Obudziłam się otoczona stosem papierów. Musiałam zasnąć przy pracy. Po spotkaniu ze Steve'm czułam się nieco nieswojo. Znowu dopadły mnie wyrzuty sumienia, a kiedy tylko coś w życiu mi się nie układa, oddaje się pracy. To zawsze mnie uspokaja. Zebrałam papiery i ułożyłam je w teczkach. Chciałam zostawić po sobie porządek. W końcu już dzisiaj wyjeżdżam i nie wiem, kiedy wrócę. Dokładnie jak za czasów wojny. Chociaż mi to już wszystko kojarzy się z wojną. Odłożyłam teczki na miejsce i poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Przyznam, że zdążyłam już nabrać paru nawyków i nieco przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. Nie jest idealny i daleko mi jeszcze do normalności, ale cieszę się z każdego nawet najmniejszego postępu. Piłam kawę jak zawsze w swoim ulubionym miejscu. Jak zawsze patrzę przez okno. Ciągle towarzyszą mi spokój i cisza, które są dla mnie dziwnie nienaturalne. Wypiłam kawę, śniadanie ominęłam. Zresztą jak zwykle. Nigdy nie jadam śniadań. Nie jestem ich fanką. I mam szczerze gdzieś czy to zdrowe, czy nie.
Weszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubrania. Oczywiście zasnęłam w jeansach, przez co mam obolałe nogi. Zawsze, kiedy za długo noszę obcisłe spodnie bolą mnie nogi. Jest to jedno z moich małych dziwactw. Weszłam pod prysznic. Włączyłam gorącą wodę. Oparłam się o jedną ze ścian. Stałam tak dłuższą chwilę. Dopiero kiedy zaczęłam czuć dyskomfort spowodowany zbyt wysoką temperaturą wyprostowałam się. Włączyłam nieco chłodniejszą wodę i umyłam się. Wyszłam spod prysznica i opuściłam łazienkę. Weszłam do sypialni i wybrałam ubrania. Ubrałam się. Sprawdziłam telefon. Zobaczyłam nie przeczytaną wiadomość od agentki Hill. Napisała, by przypomnieć mi o locie. Odpisałam, że pamiętam. Sprawdziłam walizki. Nie potrzebuje wielu rzeczy, więc fakt jak tego dużo trochę mnie zdziwił. Zabrałam walizki i wyszłam z mieszkania. Zapakowałam się do samochodu i pojechałam do bazy tarczy.
W drodze do bazy zaczęłam rozmyślać. Robię to niemal zawsze, kiedy jadę autem czy robię inne rzeczy wymagające mniejszego skupienia. Dociera do mnie wiele rzeczy. Na przykład fakt, że wyjazd w ogóle mnie nie smuci. Nie zostawiam tutaj, nic za czym mogłabym tęsknić. Nawet mój rodzony brat nie jest kimś za kim bym tęskniła. Kiedy z nim rozmawiałam ten jeden raz, w ogóle go nie poznawałam. To nie jest już pocieszny, pełen życia i optymizmu Bucky. Teraz jest zmęczonym życiem człowiekiem z masą traumatycznych wspomnień na karku. Zastanawiam się, czy on też mnie nie poznaje? Minęło tyle lat. Czas oddala od siebie ludzi jak mało co. No i nikt nie jest niezmienny. Do pewnego momentu byliśmy z Bucky'm nierozłączni. Zawsze razem mimo wszystko. Jednak nastał czas, kiedy się od siebie oddaliliśmy. Życie wybrało dla nas nieco inne losy. Teraz już nie jesteśmy tak, uderzająco podobni. Życie boleśnie nas doświadczyło, zwłaszcza Jamesa. Teraz więcej nas dzieli niż łączy. Co boleśnie pokazuje jak czas i doświadczenia wpływają na ludzi.
W końcu dotarliśmy na miejsce. Zebrałam się i skierowałam do biura Nicka. To była nasza ostatnia rozmowa przed wylotem. Zapukałam do drzwi, kiedy uzyskałąm pozwolenie, weszłam do środka.
- Liczę, że się spiszesz.
- Zwarzywszy na to, że nie do końca wiem, po co tam lecę może być trudno.
- Wykonywałaś już trudniejsze zadania.
- Zadania, w których miałam jasno wyznaczony cel.
- Liczyłem, że kryje się za tobą więcej niż zwykły żołnierz ślepo wykonujący rozkazy.
- Świadomość tego, jaki jest cel misji, jest czymś zupełnie innym niż ślepe wykonywanie rozkazów.
- Dasz radę. Masz niezły tupet, co na pewno pomoże. Poza tym ty masz tam jechać rozmawiać, a nie bawić się w zbawiciela świata.
CZYTASZ
Begin ・ Black Panther
Fanfiction❝Wysyłasz mnie do najlepiej rozwiniętego technologicznie państwa świata i liczysz, że to skończy się dobrze?❞ Madeline Barnes była tchórzem i chociaż nigdy głośno tego nie powiedziała, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. W końcu to właśnie lęk pc...