W końcu dotarliśmy na miejsce. Uroczystości miały się niebawem zacząć. Wokół było pełno ludzi. Uśmiechał się i rozmawiali o najróżniejszych sprawach. Po okolicy biegało sporo dzieci. Śmiały się i wygłupiały. Mimowolnie kąciki moich ust powędrowały ku górze. Chyba w życiu nie brałam udziału w niczym podobnym. A to zaledwie początek.
Wraz z T'challą udałam się w miejsce przygotowane specjalnie dla członków rodziny królewskiej. Na miejscu czekały już Shuri wraz z Ramondą ich matką. Towarzyszyły im wojowniczki Dory.
T'challa podszedł do matki, ta uchwyciła jego twarz w dłonie i powiedziała coś po wakandyńsku. Kompletnie nie zrozumiałam jej słów. Kiedy król odszedł od matki ta spojrzała na mnie. Gestem ręki pokazała, abym podeszła. To właśnie zrobiłam. Złapała moje ręce i uśmiechnęła się delikatnie.
- Wanga angakusikelela. (Niech wam Bast błogosławi) - rzekła, kładąc jedną z dłoni na moim policzku.
Nie zrozumiałam, co powiedziała. By się ratować, spojrzałam na księżniczkę. Ta widząc moje zakłopotanie bezgłośnie powiedziała, abym podziękowała.
- Ndiyabulela kuwe. (dziękuję) - ukłoniła jej się delikatnie. Dziękuję to jedno z niewielu słów, jakich się tutaj nauczyłam. Na moje szczęście.
Kobieta odeszła ode mnie robiąc miejsce Shuri. Ta podeszła do mnie szeroko się uśmiechając. Była czymś widocznie rozbawiona. Przytuliła mnie. Zanim zdążyłam zapytać, co ją tak rozbawiło odeszła stając obok matki.
Król podszedł do przodu. Wszyscy podaniu zwrócili się w jego stronę. Uważnie się im przypatrzyłam. Widziałam w nich miłość i szacunek do króla. Zresztą nic dziwnego. T'challa jest cudownym władcą.
- Witam was wszystkich na święcie wielkiej Bast. - zaczął, uśmiechając się szeroko. Wszystkie szepyta, które wcześniej dało się wysłyszeć w tłumie momentalnie ucichły. - Jak wszyscy doskonale wiecie dzisiaj świętujemy dzień, w którym wielka Bast zesłał na nas dar czarnej pantery. - wszyscy zgromadzenie zaczęli klaskać. - Niestety jak wszyscy doskonale wiecie rośliny dające moc czarnej pantery zostały spalone przez kilmongera. - oklaski momentalnie ucichły. - Poślijmy do miłosiernej Bast błagania by rośliny ponownie zakwitły. I pamiętajmy, że dzisiaj nie czas na smutki. Święto wielkiej Bast uważam za rozpoczęte. Życzę wszystkim udanej zabawy. - król odszedł od krawędzi. Poddani ponownie zaklaskali.
Muzyka zaczęła grać. Mój partner pociągnął mnie bliżej tłumu. Tak, abym lepiej mogła przyjrzeć się widowisku. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to plemię wojowników jadące na nosorożcach. Za nimi podąrzał tancerze. Póżniej ludzi tańczony z ogniem.
Spojrzałam na T'challe. Było niewiarygodnie. Chciałam coś powiedzieć, jednak nie miałam pojęcia co mogłabym dodać. Nie umiałam znaleźć słów, by opisać to, co widzę. W końcu udało mi się zebrać myśli.
- Wakanda jest niesamowita. - wydusiła z ledwością.
- To niepowtarzalne miejsce. Odcięte od świata. Nie istnieje lepsze miejsce, by zacząć od nowa. - uchwycił moje dłonie.
- A ludzie... W życiu nie spotkałam ludzi tak życzliwych i pracowitych. - po raz kolejny przeszedł mnie miły dreszcz. Tym razem jednak nie przeraziło mnie to. Było to cudowne dopełnienie tej magicznej chwili.
- Niezmiernie mnie cieszy, że ci się podoba i, że się tutaj odnalazłaś... Pasujesz tutaj. - dodał przyciągające mnie bliżej siebie.
- Naprawdę tak uważasz? - spytałam pełna nadziei. W mojej głowie pojawił się szalony pomysł zamieszkania w wakańdzie. Zostania tutaj na stałe. Przez chwilę nawet pozwoliłam sobie na wyobrażenie sobie mojego wspólnego życia z królem. Szybko jednak wyparłam te myśli.
CZYTASZ
Begin ・ Black Panther
Fanfiction❝Wysyłasz mnie do najlepiej rozwiniętego technologicznie państwa świata i liczysz, że to skończy się dobrze?❞ Madeline Barnes była tchórzem i chociaż nigdy głośno tego nie powiedziała, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. W końcu to właśnie lęk pc...