XXVIII

1.7K 96 22
                                    

Weszłam do mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Zdjęłam buty i udałam się w głąb mieszkania. Nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu tak samo puste i zimne. Idą mało nie zabiłam się o walizki postawione w przejściu. Agent wszedł i postawił je chyba w możliwie najgłupszym miejscu, w jakim mógł. A, jako że mi szczerze nie chciało się bawić, w rozpakowywanie po prostu wzięłam i wbiłam je w kąt. Tylko po ty mi nie przeszkadzały.

Westchnęłam cicho. Nie mogłam pozbyć się dziwnego uczucia w środku. Nie umiałam go w żaden sposób nazwać. Czułam się jakby, ktoś ściskał mnie od środka. Było to coś dziwnego. Chciało mi się krzyczeć, płakać i na kimś się rozładować jednocześnie. Nie panowałam nad tym. Postanowiłam, że najlepiej będzie, jak od razu położę się do łóżka.

Weszłam pod prysznic. Włączyłam ciepłą wodą. Miałam nadzieję, że pomoże mi się to odprężyć. Niestety to nie mogło być aż takie proste. Ciepła woda pomogła w niewielkim stopniu. W dalszym ciągu czułam się okropnie. Tak jakbym była winna całemu złu tego świata.

Od razu po ubraniu się położyłam się na łóżku. Miałam szczerą nadzieję, że sen mi pomoże. Niestety po jakiejś godzinie przewraca nią się z boku na bok, stwierdziłam, że nic z tego nie będzie. No cóż, widocznie na sen jestem zbyt wypoczęta i roztrzęsiona. Podniosłam się więc z łóżka i udałam się do kuchni.

Nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Bezcelowość mojego istnienia stała się dobitnie wyraźna. W końcu zrobiłam sobie kawy, której w tym stanie pewnie nie powinnam pić na, ale co mi tam. Usiadłam przy stole i postanowiłam spisać raport. Tak czy siak, musiałam to zrobić. No a im wcześniej go napisze, tym szybciej będę mogła zapomnieć. To znaczy, na to liczę.

Usiadłam nad raportem. Nie miałam pojęcia co napisać. Musiałam kłamać. Chyba jeszcze w życiu nie skłamałam w raporcie. Od kiedy pamiętam, wszyscy patrzyli mi na ręce. Jedna z niewielu kobiet w wojsku i to do tego z serum. Nikt mi nie udał. No i oczywiście znaleźli się tacy co bez końca powtarzali, że nie zasłużyłam. Dlatego też zawsze musiałam być bardzo dokładną i szczera. Na, ale cóż zawsze musi być ten pierwszy raz. Złapałam za długopis jednak ręka tak mi się trzęsła, że nie mogłam nic napisać. Czyli z raportu też nici. Po prostu cudownie. I co ja teraz ze sobą zrobię?

Mój wzrok powędrował na ulicę widoczną z okna. Patrzenie przez nie było niegdyś moim ulubionym zajęciem. Teraz to już nie było to samo. Szare ulice new yorku opanowane przez ludzi niezadowolonych ze swojego życia ni jak nie miały się do malowniczej Wakandy.

Mimo moich starań łzy w końcu spłynęły po mej twarzy. Nie mogłam dłużej z nimi walczyć. Czułam się podle. Zraniłam go. Jedną z niewielu osób w moim życiu, którą tak kochałam i na której tak mi zależało. To był koniec. To, co zrobiłam, było nieodwracalne. Nie mogłam nic z tym zrobić. Byłam głupia. Chociaż i tak najgłupszym było zakochać się w nim. Podać się uczuciu do osoby którą znało się tak słabo. Jednak ja byłam królową głupich decyzji. Żadko, kiedy pomyślałam chociaż raz przed podjęciem decyzji. Zawsze robiłam rzeczy w przypływu nagłych emocji. Które bez skutecznie starałam się okiełznać.

