XXX

1.8K 81 58
                                    

Rano obudziło mnie hałasy dochodzące z kuchni. Już miałam chwycić za broń, kiedy uświadomiłam sobie, że to najpewniej T'challa. Rozluźniła mięśnie, które wcześniej spięłam. Leniwie podniosłam się z łóżka i udałam się do kuchni. Czekał tam już na mnie król. Uśmiechnęłam się do niego, co on odwzajemnił.

- Mam nadzieje, że moje królowa się wyspała.-podał mi kubek kawy. - Dzisiaj nasz wielki dzień.

- Wyspałam się, tak jak już dawno się nie wyspałam. - wzięłam od niego kubek i wzięłam pierwszy łyk. - Nie sądziłam, że król umie robić kawę.

- Już nie rób zemnie, takiej sieroty. - odwrócił się, udając oburzonego. - Radzę sobie wbrew temu, co ci się wydaje.

- Już dobrze. Nie wątpię w to, że umiesz sobie poradzić. - usiadłam na swoim ulubionym miejscu. Tym razem jednak nie patrzyłam za okno. Skupiłam się na T'challi. - To kiedy lecimy z powrotem do Wakandy.

- Mam nadzieje, że się nie rozpakowywałaś, bo wracamy jak najszybciej.

- Spokojnie. Jestem gotowa do podróży. - oznajmiłam, biorąc kolejny łyk kawy. - Pójdę się ubrać. - oświadczyłam, po czym ruszyłam do sypialni.

Otworzyłam szafę. Nie znalazłam w niej jednak, nic co bym akceptowała. No tak wszystkie swoje ulubione ubrania spakowałam na wyjazd. Tak, że wsztkie leżą w walizkach. Ostatecznie ubrałam na siebie czarne skórzane spodnie i białą nieco dłuższą bluzkę. Powiedzmy, że to jeszcze byłam w stanie znieść.

Wróciłam do kuchni, gdzie czekał na mnie już gotowy król. Zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął się rozbawiony.

- Nie wiedziałem, że nosisz takie ubrania.

- Uwierz mi, że ja też nie wiedziałam. No a teraz chodźmy już. Muszę jeszcze coś załatwić. - wzięłam jedną z walizek. Drugą zajęła się pantera.

Zeszliśmy do garażu i wsadziliśmy walizki do bagażnika. Wsiedliśmy do auta i udaliśmy się do Triscelionu. Zaparkowałam w podziemnym garażu i odpięłam pasy.

- Robię się za stara na podejmowanie tak głupich i spontanicznych decyzji. - oświadczyłam, wysiadając z auta.

- Jak nie teraz to kiedy? - spytała, również wysiadając z auta.

- Muszę porozmawiać z Nickiem o tym, że potrzebuję urlopu.

- Taaa jasne. Będę czekał na lodowisku.

Weszłam do gabinetu Nicka. Ten zdał się, być w ogóle niezdziwiony moją obecnością. Mam dziwne wrażenie, że wiedział, że przyjdę.

- Przedłużam twoją misję w wakańdzie. - oświadczył, co kompletnie mnie zaskoczyło. - Teraz kiedy odbędzie się eksport vibranium potrzebujemy człowieka na miejscu. No a tym już zapoznałaś się z terem.

- Zrozumiałam. - wzięłam od Nicka jakieś teczki i skierowałam się do wyjścia.

- Powinienem założyć, że zostaniesz naszą dyplomatką w wakańdzie na stałe? - spytał nie odrywając wzroku od papierów.

- Chciałabym być tego pewna. - oświadczyłam, opuszczając gabinet.

Chwilę później byłam już na lądowisku. Weszłam na pokład quinjeta i zajęłam wolne miejsce.

- Miło, że wracasz. - stwierdziła Okoye. - I liczę, że w końcu się ze mną zmierzysz.

- Mnie nie trzeba dwa razy prosić.

Podróż minęła nam spokojnie. Z miejsca podniosłam się, dopiero kiedy przekraczaliśmy barierę. Ten obraz chyba nigdy mi się nie znudzi. Wakanda była niepowtarzalna. A jej piękno było niemożliwe do opisania.

Begin ・ Black PantherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz