę papierkowej roboty.
- No jasne, bo ja nie mam co robić tylko wypełniać te twoje tabelki.
- No, a niby co innego chcesz robić.
- No nie wiem biegać.
- A niby po co masz serum.
- Dla przyjemności. Poza tym mi się chyba też należy trochę odpoczynku.
- Odpoczywałaś siedemdziesiąt lat, tyle Ci chyba wystarczy.
- No dobra wypełnię te twoje tabelki.
- Doskonale. A teraz wybacz, Nick stwierdził, że chce ze mną porozmawiać o czymś strasznie ważnym.
- Niby o czym.
- Nie mam pojęcia. Nie powiedział, ale skoro chce ze mną rozmawiać, to musi być super ważne.
- No w sumie to racja.
Wyszedł.
Więc tak teraz wygląda moje życie. Wypełnianie głupich tabelek i rozmowy o moich traumach. No cóż, bywało gorzej.
CZYTASZ
Begin ・ Black Panther
Fanfiction❝Wysyłasz mnie do najlepiej rozwiniętego technologicznie państwa świata i liczysz, że to skończy się dobrze?❞ Madeline Barnes była tchórzem i chociaż nigdy głośno tego nie powiedziała, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. W końcu to właśnie lęk pc...