W kieszeni kurtki wiszącej w przed pokoju znalazłam paczkę papierosów. Nie paliłam już dosyć dawno. Jednak ja tak miałam. Niby nie paliłam, ale kiedy przyszedł trudny okres w życiu, umiałam wypalić trzy paczki dziennie. Dokładnie tak jakby papierosy miały w magiczny sposób pomóc mi rozwiązać wszystkie moje problemy.

Usiadłam na krześle w kuchni i włożyłam papierosa do ust. Podpaliłam go, po czym wciągłnęłam dym do płuc. Zupełnie nie przejmowałam się tym, że jestem w pomieszczeniu. Nigdy jakoś się tym nie przejmowałam. W takich momentach wracałam wspomnieniami do mojego ojca. On zawsze palił w pomieszczeniach. Za co zawsze dostawał srogie baty od mamy. Pamiętam, że zawsze wypominała mu, że wszystkie ich dzieci palą przez niego. Mimowolnie uśmiechnęłam się na te wspomnienia. Pamięć mimo wieku nie zawodziła mnie. Pamiętałam rodziców doskonale. Tak jakby nadal żyli. Jakby nadal przy mnie byli. Tak samo wszystkich braci. Jadnak Bucky on zupełnie nie przypomniał siebie z moich wspomnieć. Chociaż czemu tu się dziwić. Przeżył to, co przeżył a nikt nie mógłby pozostać po czymś takim niezmieniony.

Moje gdybania nad przeszłością przerywało skrzypienie drzwi. Westchnęłam ciężko i otarłam łzy. Doskonale wiedziałam kto to taki. Tony nigdy nie pukał. Czym szczerze zaczynał mnie denerwować.

- Mogłabyś nie palić w pomieszczeniu. - upomniał mnie, zajmując wolne miejsce przy stole.

- Ja tu mieszkam i będę palić tam, gdzie mi się podoba. - oznajmiłam stanowczo, ponownie się zaciągając.

- Słysze, że jesteś nie w humorze. Nie dziwię Ci się. Powrót z wakandy do tego szarego miasta nie jest niczym miłym. - stwierdził, zabierając mój kubek z kawą.

- Nigdy tam nie byłeś. - Zauważyłam, mimowolnie spoglądając na okno.

- Nie tam, ale bywałem w pięknych miejscach. - oznajmił, dopijając kawę z kubka.

- Z tobą. - rzuciłam, wbijając wzrok w przechodniów.

- Dobra coś czuję, że dzisiaj sobie nie porozmawiamy. - podniósł się z krzesła i skierował do wyjścia. - Zobaczymy się jutro. Może wtedy będziesz bardziej rozmowna. - oznajmił, wychodząc z mieszkania.

On to jednak wiedział, kiedy przyjść. Niemal zawsze przychodził w nieodpowiednich momentach. No a może to po prostu ze mną jest coś nie, okej? No i dla mnie nie ma właściwego momentu? Sama już nie wiem.

Westchnęła ciężko. Spojrzałam na zegar, co jedynie mnie dobiło. Dwudziesta, czyli za kilka godzin wypadałoby się położyć. Co przez dziwne samopoczucie nie było wykonalne.

Życie znowu przybrał dla mnie nijaki sam. Dziwne i puste. Pozbawione celu. Zdawałam sobie pytanie, co dalej? Jednak sama nie umiałam na nie odpowiedzieć. Ostatecznie doszłam do wniosku, że muszę napisać raport i podjąć kolejną misję. Może to w jakiś sposób pomoże mi dostrzec sens.

Wypaliłam papierosa i podniosłam się z miejsca. Umyłam kubek. Stwierdziłam, że mimo wszystko spróbuję jeszcze raz się przespać. Może w końcu mi się to uda. Chociaż marne szanse.

Już miałam wyjść z kuchni, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Po prostu super. Kto tym razem postanowił mnie podenerwować. Podeszłam do drzwi i je otwarzyłam.

Stanęłam jak wryta. Moje serce się zatrzymało. Przez chwilę zapomniałam o potrzebie oddychania. Pewnie stałabym tak dłużej, gdyby nie to, co zrobił. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Położył dłonie na mojej tali, po czym połączył nasze usta w delikatnym pocałunku.

Begin ・ Black PantherOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz