Dla informacji Wrenlou i Czkawka NIE są parą. To, co robi Wrenlou, to tylko pocieszanie jego "brata" po koszmarze.
🐉
- Co Ty sobie, zarty jakies robisz? Jakbys jeszcze nie wiedzial, to idziemy na wojne. Moze sie zdecyduj po ktorej stoisz stronie.
Czkawka drżał przez sen. Od dawna nie śnił mu sie Berk ani Astrid. Chrząknął, wymamrotał coś, ale się nie obudził.
- Och no weź! Choc raz daj mi isc. Musze sie wreszcie wykazac.
- Wykazales sie wiele razy i to wybitna głupotą.
- Dwie minuty no, zabiję smoka i moje życie diametralnie sie zmieni, może ktoras mnie nawet zechce!
- Nie umiesz machac młotem, ani rombac toporem, nawet rzucac dobrze nie umiesz
- Okey, fakt. Ale to moze rzucac za mnie...
- Widzisz! No ja własnie o tym mowie!
- Ale wystarczy pomniejsza kalibracja...
- Nie, nie, nie Czkawka, jeżeli masz stad kiedykolwiek wyjsc i walczyc ze smokami, musisz wreszcie skonczyc... z tym.
- Mam rozumiec, ze chodzi Ci o mnie, tak?
- Własnie, o to chodzi. Skoncz z byciem takim jakimś...
Szczerbatek uniósl się nad jeźdźcem, cicho pomrukujac. Było jasne, że śnił i, że to koszmar, ale nie obudziłby się. Smok szturchnął go ponownie, ale Czkawka uderzyła go tak, jakby próbował przepędzić muchę.
- Czkawka
- Tato! Eee... Musze Ci cos powiedziec, tato.
- Ja tez musze cos z toba omowic, synu.
- Czas abys na prawde nauczyl sie jak zabijac smoki/- Czy ja na prawde musze zabijac smoki?
- Co?
- Eee... Mow pierwszy.
- Nie, nie Ty mow pierwszy.
- Wiec tak... Chciales to masz, smocze szkolenie. Zaczynasz jutro rano.
- O matko! A moglem mowic pierwszy, eee... bo tak sobie pomyslalem, ze no wiesz jest u nas, nadwyżka wikingow zabijajacych smoki, ale jest tez depicyt wikingow na przyklad piekarzy, albo wikingow...
- Masz to dla Ciebie - Stoick podaje topor.
- Ale ja nie chce zabijac smokow...
- Haha, ale jasne, ze chcesz.
- Podejscie drugie, Tato ja nie potrafie zabic smoka.
- Ale nauczysz sie, nauczysz.
- Nie wiesz, mam jakies takie silne przeczucie, ze nie.
- Juz czas chlopcze.
- Ty mnie wogole sluchasz?
- To nie sa żarty Synu! Biorac do reki ten topor, stajesz sie takim jak my. To znaczy chodzisz jak my, mowisz jak my, myslisz jak my. Musisz skonczyc z... z tym.
- Mam rozumiec, ze chodzi Ci o mnie?
- Tak
- Ta rozmowa jakby przestaje przypominac dialog.
- TAK
- Tak...
- Dobrze. Nie oszczedzaj sie. Niedlugo wroce. Mam nadzieje...
- Ja bede czekał... chyba.
Smok krążył po pokoju, niespokojny, gdy jego jeździec mamrotał cos przez sen, obracając się, nie mogąc uciec od koszmarów.
- Nie, nie potrzebnie tak dramatyzujesz. Nie chodzi o to, ze nedznie wygladasz, to Twoj charakter najbardziej go drażni.
- Dzieki, ze mi to podsumowales.
- Oj zrozum no. Przestan na sile probowac byc kims kim nie jestes.
- Ja tylko probuje byc jednym z was.
Czkawka był już zwinięty, a koc owinięty ciasno wokół jego ciała. Jego dłonie zacisnęły się w pięści. Obraz zmienił sie. Nie był już na Berk.
Było gorąco... słońce swiecilo na niebie, a jego usta były suche... o co chodzi? Polecieli do Rzymu... tak, Rzym. Próbował otworzyć oczy, ale nie mógł. Jego ramiona były ciężkie... jego ciało było ciężkie... próbował się poruszyć, ale było coś, co trzymało go w miejscu. Kiedy pociągnął za rece, zauważył, że wokół jego nadgarstków znajdują się łańcuchy. Zaczekaj, łańcuchy? W końcu otworzył oczy i kiedy zobaczył wysoką ścianę więzienia, nagle przypomniał sobie. Poleciał do Rzymu z Wrenlou. Byli na rynku i doszło do szamotaniny. Cóż, to było cos więcej niż bójka. Został oddzielony od Wrenlou i jakims trafem rzymscy żołnierze zastali go z krwawiącym nożem i ciałem u jego stóp. Aresztowali go, przesłuchiwali go, a potem skazali na śmierć za morderstwo. Nie miał pojęcia, jak długo tu był, ale jego gardło płonęło...
- O, moi bogowie, Czkawka!
Ręce chwyciły go, coś roztrzaskało łańcuchy. Nogi nie mogły utrzymać jego ciężaru i potknął się. Woda uderzyła w jego spieczone wargi i wypił ją z zapałem.
- O bogowie, tak mi przykro, powinienem być tu wcześniej. Szczerbatek!
Obok niego rozległ się podmuch wiatru i mruczenie smoka.
Szczerbatek patrzył, jak jego jeździec odwraca się od niego. Był prawie pewny, że obudziłby go, ale cokolwiek mu sie śniło, miało go w swoim uchwycie i nie chciało odejść. Szturchnął mężczyznę.
- Mordko...
Miękki szept Czkawki, nic wiecej. Smok znowu zawarczał.
Ciemny pokój, człowiek, którego nie rozumiał. Bał się. Mężczyzna wpatrywał się w niego, a potem odwrócił i wyszedł. Został sam, wiedząc, że mężczyzna wróci. Ale kiedy drzwi się otworzyły, mężczyzna stojący w drzwiach nie był tym, który go przesłuchiwał. To był zupełnie ktoś inny.
- Tato...?
- Jak mogles zdradzic swoj lud? Nie jestes wikingiem... i nie jestes moim synem.
- Tato, prosze posłuchaj mnie...
Patrzył zszokowany, gdy mężczyzna podniósł siekierę...
Krzyknął, starając się uciec od człowieka, którego juz nie było. Zaplątany w koc, wyskoczył z łóżka i upadł na podłoge. Usłyszał głośne warczenie smoka i zakrył uszy. Zwinął się w kącie, przerażony obrazami, które go prześladowały.
- Czkawka!
Ktoś klęknął przed nim, próbując oderwać dłonie od jego głowy.
- Czkawka, co sie stało?
Spojrzał w górę. Wrenlou siedział przed nim. Za nim widział dwa smoki. Wpatrywał się w mężczyznę, nie do końca pojmując, że już nie grozi mu niebezpieczeństwo.
- Czkawka...
Pozwolił Wrenlou wciągnąć go w ramiona. Szczerbatkiem podszedł bliżej, warczac z niepokojem. Położył głowę na nogach jeźdźców i spojrzał na nich błagalnym wzrokiem. Po chwili Czkawka odsunął się od Wrenlou i odwrócił się do niego.
- Znowu koszmar?
- Nie... było znacznie gorzej...
Ukrył twarz w dłoniach, czując dłoń Wrenlou na swoim ramieniu.
- Muszę wrócić. - Wymamrotał, jego głos był stłumiony przez jego dłonie.
- Co?
- Muszę wrócić na Berk.
CZYTASZ
Return of the Dragon Rider (Wolno Pisane)
FanfictionDziesięć lat po nagłym zniknięciu chłopca, wioska o nazwie Berk, jest w ruinie. Za każdym razem naloty smoków są częstsze i bardziej intensywne. Ale wszystko się zmieni, gdy pewnej nocy zestrzelą Nocną Furie i jego jeźdźca...